Katastrofa w Monachium. Mieli zagrozić Bayernowi, popadli w niebyt
"Raz lew, na zawsze lew"
W minionym sezonie początkowo nic nie zapowiadało katastrofy, zespół plasował się na bezpiecznym miejscu. Nawet przed ostatnim spotkaniem w 2. Bundeslidze - na wyjeździe z 1. FC Heidenheim - miał szansę na uniknięcie baraży. - Trzymam kciuki za TSV. Życzę drużynie, sztabowi trenerskiemu i rewelacyjnym fanom dużo szczęścia. Ten wspaniały klub w żadnym wypadku nie może spaść do trzeciej ligi - mówił w maju br. Piotr Nowak w rozmowie z portalem dieblaue24.com.Trener gdańskiej Lechii nadal kibicuje "Sześćdziesiątkom" i śledzi ich losy. Wyjaśnił dlaczego. - Jednego powiedzenia nigdy nie zapomniałem. "Einmal Loewe, immer Loewe" (tłum. "Raz lew, na zawsze lew" - przyp. red.) - dodał, mając na myśli klubowe motto.
Jednak w meczu 34. kolejki w Heidenheim "Lwy" wypuściły z rąk ogromną szansę. Do 85. minuty prowadziły 1:0, co dawało im utrzymanie. Później jednak straciły dwa gole i przegrały. W ostatnich ośmiu kolejkach zdobyły zaledwie pięć punktów. Musiały więc grać w barażach. A jak to się skończyło, już wspominaliśmy.
Najnowsza historia klubu z Monachium to przykład na to, że upadają nie tylko biedne kluby. TSV 1860 zmierzał na dno głównie wskutek fatalnego zarządzania i nieustannych konfliktów wewnątrz organizacji.
Arabowi nie podoba się 50+1
30 czerwca 2011 r. Hasan Ismaik zakupił 60 procent akcji TSV 1860 Monachium. Zapłacił za nie 18 mln euro. Stał się pierwszym Arabem, który nabył akcje klubu z Niemiec. - TSV ma wspaniałą tradycję i tożsamość, które powinny być zachowane i wspierane. Klub ma ogromny potencjał i zagorzałych kibiców - powiedział Jordańczyk po transakcji.
Ismaikowi - właścicielowi HAM International Limited, firmy handlującej ropą i nieruchomościami - nie podobało się w Niemczech tylko jedno. Przepisy obowiązujące w niemieckiej lidze, a konkretnie tzw. 50+1 Regel (reguła 50+1). Jordański inwestor, kupując 60 proc. akcji, może liczyć tylko na 49 proc. głosów. Wspomniane 51 proc. musi bowiem należeć do członków niemieckiego klubu. W ten sposób nasi zachodni sąsiedzi starają się chronić interesy klubów przed kaprysami prywatnych biznesmenów, egzotycznych bogaczy. Nie chcą, by klub upadł w sytuacji, gdy większościowy akcjonariusz postanowi zabrać zabawki i zrezygnować. - Uważam, że bez reguły 50+1 futbol byłby zdrowszy. Te przepisy nie są dobre dla klubów i dla piłki - mówił Ismaik we wspomnianej rozmowie z "Kickerem" w 2016 r.
- TSV to zamożny klub? Stabilny, od kilku lat ma bogatego, arabskiego inwestora - tak o "Lwach" mówił w 2014 r. Grzegorz Wojtkowiak w "PS". - Nie mamy żadnych kłopotów z wypłacalnością. Jeśli trzeba, na mecze latamy samolotem - dodał.
Ismaik w ciągu sześciu lat wpompował w "Sześćdziesiątki" 60 mln euro. Cóż z tego, skoro zespół nie robił postępów. Najgłośniej zaś było o tarciach, intrygach, walce o władzę, nieustannych konfliktach między inwestorem a działaczami klubu. Ismaik, choć nie miał bezwzględnej większości, chciał decydować o wszystkim. Trenerzy czy dyrektorzy sportowi zmieniali się co chwilę. To był jeden wielki rollercoaster, a apogeum szaleństwa osiągnięto w minionym sezonie.
Nieustanne zmiany i szastanie kasą
W grudniu ub. roku Ismaik zastąpił dyrektora zarządzającego Thomasa Eichina swoim człowiekiem - Amerykaninem Anthonym Powerem. Ten starał się zaprowadzić rządy twardej ręki, ale niektóre z jego metod były dość absurdalne. Kazał m.in. skandować piłkarzom przed meczami okrzyk "We are lions" ("Jesteśmy lwami").
NA TRZECIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN., JAK "LWY" WYRZUCAŁY PIENIĄDZE W BŁOTO I DLACZEGO KIBICE ZAREAGOWALI EUFORYCZNIE NA WIEŚĆ O BRAKU LICENCJI NA TRZECIĄ LIGĘ