Karol Klimczak. Bajpasy, dymisja i transfery

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Tyle że zdaje się, iż Robak chce odejść z Lecha.

O, rzecz w tym, że mamy obowiązujący kontrakt. Podchodzę do tego spokojnie, Marcin jest zawodnikiem, który jeśli będzie w dobrej dyspozycji, może Lechowi jeszcze dużo dać na boisku. Na razie widzimy go w Poznaniu. Ja też chciałbym być blondynem z kręconymi włosami, nie jest to jednak możliwe.

Rozstanie z Robakiem nie byłoby najrozsądniejszym rozwiązaniem dla obu stron?

Nie. Brutalna prawda, czy to się komuś podoba, czy nie, jest taka, że piłkarz, decydując się na podpisanie kontraktu z klubem, godzi się, iż przez czas obowiązywania umowy decydentem w sprawie jego przyszłości zawodowej będzie właśnie klub. To my i tylko my decydujemy o tym, czy Marcin odejdzie z Lecha i na jakich warunkach. Jeśli zaś zostanie, co będzie robił, jaką odegra rolę - czy będzie w pierwszej drużynie, czy będzie prowadził działania marketingowe, czy też będzie pomagał w rezerwach lub akademii. Jest naszym zawodnikiem.

Gdyby było inaczej i to piłkarz mógłby powiedzieć: znudziła mi się gra na skrzydle, od jutra chcę występować na pozycji numer 6, mielibyśmy do czynienia z anarchią. Sorry, ale dopóki trener i klub widzą Marcina w drużynie, dopóty on w niej będzie w czasowych ramach kontraktu, a gdy będzie odwrotnie, klub zdecyduje, że już nie widzi Robaka w zespole, wtedy on się tego od nas dowie.

Robak w kilku ważnych meczach nie grał, ponieważ klub chciał promować Dawida Kownackiego?

Absolutnie nie miało to miejsca. Powiem więcej, sam dziwiłem się, że choćby w spotkaniu z Legią w Poznaniu trener wystawił Dawida. Ja pewnie postąpiłbym inaczej, Marcin jest silny, potrafi rozbijać obrońców rywala, powalczyć o górne piłki, dać się sfaulować, dopiero później postawiłbym na świeżego, dynamicznego Kownasia. Nikt nie wpływał jednak na decyzje trenera. Jego prawo.

Kownacki odejdzie z Lecha w najbliższym oknie transferowym?

Tak, stanie się to 10 lipca o godzinie 13.00...  A na poważnie, jest duże zainteresowanie Dawidem, z czego jestem dumny, to jest powód do chwały, ponieważ akademia Lecha jest znana i ceniona w Europie. Zawodnicy wychodzący od nas robią klubowi dobrą robotę za granicą.

Przede wszystkim grają, a nie oglądają mecze z trybun.

Dokładnie tak. Fajne jest jednak również to, że odpowiedzialnie podchodzą do karier. Kownaś mógł już dawno wyjechać z Polski, on zdecydował, że chce zostać, nikt go na siłę z Poznania nie wypycha. Zawodnicy rozmawiają z nami po partnersku i często mówią wprost: ta oferta jest z fajnego klubu, ale szanse na grę mam niewielkie. Pełna zgoda, zresztą nam również zależy na tym, żeby te ruchy były przemyślane, ponieważ budują zawodników, ale także markę Lecha. Linetty, Bartosz Bereszyński, Krystian Bielik to piłkarze ukształtowani pod względem piłkarskim przez nas, nawet jeśli dwaj ostatni za granicę wyjechali z Legii.

Robert Lewandowski i Łukasz Teodorczyk też wyszli z Lecha, choć oczywiście wychowankami Kolejorza nie są. Duże kluby widzą, że reprezentacja Polski jest wysoko w rankingach, analizują kadrę, dostrzegają, że jest w niej taki dobry Linetty, sprawdzają, gdzie grał wcześniej i dochodzą do wniosku, że może w Lechu mają kolejnego zdolnego chłopaka. Tak to się nakręca.

Ale Kownacki odchodzi czy zostaje?

Jest zainteresowanie klubów włoskich, niemieckich i hiszpańskich, ale w tej chwili oferty z wymienianej już nagminnie Sampdorii Genua w sensie fizycznym w klubie nie ma. Podkreślam: w tej chwili. To kupujący mówi, kiedy chce przeprowadzić transakcję. Przecież my nie będziemy wozić Dawida z klubu do klubu i prosić o oferty. Rynek działa w określonych warunkach. Najpierw na zakupy ruszy liga angielska, później dopiero pozostałe kluby, jak już zaczną docierać do nich pieniądze z Premier League, poza tym część lig jest na wakacjach. My nie jesteśmy, gdyż już pod koniec czerwca gramy w Europie...

Lech bierze pod uwagę scenariusz, według którego latem z klubu odejdzie nie tylko Kownacki, ale również Bednarek?

Tak może się zdarzyć. Dlatego pracujemy nad transferami do klubu, aby szybko wypełnić luki powstałe po odejściu tych zawodników. Nic się więc nie stanie. Ja bym wolał, żeby ci zawodnicy zostali u nas, niemniej funkcjonujemy w określonych realiach. Dotyczy to nie tylko polskich piłkarzy, również informatyków, hydraulików. Z jakichś przyczyn przykładowy hydraulik woli pracować w Paryżu niż w Poznaniu.

5-6 milionów euro, o takiej kwocie transferu mówi się w przypadku Bednarka, potwierdza pan?

Prasa pisze o takich pieniądzach i tyle mogę powiedzieć w tym temacie, podobnie jak w przypadku zainteresowania Duńczykiem Christianem Gytkjaerem. W Lechu prowadzimy otwartą politykę finansową, audyt, któremu klub zostanie ponownie poddany, pokaże dokładnie, ile kosztowali poszczególni zawodnicy. Kwoty będą jawne.

Stać was na transfery zawodników z polskich klubów? Podobno jest temat sprowadzenia do Poznania Fiodora Cernycha.

Pewnie prezes Jagiellonii Czarek Kulesza powiedział komuś, że dzwoniłem do niego w sprawie Cernycha. Cena za Litwina to półtora miliona euro... Miejsce ekstraklasy w rankingu UEFA powoduje, że polskie kluby nie zarabiają dużych pieniędzy w Europie. Druga sprawa, przychody z transferów. Sprzedajemy zawodników za granicę ciągle poniżej ich wartości. Chorwat o umiejętnościach Linettego poszedłby za 10 milionów euro. Krótko mówiąc - w systemie jest za mało pieniędzy.

Jeśli uda się zmienić ten stan rzeczy, wtedy wyróżniający się zawodnicy w ekstraklasie nie będą szukać transferów do Rosji lub Turcji, ponieważ w Polsce będą mogli zarobić podobnie. Co nie znaczy, że piłkarze zupełnie przestaną wyjeżdżać z ekstraklasy. Największe kluby w Europie sprzedają zawodnika za 50 milionów euro, a uzyskane pieniądze w całości mogą przeznaczyć na zakup kolejnego. Natomiast 95 procent klubów musi działać inaczej, dajmy na to Anderlecht Bruksela sprzeda Teodorczyka za 15 milionów euro, ale w jego miejsce nie kupi napastnika za tak duże pieniądze. Tylko poszuka piłkarza za 2-3 miliony.

Lech, sprzedając zawodnika za 2-3 miliony, rozgląda się za wzmocnieniem za 300-400 tysięcy euro, ponieważ pozostałe pieniądze uzyskane z transferu potrzebne są klubowi do codziennego, normalnego funkcjonowania - zapłacenia pensji, prądu.

Czyli Lech nie może obecnie pozwolić sobie na zapłacenie za piłkarza miliona euro.

Może, niemniej zachwiałoby to naszą polityką transferową. Nie jest jednak tak, że stoimy w miejscu. W każdym oknie stać nas na coraz droższych zawodników, podnosimy kwotę, którą możemy przeznaczyć na transfer jednego piłkarza. I jesteśmy w stanie zaoferować wyższe kontrakty. A skoro są drożsi, bo tak ich wycenił rynek, w teorii mają wyższą jakość, co sprawia, że Lech staje się silniejszą drużyną. Audyt wykaże również, że drużyna lepiej zarabia. Pewnych rzeczy jednak nie przeskoczymy, chętnie wzięlibyśmy Bartka Kapustkę, kiedy jeszcze grał w Cracovii, ale za jego transfer i utrzymanie nie bylibyśmy w stanie zapłacić. Dlatego nie ma go w Lechu.

O jakiej maksymalnej wysokości kontraktu mówi pan w przypadku Lecha? 400 tysięcy euro za rok gry jest dla klubu osiągalne?

Tak, możemy zapłacić takie pieniądze. Patrzymy jednak na ten temat inaczej. Żeby stworzyć maszynę, która na boisku będzie miała pewność siebie i w decydującym momencie nie spali jej presja, musisz mieć całą kadrę złożoną z podobnych piłkarzy. Nie wychodzimy z założenia, że jeden zawodnik, nawet ekstraopłacany, zbawi Lecha.

To jaki to był sezon pod względem finansowym dla Lecha?

Zmierzamy w tym kierunku, aby w 2020 roku osiągnąć przychód na poziomie
100 milionów złotych. Fakt, że w rozgrywkach 2015-16 zajęliśmy siódme miejsce w lidze, nie spowodował problemów finansowych. Mimo że nie uzyskaliśmy przychodu z gry w europejskich pucharach, klub normalnie funkcjonował, mogliśmy inwestować w infrastrukturę, oddać do użytku nowe boisko treningowe, postawić lokomotywę pod stadionem, w końcu dokonywać transferów. Krótko mówiąc - słabszy wynik sportowy nie doprowadził do katastrofy finansowej.

Co ważne, frekwencja przy Bułgarskiej wróciła do poziomu średnio 20 tysięcy widzów na meczu, więc z tego jesteśmy zadowoleni, gdyż powróciło zaufanie kibiców, a to się dla klubu przekłada na konkretne pieniądze. Pod względem biznesowym rok był więc udany, natomiast w działalności w piłce najważniejszy jest wynik. Zdrowe finanse muszą dawać bazę do budowania silnej drużyny, a co za tym idzie do zdobywania trofeów. My jako zarząd klubu dajemy sobie tę szansę, bo bazę stworzyliśmy, wciąż jednak musimy poprawiać jakość piłkarską.

Czy Lech Poznań powinien pozbyć się Marcina Robaka?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×