Wisła Płock buduje fundamenty na przyszłość. Marcin Kaczmarek czeka na nowe transfery

PAP / Piotr Polak
PAP / Piotr Polak

- W Polsce jest tak, że gdy ktoś osiągnie sukces, to automatycznie chcemy kolejnego dużego przeskoku, najlepiej walki o puchary. Wisła Płock potrzebuje stabilności - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty, trener Marcin Kaczmarek.

Jakub Artych, WP SportoweFakty: Czy zatrzymanie Dominika Furmana było priorytetem transferowym Wisły?

Marcin Kaczmarek, trener Wisły Płock: Na pewno musiało się złożyć na to wiele składowych. Po pierwsze, chęć musiał wyrazić klub z Płocka. Oczywiście taka była. Dominik potwierdził również, że chce zostać z nami i najtrudniejsze były na końcu formalności związane z francuską Toulousą. Okazało się, że mogliśmy przeprowadzić ten transfer na dobrych warunkach. Dominik zostaje z nami i jako trener mogę być tylko zadowolony.

[b]

Od dłuższego czasu było wiadomo, że Furman nie wróci do Francji. Nie można było jednak wykluczyć, że trafi do innego klubu w Polsce. Jak udało się wam go zatrzymać?
[/b]

Za każdym razem podkreślam, że najważniejsza jest wola zawodnika. Najwyraźniej Dominik ocenił, że Wisła Płock jest dobrym miejscem do pracy. To był dla niego udany sezon, w którym się odbudował. Jest to na pewno piłkarz, który sporo wnosi do naszego zespołu. Według mnie ma on spore rezerwy i może być jeszcze lepszy.

Wokół niego chce pan budować środkową linię Wisły Płock?

Dominik ma na pewno aspiracje, aby być liderem tego zespołu. Ja od niego również tego oczekuję. Mam nadzieję, że z tych zadań będzie wywiązywał się jak najlepiej. Ciężko na to pracuje.

Obecnie przyszło do was czterech nowych zawodników. Satysfakcjonuje pana ta liczba, czy dalej czeka pan na kolejnych piłkarzy?

Musimy pamiętać o tym, że odeszło od nas sporo zawodników. Kadra musi być duża, gdyż jesienią czeka nas trudne zadanie: 22 mecze w ekstraklasie plus Puchar Polski. To jest bardzo duża dawka i na chwilę obecną potrzebujemy jeszcze wzmocnień. Zarząd cały czas pracuje nad transferami. Jestem przekonany, że do Wisły trafią nowi piłkarze.

ZOBACZ WIDEO ME U-21. Karol Linetty: Zawaliliśmy (VIDEO)

Na jakie pozycje?

Potrzebujemy skrzydłowego, kolejnego bramkarza czy zawodnika do środkowej strefy boiska. Myślimy również o młodych polskich graczach, którzy mogliby uzupełnić naszą kadrę. Sytuacja jest dynamiczna. Musimy obracać się wokół określonego budżetu. Zdajemy sobie sprawę, że nie możemy szaleć, dlatego staramy się optymalizować wszystkie wydatki. Chcemy zminimalizować ryzyko nieudanych transferów, jednak wiadomo, że jest to bardzo trudne. Nie narzekamy, tylko ciężko pracujemy. Chcemy, aby kadra Wisły była coraz mocniejsza, gdyż do meczu z Lechią jest coraz mniej czasu.

Ma pan określony deadline, do kiedy oczekuje na nowych piłkarzy?

Absolutnie nie. Cieszę się, że obecnie mamy już kilku zakontraktowanych zawodników. Trenują i wkomponowujemy ich do zespołu. To jest ciężki proces. Nowi gracze mogą pojawić się tuż przed samym meczem, albo nawet na koniec okna transferowego. Możemy wtedy pozyskać piłkarzy, na których obecnie nas nie stać. Niektórzy mają większe aspiracje, walczą o miejsce w lepszych klubach. Potem przychodzi weryfikacja, i kilku zawodników jest dostępnych na rynku. Wolałbym oczywiście mieć jak najszybciej skompletowaną kadrę. Nikomu nie muszę tłumaczyć jednak, że jest to trudne zadanie. Tak pracuje większość trenerów w polskich realiach. Nie mogę pozwolić sobie na milionowe wydatki, czy nawet na transfery gotówkowe.

Oprócz Legii, Lecha czy Lechii, to większość zespołów pracuje w podobnych warunkach.

To prawda, dlatego ciężko pracujemy i nie narzekamy. Musimy się do tego dostosować.

Do Płocka trafił latem między innymi Kamil Biliński. W poprzednim sezonie zdobył w ekstraklasie 11 bramek. Gdyby powtórzył taki wyczyn w Wiśle, to byłby pan zadowolony?

Myślę, że 10 bramek dla napastnika jest to minimum.

Jose Kante zdobył 10.

Zgadza się, ale w jego przypadku, kiedy sezon wcześniej nie miał żadnego trafienia, to 10 bramek ma trochę inny wymiar. Kamil z kolei pokazał, że potrafi być skuteczny. Grał już w przeszłości w Wiśle, zna miasto i całe otoczenie. Oczywiście liczę, że podniesie rywalizację w drużynie. Chciałbym, aby miał dobre liczby, bo to później przekłada się na punkty.[nextpage]Terminarz spędza panu sen z powiek? Najpierw zagracie u siebie z Lechią Gdańsk, a następnie z Lechem Poznań.

Myślę, że nie. Jak weszliśmy do ligi, to jako beniaminek mieliśmy również na początku trudne mecze. Zaczynaliśmy podobnie jak teraz z Lechią. Nie jest to łatwy terminarz, ale musimy się z tym zmierzyć. Na pewno jest to bardzo atrakcyjne dla kibiców. Gramy dwa spotkania u siebie i musimy zrobić wszystko, aby punktować. Mam nadzieję, że historia się powtórzy i ponownie wygramy na inaugurację.

Mecze z Lechią ciągle wywołują u pana dodatkowe emocje?

Nie. Oczywiście za każdym razem podkreślam, że jestem lechistą i tego się nie wypieram. Jest to klub, w którym spędziłem najwięcej czasu. Najpierw jako dziecko, potem młody piłkarz, a na końcu trener. Zawsze będzie ten klub w moim sercu, ale tyle już meczów zagrałem z nimi, że nie wzbudza to u mnie dodatkowych emocji.

W porównaniu z poprzednim sezonem ekstraklasy nastąpi jedna zmiana. Nie dzielimy już punktów po rundzie zasadniczej.

To dobra decyzja. Byłem przeciwnikiem dzielenia punktów. Było to dla mnie nienaturalne i mało sprawiedliwe. Nie zgadzałem się z tym, że komuś się coś odbiera, na co walczył przez cały sezon. Myślę, że teraz zrobiliśmy dobry krok. Być może w kierunku powiększenia rozgrywek i rywalizacji tak jak w innych, cywilizowanych krajach Europy. Dążymy do tego, aby było u nas podobnie. Oczywiście rozumiem intencje urozmaicenia rozgrywek. W pewnych momentach rzeczywiście ten produkt był atrakcyjniejszy.

Choćby ostatnia kolejka ekstraklasy.

Zgoda, tylko jak się oglądało mecz Legii z Lechią, to tych emocji nie było za wiele. Zaczęły się dopiero po spotkaniu.

Pracuje pan w Płocku od 2012 roku. Czy Marcin Kaczmarek zadomowił się już mocniej w tym mieście?

Nie zakładałem, że będę pracował aż pięć lat w jednym klubie. W polskich realiach jest to naprawdę duży wyczyn. Jestem dumny z tego, co udało się osiągnąć w Płocku. Przeszliśmy drogę z trzeciego szczebla rozgrywek, aż do ekstraklasy. Tego nam nikt nie zabierze. Teraz mamy inną rzeczywistość i chcemy ugruntować swoją pozycję w ekstraklasie. Tylko miejsce w tej lidze daje Wiśle szanse na rozwój. Chcemy na wszystko zapracować.

Rozwój Wisły wygląda bardzo harmonijnie. Czy drużyna gotowa jest na kolejny krok i awans do pierwszej ósemki?

Mamy aspiracje, aby grać stabilnie w ekstraklasie. Chcemy, aby postęp w drużynie był widoczny. Zdajemy sobie sprawę, w jakim punkcie rozwoju jest klub. Mówiłem już o naszych możliwościach finansowych, dlatego mierzymy siły na zamiary. Nie chcę deklarować o co będziemy walczyć, gdyż życie nas zweryfikuje. Najważniejsza jest dla mnie wspomniana stabilność. Chcemy zbudować mocne fundamenty. U nas w kraju szybko przyzwyczajamy się do dobrego. Ktoś osiągnie sukces, to automatycznie chcemy kolejnego dużego przeskoku, najlepiej walki o puchary. Uważam, że Wisła Płock musi najpierw ugruntować swoją pozycję w ekstraklasie. Jest to żmudny proces. Mamy oczywiście swoje ambicje, ale chciałbym, abyśmy docenili swoje położenie. W zaledwie pięć lat przeszliśmy naprawdę długą drogę i  teraz jesteśmy w dobrym miejscu do rozwoju. To wielka szansa dla klubu oraz miasta, które nam bardzo pomaga i dostrzega potrzeby. Chodzi mi głównie o temat stadionu, który jest już podjęty.

Na koniec zapytam pół żartem, pół serio. Jesteście już popularniejsi niż piłkarze ręczni?

Nie chcemy z nimi konkurować. Uważam, że jest miejsce, zarówno dla nas jak i piłki ręcznej, która ma w tej dyscyplinie olbrzymie tradycje i wiele medali. Musimy się wspierać i cieszyć, że Płock stawia na sport. Jak na 100-tysięczne miasto, to mamy się czym pochwalić. Są dwie drużyny w popularnych dyscyplinach. Robimy to wszystko dla kibiców. Udowodniliśmy w poprzednim sezonie, że na wysłużonym stadionie w Płocku jesteśmy w stanie ściągnąć komplet widzów. To potwierdza, że jest zapotrzebowanie w mieście na dobry sport.

Komentarze (0)