Louis Nicollin - "król śmieciarzy", który nie zdążył zostać mnichem

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Złotousty

Nicollin w świecie francuskiej piłki był znany ze swoich bezkompromisowych, niekiedy bardzo kontrowersyjnych i homofobicznych wypowiedzi. Zdarzyło mu się nazwać kapitana Auxerre Benoit Pedrettiego "pedałem". Przeprosił, gdy sprawą zainteresowały się organizacje zwalczające homofobię, jednak Narodowa Komisja Etyki i tak zawiesiła go na cztery miesiące w pełnieniu funkcji publicznych.

Później dostał nawet nagrodę za walkę z dyskryminacją mniejszości seksualnych, ale stracił ją kilka tygodni później. A to dlatego, że gdy w Radiu Monte Carlo zapytano go, dlaczego przegapił jeden z meczów swojej drużyny, odpowiedział: - To był dla mnie za duży stres. W porządku, jestem ciotą, przyznaję, że w ostatnim momencie się wystraszyłem. Kontrowersyjny biznesmen zapewniał jednak, że nie ma nic do homoseksualistów. - Dzięki nim więcej ptaszyn zostaje dla nas - wyjaśnił.

Był uważany za prostego człowieka i nie starał się udowodnić, że jest inaczej. Otwarcie przyznawał, że muzyka klasyczna potwornie go nudzi i woli obejrzeć mecz curlingowy, niż słuchać Mozarta.

Gdy trenerem Paris Saint-Germain był Carlo Ancelotti, otwarcie mówił, że jego zdaniem lepszy jest Rolland Courbis, prowadzący wówczas właśnie Montpellier. - Wielcy trenerzy to ci, którzy potrafią zdobywać tytuły z przeciętnymi piłkarzami. Z Courbisem wywalczyliśmy awans do Ligue 1 mając pół-mongoloidalny zespół - wypalił.

A kiedy kilka sezonów wcześniej Courbisa oskarżano o uratowanie Montpellier przed spadkiem z Ligue 2 przez ustawienie meczu z Ajaccio, Nicollin stwierdził, że jeśli jego działania mają wprowadzić klub do ekstraklasy, to w ogóle go to nie obchodzi. - Gdyby sprzedawał narkotyki, albo gwałcił młode dziewczyny, tego bym nie zaakceptował. Ale takimi głupotami się nie przejmuję - powiedział.

Kiedy z Montpellier łączono występującego wówczas w Queens Park Rangers Djibrila Cisse, "Loulou" zbył te plotki mówiąc, że klubu nie stać na tak drogiego DJ-a. A łysego jak kolano wiceprezydenta Milanu Adriano Gallianiego nazwał "Kojakiem" i wyśmiał jego ofertę za Yangę-Mbiwę. - Sami sprzedali gościa za 45 milionów euro (chodziło o transfer Thiago Silvy do PSG), a teraz chcą ukraść jednego z naszych. Gdyby zaproponowali 25, 30 milionów to rozumiem, ale oni chcieli dać ledwie 5 czy 6 milionów. Zamiast zawracać nam głowę, niech lepiej "Kojak" idzie grać w filmach - skomentował ofertę z Mediolanu.

Jedne z jego najsłynniejszych słów dotyczyły mistrzostwa Francji dla Montpellier i padły jeszcze zanim "La Paillade" w 2012 roku osiągnęło historyczny sukces. - Montpellier mistrzem Francji? Na miejscu Marsylii, Paryża, Lyonu, Lille czy Rennes wetknąłbym sobie wtedy kiełbasę w tyłek! Cóż to by było dla nich za upokorzenie.

A kiedy jego drużynie udało się upokorzyć najsilniejsze francuskie ekipy, Nicollin zrobił sobie irokeza i ufarbował włosy w niebiesko-pomarańczowe barwy klubu - obiecał to jednemu ze swoich piłkarzy, Remy’emu Cabelli i po spełnieniu warunku, mistrzowskiego tytułu, słowa dotrzymał. Z taką fryzurą pojawił się na pierwszej stronie słynnego dziennika "L'Equipe".

Okładka Okładka "L'Equipe". Na pierwszym planie Louis Nicollin.
Nie zdążył zostać mnichem

Był ekscentryczny, kontrowersyjny, nie znał pojęcia politycznej poprawności, ale jak podkreśla Ziober, do swoich zawodników odnosił się z wielkim szacunkiem i bardzo o nich dbał. Zresztą nie tylko wtedy, gdy dla niego grali.

- Wielu z nich po zakończeniu kariery pracowało i pracuje w klubie lub w jego firmie. "Patron", bo tak wszyscy do niego mówili, dobrze wiedział, jakie bywają losy piłkarza po zawieszeniu butów na kołku i zawsze wyciągał rękę do swoich graczy - mówi były napastnik Montpellier.

Na jubileusze Nicollin zapraszał wszystkich swoich byłych zawodników. Ziober: - Tam na jego koszt spędzaliśmy w Montpellier wspaniałe chwile. Pamiętam, że bardzo się ucieszył, kiedy zobaczył mnie z synem na 40-leciu klubu. Innym razem powiedział mi, że wystarczyły trzy mecze, żeby Montpellier zapomniało o Eriku Cantonie. To było miłe, bo w miejsce Cantony do drużyny przyszedłem właśnie ja.

Były reprezentant Polski podkreśla też, że za rządów Nicollina Montpellier stało się bardzo cenionym ośrodkiem szkolenia młodych piłkarzy. - Kiedy byliśmy u niego w 2015 roku, zobaczyliśmy imponujący ośrodek. Piłkarze przyjeżdżają do tamtejszej szkółki z całej Francji. Mają tam wszystko, czego im potrzeba - mówi. Jego słowa potwierdzają fakty - kiedy "La Paillade" pięć lat temu zdobywało mistrzostwo Ligue 1, w kadrze było aż dziewięciu wychowanków.

Wracając do nietypowych obietnic, jakie zwykł składać kontrowersyjny "król śmieciarzy", jednej z nich spełnić nie zdążył. - Jeśli francuski klub wygra Ligę Mistrzów, zostanę mnichem. Jak prawdziwy mnich, nie będę nosił nic pod habitem, w zimę nie założę nawet skarpet - zadeklarował. Cóż, może to i dobrze, że w tym wypadku Nicollin nie dotrzyma słowa. Rola zakonnika surowej reguły zwyczajnie by do niego nie pasowała.

Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×