Louis Nicollin - "król śmieciarzy", który nie zdążył zostać mnichem
Nicollin w świecie francuskiej piłki był znany ze swoich bezkompromisowych, niekiedy bardzo kontrowersyjnych i homofobicznych wypowiedzi. Zdarzyło mu się nazwać kapitana Auxerre Benoit Pedrettiego "pedałem". Przeprosił, gdy sprawą zainteresowały się organizacje zwalczające homofobię, jednak Narodowa Komisja Etyki i tak zawiesiła go na cztery miesiące w pełnieniu funkcji publicznych.
Później dostał nawet nagrodę za walkę z dyskryminacją mniejszości seksualnych, ale stracił ją kilka tygodni później. A to dlatego, że gdy w Radiu Monte Carlo zapytano go, dlaczego przegapił jeden z meczów swojej drużyny, odpowiedział: - To był dla mnie za duży stres. W porządku, jestem ciotą, przyznaję, że w ostatnim momencie się wystraszyłem. Kontrowersyjny biznesmen zapewniał jednak, że nie ma nic do homoseksualistów. - Dzięki nim więcej ptaszyn zostaje dla nas - wyjaśnił.
Był uważany za prostego człowieka i nie starał się udowodnić, że jest inaczej. Otwarcie przyznawał, że muzyka klasyczna potwornie go nudzi i woli obejrzeć mecz curlingowy, niż słuchać Mozarta.
Gdy trenerem Paris Saint-Germain był Carlo Ancelotti, otwarcie mówił, że jego zdaniem lepszy jest Rolland Courbis, prowadzący wówczas właśnie Montpellier. - Wielcy trenerzy to ci, którzy potrafią zdobywać tytuły z przeciętnymi piłkarzami. Z Courbisem wywalczyliśmy awans do Ligue 1 mając pół-mongoloidalny zespół - wypalił.
A kiedy kilka sezonów wcześniej Courbisa oskarżano o uratowanie Montpellier przed spadkiem z Ligue 2 przez ustawienie meczu z Ajaccio, Nicollin stwierdził, że jeśli jego działania mają wprowadzić klub do ekstraklasy, to w ogóle go to nie obchodzi. - Gdyby sprzedawał narkotyki, albo gwałcił młode dziewczyny, tego bym nie zaakceptował. Ale takimi głupotami się nie przejmuję - powiedział.
Kiedy z Montpellier łączono występującego wówczas w Queens Park Rangers Djibrila Cisse, "Loulou" zbył te plotki mówiąc, że klubu nie stać na tak drogiego DJ-a. A łysego jak kolano wiceprezydenta Milanu Adriano Gallianiego nazwał "Kojakiem" i wyśmiał jego ofertę za Yangę-Mbiwę. - Sami sprzedali gościa za 45 milionów euro (chodziło o transfer Thiago Silvy do PSG), a teraz chcą ukraść jednego z naszych. Gdyby zaproponowali 25, 30 milionów to rozumiem, ale oni chcieli dać ledwie 5 czy 6 milionów. Zamiast zawracać nam głowę, niech lepiej "Kojak" idzie grać w filmach - skomentował ofertę z Mediolanu.
Jedne z jego najsłynniejszych słów dotyczyły mistrzostwa Francji dla Montpellier i padły jeszcze zanim "La Paillade" w 2012 roku osiągnęło historyczny sukces. - Montpellier mistrzem Francji? Na miejscu Marsylii, Paryża, Lyonu, Lille czy Rennes wetknąłbym sobie wtedy kiełbasę w tyłek! Cóż to by było dla nich za upokorzenie.
A kiedy jego drużynie udało się upokorzyć najsilniejsze francuskie ekipy, Nicollin zrobił sobie irokeza i ufarbował włosy w niebiesko-pomarańczowe barwy klubu - obiecał to jednemu ze swoich piłkarzy, Remy’emu Cabelli i po spełnieniu warunku, mistrzowskiego tytułu, słowa dotrzymał. Z taką fryzurą pojawił się na pierwszej stronie słynnego dziennika "L'Equipe".
Był ekscentryczny, kontrowersyjny, nie znał pojęcia politycznej poprawności, ale jak podkreśla Ziober, do swoich zawodników odnosił się z wielkim szacunkiem i bardzo o nich dbał. Zresztą nie tylko wtedy, gdy dla niego grali.
- Wielu z nich po zakończeniu kariery pracowało i pracuje w klubie lub w jego firmie. "Patron", bo tak wszyscy do niego mówili, dobrze wiedział, jakie bywają losy piłkarza po zawieszeniu butów na kołku i zawsze wyciągał rękę do swoich graczy - mówi były napastnik Montpellier.
Na jubileusze Nicollin zapraszał wszystkich swoich byłych zawodników. Ziober: - Tam na jego koszt spędzaliśmy w Montpellier wspaniałe chwile. Pamiętam, że bardzo się ucieszył, kiedy zobaczył mnie z synem na 40-leciu klubu. Innym razem powiedział mi, że wystarczyły trzy mecze, żeby Montpellier zapomniało o Eriku Cantonie. To było miłe, bo w miejsce Cantony do drużyny przyszedłem właśnie ja.
Były reprezentant Polski podkreśla też, że za rządów Nicollina Montpellier stało się bardzo cenionym ośrodkiem szkolenia młodych piłkarzy. - Kiedy byliśmy u niego w 2015 roku, zobaczyliśmy imponujący ośrodek. Piłkarze przyjeżdżają do tamtejszej szkółki z całej Francji. Mają tam wszystko, czego im potrzeba - mówi. Jego słowa potwierdzają fakty - kiedy "La Paillade" pięć lat temu zdobywało mistrzostwo Ligue 1, w kadrze było aż dziewięciu wychowanków.
Wracając do nietypowych obietnic, jakie zwykł składać kontrowersyjny "król śmieciarzy", jednej z nich spełnić nie zdążył. - Jeśli francuski klub wygra Ligę Mistrzów, zostanę mnichem. Jak prawdziwy mnich, nie będę nosił nic pod habitem, w zimę nie założę nawet skarpet - zadeklarował. Cóż, może to i dobrze, że w tym wypadku Nicollin nie dotrzyma słowa. Rola zakonnika surowej reguły zwyczajnie by do niego nie pasowała.
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)