Szymon Mierzyński: Nowy Lech Poznań po dwóch meczach o stawkę, ale na razie wiemy o nim niewiele (komentarz)

PAP/EPA
PAP/EPA

Dwumecz z Pelisterem Bitola był dla Lecha jak dwa dodatkowe sparingi. Wciąż nie wiemy na co stać odmienioną drużynę Nenada Bjelicy, nie było nawet okazji zobaczyć w akcji wszystkich nowych zawodników.

I runda eliminacyjna Ligi Europy miała być dla Kolejorza w zasadzie kontynuacją przygotowań do sezonu i tak też się stało. Zdobywca Pucharu Macedonii okazał się rywalem przeraźliwie słabym, pozbawionym jakichkolwiek atutów. Wynik zresztą mówi wszystko. Poznaniacy debiutowali w europejskich pucharach w 1978 roku, ale właśnie teraz odnieśli rekordowo wysokie zwycięstwo w dwumeczu (7:0).

Z pucharowej inauguracji najbardziej zapamiętamy tyradę Naciego Sensoya. Po spotkaniu w Poznaniu opiekun zespołu z Bitoli przez piętnaście minut wygłaszał płomienny monolog, w którym naprzemiennie chwalił gospodarzy, by w następnym zdaniu zaznaczyć, że pomocy od sędziów nie potrzebowali. Zdążył się nawet posprzeczać z tłumaczem. Gdy wreszcie skończył, żaden z dziennikarzy nie odważył się zadań pytania - w obawie, że druga część konferencji mogłaby się zacząć po północy.

Niewiele wiemy jeszcze o realnej sile nowych nabytków klubu ze stolicy Wielkopolski. Najlepiej wypadł dotąd Mario Situm, który w pierwszym starciu z Pelisterem ustrzelił dublet. Przy tej klasie rywala trudno jednak wyciągać daleko idące wnioski. Nicklas Barkroth jeszcze nie błysnął, w rewanżu grał momentami chaotycznie, ale być może potrzebuje więcej czasu na wejście do drużyny. Emira Dilavera z kolei Nenad Bjelica zdążył już sprawdzić na środku obrony. Tam są największe luki i chorwacki szkoleniowiec ma żadnego pola manewru, stąd właśnie występy na pozycji stopera nominalnego bocznego obrońcy (w pierwszym starciu) i defensywnego pomocnika Łukasza Trałki (w rewanżu).

Nadal czekamy na oficjalny debiut w Kolejorzu Vernona De Marco, Denissa Rakelsa, a także Christiana Gytkjaera. Z tym ostatnim zresztą wiązane są największe nadzieje. Sprowadzenie Duńczyka nie było łatwe - głównie ze względu na jego duże oczekiwania finansowe (pensja na poziomie 0,5 mln euro rocznie) - ale ostatecznie trafił do Poznania i ma tu do wykonania ambitne zadanie. Musi zastąpić Marcina Robaka, który najprawdopodobniej wkrótce odejdzie. Misję Gytkjaer rozpocznie w II rundzie eliminacyjnej Ligi Europy, gdy Lech zmierzy się z jego byłym klubem - FK Haugesund.

ZOBACZ WIDEO: Kontuzja kręgosłupa przerwała karierę polskiego rajdowca. Teraz jest gotów, by wrócić

Ten dwumecz zresztą powinien być pierwszym poważniejszym egzaminem dla zespołu ze stolicy Wielkopolski. Norwegowie rozbili Coleraine FC z Irlandii Północnej w takim samym stosunku jak Lech Pelister i na pewno zawieszą poprzeczkę wyżej niż Macedończycy. Przez I rundę zresztą Lech przebrnął na stosunkowo niskim biegu, bo mimo wysokich wyników w obu meczach, wcale nie czarował grą. Nie jest to jednak powód do krytyki. Żalgiris Wilno i Stjarnan FC nie były silniejsze niż zdobywca Pucharu Macedonii, mimo to poznaniacy zaliczali w przeszłości kompromitacje. Teraz na powtórkę na szczęście się nie zanosi.

Szymon Mierzyński

Komentarze (0)