Początek meczu należał do gości, którzy mogli objąć prowadzenie. Potem jednak przypomniał o sobie Robert Lewandowski, który najpierw sam pokonał bramkarza Wisły, a potem wypracował gola Hernana Rengifo. W drugiej połowie podopieczni Macieja Skorży grali o wiele lepiej i zdobyli kontaktowego gola, ale to było za mało, by pokonać Lecha. - Wygraliśmy 2:1 po niezłej pierwszej połowie. Po przerwie za bardzo się cofnęliśmy, zamiast grać tak samo. Chcieliśmy kontrolować grę i utrzymać prowadzenie, ale po straconej bramce w nasze poczynania wkradło się trochę nerwowości. W przyszłości trzeba takie drugie połowy wyeliminować - mówi Bartosz Bosacki, pełniący w ostatnim czasie rolę kapitana Lecha.
Lechici w pierwszym meczu wygrali 1:0, co w rewanżu stawiało ich w lepszej sytuacji. - Na pewno mieliśmy przewagę psychologiczną. To było widać nawet po ustawieniu, bo nie zagraliśmy tak ofensywnie, jak w meczu ligowym - opowiada Bosacki. Poznaniacy starali się przyjąć Wisłę na swojej połowie i liczyli na kontrataki, co jest ich mocną stroną.
Goście chcieli jak najszybciej zdobyć gola, aby Lech również musiał grać otwartą piłkę. Ta sztuka im się jednak nie udała, choć okazji nie brakowało. Wiśle zabrakło skuteczności, z kolei Kolejorz nie mógł na nią narzekać. - Udało się wykorzystać sytuacje, które stworzyliśmy. W pierwszej połowie mieliśmy chyba stuprocentową skuteczność - cieszy się 34-letni obrońca, choć może żałować, że Lech nie był tak precyzyjny w meczu ligowym.
Lechici w tym sezonie bardzo dobrze radzą sobie z krakowianami. Na cztery rozegrane spotkania wygrali aż trzy i jeden zremisowali. - Z taką drużyną jak Wisła, z którą walczymy o mistrzostwo Polski, potrafiliśmy wygrać zarówno u siebie, jak i Krakowie, co świadczy o naszej sile. Możemy optymistycznie patrzeć na przyszłe mecze - zakończył Bosacki.