Skandaliczne zachowanie niemieckich kibiców w Pradze. Piłkarze są oburzeni

PAP/EPA / FILIP SINGER / Na zdjęciu: kibice reprezentacji Niemiec na meczu w Pradze z Czechami
PAP/EPA / FILIP SINGER / Na zdjęciu: kibice reprezentacji Niemiec na meczu w Pradze z Czechami

Nie uszanowali minuty ciszy, obrażali swojego piłkarza oraz federację, a oprócz tego słychać było okrzyki "Sieg Heil". Podopieczni Joachima Loewa - na znak protestu - nie podeszli po meczu do sektora zajmowanego przez ich rodaków.

Reprezentacja Niemiec odniosła siódme zwycięstwo w eliminacjach do mistrzostw świata 2018. Na stadionie w Pradze podopieczni Joachima Loewa pokonali reprezentację Czech 2:1 (po golach Timo Wernera w 4. minucie i Matsa Hummelsa w 88. minucie; dla gospodarzy trafił Vladimir Darida w 78. minucie).

Mistrzowie świata nie stracili w tych eliminacjach ani jednego punktu, ale ich piątkowy sukces miał gorzki smak. Wszystko przez skandaliczne zachowanie pseudokibiców z Niemiec.

Zaczęło się od minuty ciszy (ku czci zmarłych niedawno dwóch czeskich działaczy), której Niemcy nie potrafili uszanować. Rozległy się okrzyki "Sch**ss DFB" (w wolnym tłumaczeniu: "Niemiecka federacja to gó**o").

Później kibole skupili się obrażaniu... swojego zawodnika. Chodzi o strzelca pierwszego gola Wernera. - Timo Werner to skur****n - skandowali wielokrotnie, także tuż po jego trafieniu.

ZOBACZ WIDEO Michał Kołodziejczyk z Danii: Koszmar, katastrofa, kompromitacja!

21-latek z RB Lipsk w zeszłym sezonie w żenujący sposób wymusił rzut karny w spotkaniu z Schalke 04 (a następnie sam wykorzystał jedenastkę). Choć za to już kilka razy przeprosił, to do teraz musi wysłuchiwać obelg podczas meczów Bundesligi, a czasami także w trakcie spotkań reprezentacji.

Zobacz: Niemieccy kibice wybuczeli i wygwizdali swojego reprezentanta. Skandal na oczach milionów widzów

To jednak nie koniec. W II połowie w sektorze zajmowanym przez grupę ok. 200 osób ubranych na czarno intonowane były nazistowskie pozdrowienia "Sieg Heil". To zbulwersowało piłkarzy Joachima Loewa. Po ostatnim gwizdku nie podeszli do swoich rodaków, tylko od razu udali się do szatni.

Mats Hummels nie szczędził słów krytyki po "popisie" pseudokibiców. - To była katastrofa - grzmiał strzelec zwycięskiego gola dla gości. - To nie byli kibice, tylko awanturnicy, chuligani. Całkowicie się od tego dystansujemy, nie chcemy mieć z tym do czynienia. Dlatego do nich nie podeszliśmy - powiedział obrońca Bayernu Monachium.

Oburzenia nie krył także pomocnik Julian Brandt. - Gdy słychać przyśpiewki z narodowosocjalistycznym tłem, nie ma powodu, by to wspierać i iść do sektora z kibicami - powiedział.

Źródło artykułu: