Tomasz Hajto: od drwala do wybitnego reprezentanta

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Za "Giannim" ciągnie się opinia zawodnika, który zawalił nam wspomniany mecz z Portugalią (0:4). Według wielu kibiców to on popełnił błędy, po których Pedro Pauleta wytarł kadrą Engela podłogę. Podobno przy Hajcie nie można nawet wspominać tego spotkania, bo były zawodnik Schalke od razu się wścieka.

- To głupota - dementował w rozmowie z nami. - Jakiś idiota obejrzał mecz i powiedział, że zawiniłem przy czterech straconych bramkach, że Pauleta, że cholera wie co jeszcze. To jest idiotyzm. Gdy obejrzy pan sobie jeszcze raz ten mecz, sam zresztą widziałem go 20 razy, to zobaczy pan, że zawiniłem tylko przy pierwszym golu. Przy reszcie błędy popełniali inni. Zresztą tak samo było z Koreą, też błędy popełniali inni, a winą obarczono mnie i Jurka Dudka - dodawał. W reprezentacji Polski zagrał 62 razy, strzelił sześć goli.

Fajki i wypadek

To postać barwna nie tylko dzięki piłce, ale również przez wydarzenia z przeszłości, które nie miały wiele wspólnego z boiskiem. W 2004 roku, jeszcze jako piłkarz Schalke, został skazany przez sąd w Essen na grzywnę w wysokości ponad 40 tysięcy euro za posiadanie nielegalnych papierosów. Po latach wielokrotnie opowiadał, jak do tego doszło.

Według Hajty sąsiad, z którym piłkarz utrzymywał kontakt, zajmował się nielegalnym handlem papierosami. Reprezentant Polski miał odkupić kilka kartonów - jak mówił w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem ze Sport.pl - w prezencie dla innego znajomego. Okazało się, że grupa zajmująca się tym procederem była już rozpracowywana przez niemiecką policję. Rozmowa między Hajtą a handlarzem została podsłuchana przez policję i znalazła się w odczytywanych podczas rozprawy stenogramach.

- To była wielka głupota z mojej strony, ale to cała opowieść o papierosach w Niemczech. Tymczasem zrobiono ze mnie przemytnika, faceta, który chciał na boku dorobić. Żenujące. Tymczasem, jeżeli ja miałbym z tym coś wspólnego, to siedziałbym dziś obok Hoenessa. Tak działa niemieckie prawo, nie ma świętych krów. No, ale za swoje i tak dostałem. W tabloidach chodziłem na pierwszych stronach z czarnym paskiem. Stres był taki, że w cztery dni spadłem chyba sześć kilo - wspominał przed kilkoma laty na łamach "Gazety Krakowskiej".

Inna historia - z lutego 2007 roku - wydarzyła się w Łodzi, dokładnie na ulicy Rzgowskiej. Na skrzyżowaniu z Dachową, wówczas zawodnik ŁKS-u, śmiertelnie potrącił kobietę. Był trzeźwy, nie zachował jednak należytej ostrożności, jechał zbyt szybko. Hajto dobrowolnie poddał się karze, został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata, grzywnę oraz pozbawienie na rok prawa jazdy.

"Nie będę nikomu wchodził w tyłek"

Po zakończeniu kariery piłkarza został trenerem, prowadził Jagiellonię Białystok, a później GKS Tychy. Po rozstaniu z tyskim klubem długi czas pozostawał poza trenerskim obiegiem. W środowisku zaczęły krążyć plotki, że prezesi klubów nie chcą nawiązywać współpracy z tak niepokornym szkoleniowcem, na dodatek mającym duże wymagania.

- Polska to kraj ludzi zawistnych, jeśli nie jesteś twardy, niepokorny, to możesz być pewny, że zaraz cię zadepczą, nikt nie będzie cię szanował. Mam swoje zdanie, nie będę nikomu wchodził w tyłek, żeby dostać pracę jako trener albo ją utrzymać - mówił nam Hajto i dodawał:

- Propozycje były (...) Chodziło o dwa kluby. Podczas rozmów z dyrektorami sportowymi dopytywałem, jak miałaby wyglądać współpraca. I w jednym, i drugim przypadku powiedziano mi, że podpiszemy papiery do czerwca, a jak utrzymam klub, to kontrakt automatycznie się przedłuży. To niepoważne. A o kwestiach finansowych to już nawet nie wspominam, bo fakt, że w ekstraklasie trenerowi proponuje się pensję na poziomie 25 tysięcy złotych, to po prostu żart. Jako trener przez 24 godziny na dobę jesteś pod ostrzałem: przejmujesz problemy zawodników od bolącego palca po poród żony, mierzysz się z krytyką mediów, jesteś w ciągłym kontakcie z właścicielami, planujesz, myślisz o transferach, przewidujesz, kogo ci sprzedadzą, jak to poukładać. Nie wyobrażam sobie pracy na takich warunkach w ekstraklasie, niech to biorą desperaci. Powiedziałem im, żeby poszukali sobie kogoś mającego tyle na sumieniu, że zgodzi się na wszystko.

Aktualnie Hajto pracuje jako menedżer piłkarski, jest także ekspertem telewizji Polsat, komentuje mecze polskiej kadry. - Powiedzieć, że ktoś kopnął piłkę z lewej do prawej, to każdy debil umie. Staram się wykonywać to zadanie w nieszablonowy sposób, żeby się tego dobrze słuchało. Swoje zadania staram się wykonywać jak najlepiej - niektórzy lubią mój komentarz, inni nie, nic na to nie poradzę. - przyznał

Dla tych, którzy jego komentarza nie lubią, mamy złą informację. Znając Hajtę, on ma to gdzieś.

Czy Tomasz Hajto to dobry współkomentator meczów piłkarskich?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×