Duża klasa Krzysztofa Mączyńskiego. Reprezentant Polski udźwignął presję

PAP / Jacek Bednarczyk / Na zdjęciu: Krzysztof Mączyński (z lewej)
PAP / Jacek Bednarczyk / Na zdjęciu: Krzysztof Mączyński (z lewej)

W trakcie niedzielnego meczu z Wisłą Kraków (1:0) Krzysztof Mączyński nie dał się sprowokować kibicom Białej Gwiazdy, którzy próbowali zaszczuć go z trybun. Reprezentant Polski pokazał dużą klasę zarówno na boisku, jak i po końcowym gwizdku.

Fani Wisły robili wszystko, by Krzysztof Mączyński do końca życia zapamiętał swój pierwszy występ przeciwko Białej Gwieździe w koszulce z "eLką" na piersi. Festiwal bluzgów na legionistę zaczął się jeszcze przed rozpoczęciem spotkania, gdy Mączyński wyprowadził Legię na rozgrzewkę, a od pierwszego do ostatniego gwizdka trybuny niemiłosiernie lżyły reprezentanta Polski. Do tego każdy jego kontakt z piłką był kwitowany na przemian bądź równocześnie gwizdami i buczeniem.

O tym, że rozgoryczeni rzekomą zdradą Mączyńskiego kibice Wisły będą chcieli zgotować mu piekło, było wiadomo od dawna, ale że atmosferę towarzyszącą powrotowi swojego wychowanka na Reymonta 22 podgrzeje sam klub, było przykrą niespodzianką. Wisła zapraszała na spotkanie z Legią hasłem: "Upieczemy chleb bez Mąki". W dniu meczu natomiast klub opublikował na Instagramie zdjęcie wagi z szalikiem na jednej szali i paczką mąki na drugiej, opatrując je opisem: "Nie każdy jest w stanie udźwignąć ciężar Wierności".

Były trener Mączyńskiego, a zarazem ostatni przed nim piłkarz, którego Legia wykupiła z Wisły, Marcin Jałocha mówił nam przed niedzielnym klasykiem, że Mączyński poradzi sobie z presją związaną z wizytą przy Reymonta 22, ponieważ lata trudnych doświadczeń sprawiły, że "ma pancerz ochronny, który trudno naruszyć". Słowa srebrnego medalisty IO 1992 znalazły potwierdzenie w rzeczywistości. Mączyński potrafił odciąć się od festiwalu nienawiści i nic nie robiąc sobie z tego, że ma przeciwko sobie ponad trzydzieści tysięcy ziejących niechęcią kibiców Wisły, poprowadził Legię do zwycięstwa.

Jak na reprezentanta Polski przystało, nie unikał piłki i brał na siebie odpowiedzialność za grę zespołu. Od pierwszego gwizdka rwał się do ataku, a w 21. minucie wykonał kluczowe podanie w akcji, po której Legia zdobyła bramkę na wagę trzech punktów. Zawodnik pokazał w niedzielę atuty, za które ceni go Adam Nawałka. Był spoiwem łączącym obronę z atakiem. Akcje Legii napędzał Guilherme, ale filarem, na którym oparta była druga linia mistrzów Polski, był właśnie "Mąka".

ZOBACZ WIDEO Wielka wpadka sędziego, Barcelona pokonała Malagę [ZDJĘCIA ELEVEN]

Mączyński rozegrał dobre spotkanie, a do tego utrzymał nerwy na wodzy, bo trybuny nie potrafiły go sprowokować do błędu albo niesportowego zachowania. Reprezentant Polski pokazał klasę nie tylko na boisku, ale też poza nim. - Krzysztof przyszedł po meczu do naszej szatni i podziękował nam za grę. To bardzo sympatyczny gest z jego strony - zdradził Arkadiusz Głowacki. Kapitan Wisły stwierdził, że Mączyński zdał w Krakowie egzamin z pracy w trudnych warunkach: - Myślę, że Krzysztof jest takim piłkarzem, że im większe ciśnienie, tym lepiej sobie daje radę. Tyle w temacie.

W podobnym tonie o niedawnym partnerze z drużyny wypowiedział się też Maciej Sadlok. - Krzysiek radzi sobie z presją. Gra różne trudne mecze, dlatego myślę, że był na to przygotowany - przyznał obrońca Wisły, który w pierwszej połowie - ku uciesze trybun - ostro zaatakował Mączyńskiego: - Oczywiście nie było w tym nic złośliwego. Czasami trzeba po prostu pokazać, że rywalowi nie będzie łatwo.

Sam Mączyński nie miał ochoty na rozmowy z dziennikarzami. Gdy przemykał przez mix-zone, idący za nim Michał Pazdan krzyknął na żarty, czy nie potrzebuje ochrony. Mączyński poradził sobie bez niej, bo wystarczyła krótka odmowa, by dziennikarze dali mu spokój.

- Krzysiek był na to przygotowany. Nastawiał się na to i dlatego było mu łatwiej to przyjąć. Rozegrał dobre spotkanie - przyznał Pazdan, który dwa lata temu sam spotkał się z niemiłym przyjęciem ze strony kibiców Wisły. Wychowanek Hutnika nigdy nie ukrywał, że jako nastolatek kibicował Białej Gwieździe. Jednak kiedy przed sezonem 2015/2016 przeniósł się z Jagiellonii Białystok do Legii, dla kibiców Wisły przestał być jednym z nich. Gdy w grudniu 2015 roku po raz pierwszy przyjechał na Reymonta 22 jako zawodnik stołecznego klubu, został chóralnie zwyzywany i wygwizdany.

Źródło artykułu: