Marek Wawrzynowski: Premier na kursie kolizyjnym z futbolem (felieton)

Cieszę się, że premier Mateusz Morawiecki postanowił uzdrowić polski futbol. Tyle tylko, że ktoś mu źle podpowiedział. Jego marzenia są rodem z filmów science fiction.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Reprezentacja Polski na PGE Narodowym WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Reprezentacja Polski na PGE Narodowym
Nowy premier Mateusz Morawiecki, postanowił naprawić Polskę na wszystkich frontach. Brawo! W jego expose każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Również kibice piłkarscy. I tu już następuje pierwszy zgrzyt. Choć życzę premierowi jak najlepiej, to mam wrażenie, że kompletnie nie wie, o czym mówi.

Może zacytuję: "Przyzwyczailiśmy się już do tego, że nasi najzdolniejsi piłkarze już jako juniorzy wyjeżdżają do zachodnich klubów, do szkółek piłkarskich i tam potem grają dla nich, a czasami w tamtych reprezentacjach. Czy to jest normalne? Nie. To moim zdaniem nie jest normalne.

Czym byłaby reprezentacja Niemiec bez Mirosława Klose, naszego w końcu chłopaka z Opola, który strzelił najwięcej goli w reprezentacji Niemiec? Albo bez Łukasza Podolskiego, który do dziś czuje się Polakiem? Dobrze, że nam naszego Roberta nie wzięli."

Zacznijmy od podstaw. Miroslava Klosego i Łukasza, czy jak wolą nasi sąsiedzi Lukasa Podolskiego, nikt sobie nie wziął. Więcej, obaj zgłaszali akces do reprezentacji Polski, ale nikt w kraju nad Wisłą nie wyraził zainteresowania.

ZOBACZ WIDEO: Morawiecki: dobrze, że nam Lewandowskiego nie zabrali

Gdy Klose i Podolski jako dzieci wyjeżdżali na zachód, byli na tyle mali, że nie mieli zielonego pojęcia, że będą kiedykolwiek grali w piłkę. Nikt ich nam nie zabrał. W Niemczech znaleźli warunki do rozwoju, tam zostali ukształtowani. Może gdyby zostali w kraju, nigdy nie byliby piłkarzami. Przecież futbol w wielu krajach to szansa na wybicie się dla imigrantów. To doskonale widać po reprezentacjach narodowych Europy zachodniej.

Szwedzi nie zabrali Bośniakom Zlatana Ibrahimovicia. Szwajcarzy nie kradli całej armii zawodników z Kosowa, a Belgowie nie podebrali Marouane'a Fellainiego Marokańczykom.

I choć podoba mi się wizja "wielkiej Polski" Morawieckiego (więcej: zwykle w sklepie wybieram te produkty, na których napisane jest "wyprodukowano w Polsce"), to mam wrażenie, że bardziej chodziło o użycie słowa "Niemcy" niż o poważną opinię.

Wiadomo, że jakieś antyniemieckie zdanie zawsze się dobrze sprzeda, to "plus 3" do PR-u. Zwłaszcza wśród ludzi, którzy nie bardzo ogarniają rzeczywistość piłkarską.

W skrócie - w latach 90. doszło do rozłamu, który powoli zamienia się w przepaść. Swobodny przepływ pracowników między krajami Unii Europejskiej, do której z czasem na szczęście i my się zapisaliśmy, coraz większe pieniądze z praw telewizyjnych (a rynek nie jest z gumy) dla największych lig, do tego prawo Bosmana, które nie pozwala klubom trzymać zawodników po ukończeniu kontraktu. Całe szczęście dla piłkarzy, nieszczęście dla małych klubów. A z punktu widzenia światowego rynku wszystkie polskie kluby są małe bądź bardzo małe.

Pewne rzeczy nie wrócą, trzeba raczej dostosować się do rynku. Rozumiem, że premier snuje wielkie plany i nie chce, by Polska była kolonią. Ale warto dziś stąpać twardo po ziemi. Prawda jest taka, że nie jesteśmy w stanie nawet zbliżyć się do Zachodu. Nie tylko Polska jest kolonią. W tym rozumieniu jest nią też Holandia. Skauci angielskich klubów penetrują tamtejsze szkółki i wyciągają młodych zawodników, bo są w stanie zapłacić za utalentowanego chłopca więcej niż wiele miejscowych klubów na ukształtowanego seniora.

A Holandia to przecież kraj bogaty, innowacyjny, pełen przemysłowych potęg na skalę światową.

Takimi koloniami są też Belgia, Szwajcaria, w znacznym stopniu Francja i wiele innych krajów.

Proponuję, by premier, zamiast gestów PR-owych, zastanowił się, co naprawdę można zrobić dla sportu. To więcej warte niż słowa, które są miodem na serce ignorantów, ale nie mają żadnego przełożenia na rzeczywistość.

Dam prosty przykład. PZPN (tak twierdzi prezes Boniek) zaproponował ministerstwu edukacji, że przeszkoli nauczycieli Wychowania Fizycznego. Da im profesjonalne podstawowe przygotowanie. Tak to działa w Niemczech. Swoją drogą Niemcy też są w rozumieniu Morawieckiego kolonią w jakimś sensie (w każdym razie nie są ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego). W szkołach pracują wykształceni pod kątem nauczyciele, którzy są w stanie wychwycić talent do sportu, zwłaszcza piłki. Nie muszę chyba dodawać, że odzewu ze strony ministerstwa nie było.

Panie premierze, proszę spojrzeć na Islandię. Każde dziecko uprawia pływanie plus sport drużynowy. 330-tysięczny kraj ma solidne drużyny w piłce ręcznej i nożnej.

Wielkie sukcesy reprezentacji Francji w kilku dyscyplinach to też efekt pomocy rządowej. Ale planowej, przemyślanej. Nie słyszałem w expose żadnego szczegółu, który zdradzałby wiedzę na ten temat.

Kolejną rzeczą jest masowe uprawianie sportu - to jest to czego brakuje. Niedawno pokazywaliśmy statystyki, z których wynika, że ponad 30 procent dzieci na Mazowszu cierpi na otyłość.

Jeśli więc mówimy o sporcie, to są rzeczy, w których potrzeba zmian. Poważne podejście do tematu - zdrowe społeczeństwo, moda na sport i co za tym zwykle idzie - wykształcenie coraz większej grupy mistrzów.

To oczywiście będzie trudne, bo w środowisku prezesa bieganie, jazda rowerem czy na rolkach to ostateczne oznaki "lewactwa", niemalże na tym samym poziomie co chodzenie w marszach KOD-u, oglądanie TVN-u i czytanie "Gazety Wyborczej". Brrrr, aż zimno się zrobiło.

To może nie jest aż tak efektowne jak powiedzenie, że "na szczęście Niemcy nie zabrali nam Roberta". Ale tu jest właśnie pole do popisu dla rządu.

Marek Wawrzynowski
Zobacz inne teksty autora

Czy rząd powinien zaangażować się w pomoc polskiemu sportowi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×