Paweł Kapusta: Jak dobrze żyć w kraju nieomylnego prezesa (Bońka)

Agencja Gazeta / Jan Rusek / Na zdjęciu: Zbigniew Boniek
Agencja Gazeta / Jan Rusek / Na zdjęciu: Zbigniew Boniek

PZPN można tylko klepać po plecach, ewentualnie głaskać. Mówienie o błędach traktowane jest przez działaczy - z prezesem Bońkiem na czele - jak wypowiedzenie wojny. Niektórzy mogliby spuścić trochę powietrza, bo niebezpiecznie oderwali się od ziemi.

Reprezentacja Polski kobiet w piłce nożnej przez siedem godzin koczowała w poniedziałek na lotnisku w Bydgoszczy, bo spóźnił się samolot tanich linii lotniczych mający ją zabrać do Glasgow. Kadra nie zdążyła przez to na oficjalny trening przed najważniejszym meczem eliminacji mistrzostw świata, do hotelu dotarła w okolicy północy.

Czy problemem są tanie linie? Oczywiście, że nie są. Jakby powiedział prezes Boniek, tanie linie są fajne, przyjemne, takie jak każde inne linie, sam nawet wczoraj leciałem. Problemem jest natomiast fakt, że wylot rejsowym samolotem na mecz eliminacyjny mistrzostw świata (!) seniorskiej drużyny (!!) zaplanowano w dniu poprzedzającym spotkanie.

A co by było, gdyby ten samolot (opóźnienie wynikało z obsuwy na wcześniejszej trasie) ostatecznie do Bydgoszczy w ogóle nie dotarł? Gdyby nie zabrał dziewczyn do Szkocji? Mówimy przecież o sytuacji, która nie jest wymysłem, zdarzeniem niespotykanym. Dziewczyny na najważniejszy mecz w eliminacjach mistrzostw świata poleciałyby w dniu zawodów? Prosto z lotniska pojechałyby na stadion? Albo w ogóle by nie poleciały? To jest ten profesjonalizm związku, o którym wciąż się mówi?

Prezes Boniek pisał, że to było najlepsze i najszybsze rozwiązanie. Dlaczego więc, jeśli nikt się tych tanich linii nie brzydzi (i dobrze, sam znam trzech piłkarzy, którzy na zgrupowania seniorskiej kadry latają Wizzairem i Ryanairem), pierwsza drużyna z Lewandowskim i Nawałką nie poleciała do Szkocji na mecz eliminacji Euro 2016 z Modlina? Samoloty latają przecież stamtąd do Glasgow trzy razy dziennie! Dlaczego nikt w ogóle nie wpadł na ten pomysł?

ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #19. "Robert, uciekaj. W Niemczech już nic nie osiągniesz"

Ktoś spyta - jakim prawem porównuję kobiecą piłkę do męskiej? Kto ją w ogóle ogląda? Ile ona na siebie zarabia? Ktoś ogląda, ktoś zarabia, bo choćby ostatnie młodzieżowe Euro, które związek zorganizował w Polsce z wielką pompą, obejrzało łącznie 140 milionów widzów. Niedawne, kobiece Euro rozegrane w Holandii, obejrzało łącznie 165 milionów widzów. Twarde dane, poszukajcie, znajdziecie na przykład na stronie UEFA.com.

Przypominam poza tym wszystkim, że mówimy o SENIORSKIEJ REPREZENTACJI POLSKI W PIŁCE NOŻNEJ, czy się to komuś podoba czy nie. Na dodatek - seniorskiej kadrze wywodzącej się z jednej z bogatszych federacji w tej części Europy. Można się ze mną nie zgadzać, ale skazanie zawodniczek najważniejszej piłkarskiej drużyny kobiecej w tym kraju na siedmiogodzinne ślęczenie na lotnisku, dojadanie posiłków z tekturowych pojemników na trochę ponad dobę przed eliminacyjnym meczem jest po prostu takim WSTYDEM, że aż mnie poliki pieką. I tylko szkoda, że mnie, a nie ludzi, którzy za to w związku odpowiadają.

Piszę o pieniądzach związku nieprzypadkowo. Przecież nikt inny tylko Zbigniew Boniek kilkanaście dni temu krytykował kluby ekstraklasy za to, że wolą ściągać do polskiej ligi zagraniczny szrot zamiast zakładać kobiece drużyny. A gdy jeden z pracowników klubu odpisał mu: "skąd brać na to pieniądze?", prezes rzucił (uwaga, cytat): "A Ty wszystko robisz żeby się opłacało? Są też inne wartości!". Sto procent racji, panie Prezesie! Tylko jak te piękne słowa mają się do rzeczywistości?

Każdy kolejny selekcjoner kobiecej kadry podczas obejmowania sterów w drużynie mówi o celach, potencjale, wielkich talentach w drużynie i osobowościach. A później kadra koczuje siedem godzin na lotnisku przed najważniejszym meczem eliminacji mistrzostw świata i jest zmuszona robić rozruch na terminalowych korytarzach. Piłkarki po meczach mają zakaz wymieniania się koszulkami, a ostatnie zgrupowanie wyglądało bardziej jak zdobywanie Azji żabimi skokami, niż poważne spotkanie poważnej drużyny (dzień w Pruszkowie, dwa dni w Bydgoszczy, później Włocławek, powrót, zmiana hotelu...). Albo wyjazd na eliminacyjny mecz do Albanii planuje się tak, że cała podróż trwa tyle, ile normalnie leci się na wakacje na Kubę. Mały czarter, konieczność międzylądowania po paliwo, później jeszcze dojazd autokarem (nie panie Prezesie, nie chodziło mi o to, że lądowali w Czarnogórze. Ale pan pewnie o tym wie). Tylko gdzie Albania, a gdzie Kuba?

Wyższe wartości? Ponad półtora roku temu spotkałem się z prezesem Bońkiem, żeby porozmawiać o dziecięcej i amatorskiej piłce, o problemach z przemocą wobec sędziów, agresywnych rodzicach. Prezes zapowiedział ogólnopolską akcję zakrojoną na szeroką skalę. W kampanii wyborczej mówił o tym, że piłka amatorska będzie jednym z priorytetów jego drugiej kadencji. Czy ktoś jest mi w stanie podesłać jakiś link, gdzie pokazana jest ta akcja? Być może przegapiłem, z góry dziękuję.

PZPN można tylko klepać po plecach, ewentualnie głaskać. Mówienie o błędach traktowane jest przez działaczy - z prezesem Bońkiem na czele - jak wypowiedzenie wojny. Poruszaliśmy kilka takich spraw w ostatnim czasie, strategia związku jest jednak zawsze podobna: przemilczeć, później wyśmiać. A może warto posłuchać innych? Zbadać temat, zanim się z przeciwnika zrobi idiotę? Niektórzy mogliby spuścić trochę powietrza, bo niebezpiecznie oderwali się od ziemi. Arogancja i poczucie wyższości oraz nieomylności aż kipi, tryska z uszu. Nie da się na to patrzeć.

Zbigniew Boniek, ze swoją dobrze znaną w środowisku gracją mistrza powiatu w rzucie oponą od kombajnu, postanowił mnie jednak "serdecznie obrazić" (bo chyba tak trzeba by było określić to, co się wydarzyło) i wyśmiać moje nazwisko.

Cóż, zachowując ten poziom rzymskiego bruku sam mógłbym odpisać, że z prezesem nie ma co gadać, bo jest rudy, a jak rudy, to na pewno fałszywy. I nie warto. Nie zrobiłem tego jednak, bo poza dobrym wychowaniem (dzięki mamo, dzięki tato!) trzymam się wciąż tej samej zasady, o której prezesowi powiedziałem zresztą kiedyś osobiście w siedzibie PZPN: nie wciągajcie mnie w prymitywne wojny i liczenie szabel, bo na samą myśl czuję się brudny i potrzebuję prysznica. Jak jednak widać, dyskusja w tym świecie zawsze musi przypominać waterpolo w szambie. Szkoda tylko, że taki styl narzuca legenda polskiej piłki, która powagę swoją i sprawowanego przez siebie urzędu postanowiła co jakiś czas rozmieniać na drobne w społecznościowej magmie. Bello di notte niestety nabiera już w tym przypadku nowego znaczenia.

Źródło artykułu: