[tag=580]
[/tag]Sandecja to prawdziwa gratka dla statystyków. Ciężko bowiem znaleźć zespół, który nie wygrał 22 spotkań z rzędu na poziomie Ekstraklasy. Jeśli podopieczni Kazimierza Moskala chcieli więc marzyć o pozostaniu w najwyższej klasie rozgrywkowej, za wszelką cenę musieli zwyciężyć w tym spotkaniu.
Z kolei Arka niespecjalnie przejmuje się miejscem w tabeli. Jej przewaga nad strefą spadkową wynosi ponad 10 punktów i tylko prawdziwa katastrofa odebrałaby Żółto-Niebieskim ligowy byt. Przed nią arcyważny finał Pucharu Polski przeciwko Legia Warszawa. Ewentualna obrona trofeum byłaby dla całej Gdyni historycznym wydarzeniem.
Piotr Ćwielong powiedział kiedyś, że w niedzielne popołudnie przy 20 stopniach Celsjusza gra się najciężej. Piłkarze obu zespołów wyszli chyba z podobnego założenia, bowiem jakości piłkarskiej w przeciągu pierwszych czterdziestu pięciu minut nie uświadczyliśmy, a każda minuta była prawdziwą męczarnią dla oka.
Jeżeli już mielibyśmy kogoś wyróżnić, to z pewnością byłby to Pawło Ksionz. Widać, że Ukrainiec posiada spore umiejętności. Jako jedyny w zespole Sandecji próbował gry kombinacyjnej oraz akcji indywidualnych. Szkoda tylko, że ten pozytywny akcent zgasł w 42. minucie. Pomocnik musiał opuścić boisko ze względu na kontuzję pachwiny.
Najgroźniejszy strzał w pierwszej połowie oddał zaś Filip Piszczek. Uderzenie z ostrego kąta sprawiło niemałe problemy Pavelsowi Steinborsowi. Tymczasem goście praktycznie nie zagrozili bramce bezrobotnego Michała Gliwy. Nawet stałe fragmenty gry, z których słyną Arkowcy nie przyniosły im sukcesu.
Druga połowa zaczęła się kompletnie niespodziewanym trafieniem samobójczym. Niespecjalnie atakowany przez Patrika Mraza Damian Zbozień wpakował kolanem piłkę do własnej siatki. Jeśli mieliśmy dziś obejrzeć gola, to właśnie "swojaka". Trzeba jednak przyznać, że Nowosądeczanie prezentowali się o wiele solidniej od bardzo rozleniwionych graczy Arki.
ZOBACZ WIDEO Wielki mecz o mistrzostwo Włoch. Polacy mogą odegrać główne role
Po zdobytej bramce, głównym zadaniem graczy Kazimierza Moskala było obronienie znakomitego rezultatu. Sztab szkoleniowy gości próbował ratować się roszadami i wprowadzeniem drugiego napastnika - Enrique Esquedy. To właśnie Mekyskanin uradował swoją drużynę w 72. minucie meczu. Grzegorz Piesio bez namysłu zacentrował w pole karne do niepilnowanego rezerwowego atakującego, który pokonał Michała Gliwę efektownym szczupakiem.
Podrażnieni gospodarze ani myśleli o kolejnej stracie punktów. Na murawie pojawił się Aleksandar Kolew i już po minucie mógł zdobyć gola. Dwukrotnie próbował Maciej Małkowski, świetną okazję miał także Wojciech Trochim lecz piłka bez wyjątku nie chciała ponownie znaleźć się w bramce Steinborsa.
Sandecja miała jednak niewiarygodne szczęście. Gdy zbliżał się już doliczony czas gry, Kolev dograł w pole karne. Marcin Warcholak chciał wybijać piłkę, ale zrobił to tragikomicznie i po raz drugi w tym spotkaniu obejrzeliśmy trafienie samobójcze. Kropkę nad i postawił z kolei Adrian Danek. Młody zmiennik wykorzystał szybką kontrę i zachował zimną krew w sytuacji sam na sam z bramkarzem Arki.
Sandecja Nowy Sącz - Arka Gdynia 3:1 (0:0)
1:0 - Damian Zbozień (gol samobójczy) 50'
1:1 - Enrique Esqueda 72'
2:1 - Marcin Warcholak 90'
3:1 - Adrian Danek 90+4'
Sandecja: Michał Gliwa - Jakub Bartosz, Dawid Szufryn, Alexandru Benga (79' Aleksander Kolev), Patrik Mraz - Michal Piter-Bucko, Maciej Małkowski, Wojciech Trochim (86' Adrian Danek), Damir Sovsić - Pawło Ksionz (43' Płamen Kraczunow), Filip Piszczek
Arka: Pavels Steinbors - Damian Zbozień, Achilleas Poungoras, Frederik Helstrup (46' Dawid Sołdecki), Marcin Warcholak - Andrij Bohdanov, Yannick Kakoko, Siergiej Kriwiec (51' Mateusz Szwoch), Grzegorz Piesio, Patryk Kun (64' Enrique Esqueda) - Ruben Jurado
Żółte kartki: Alexandru Benga (Sandecja) oraz Patryk Kun, Yannick Kakoko (Arka)
Sędzia: Jarosław Przybył