Trudno wierzyć, gdy rak atakuje. Niebo poczeka jednak na Bartka Przyborka

Nie wiedział, ile życia mu zostało, może tylko kilka miesięcy. W końcu rak trzustki jest jak wyrok. A jednak, udało się! Bartek Przyborek pokonał "zabójcę", ba - wrócił na boisko. Właśnie zagrał pierwszy raz od operacji.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Bartek Przyborek Agencja Gazeta / Przemek Wierzchowski / Na zdjęciu: Bartek Przyborek
Ból był potworny. 20-latek leżał w szpitalu i przez kilka dni nie następowała żadna poprawa. Jak dziś przyznaje, wtedy trudno było mu wierzyć, że jeszcze wróci na boisko. A jednak, udało się.

Bartek Przyborek, piłkarz warszawskiego Drukarza i student Akademii Wychowania Fizycznego, zaledwie kilka miesięcy po wykryciu u niego nowotworu trzustki ponownie pojawił się na placu gry. Sobotni mecz z Koroną Ostrołęka miał tylko wymiar symboliczny. Swój najważniejszy mecz, mecz o życie, już wygrał.

Wcześniej nie chorował, nie miał problemów ze zdrowiem, a na dodatek od najmłodszych lat uprawiał sport. Mimo zdrowego trybu życia i fizycznej aktywności jego organizm zaatakowała choroba. W październiku ubiegłego podczas rutynowych badań dla sportowców powiedział lekarce, że generalnie czuje się dobrze, tylko w miarę często pobolewa go brzuch. Na szczęście lekarka zleciła szybkie badania tomograficzne. Informacja o tym, że ma raka, zwaliła go z nóg, to po prostu nie docierało do niego. Nie chciał o tym z nikim rozmawiać, denerwował się. Działał mechanizm obronny.

Przecież dopiero co rozpoczął studia na warszawskim AWF-ie, był ważną postacią w swojej drużynie. Brak szybkiego leczenia mógł przekreślić wszystkie marzenia. Jednak w klubie nie chciał o tym mówić, wiedział, że jest potrzebny Drukarzowi. W jesiennym meczu z Ożarowianką strzelił dwa gole, był bohaterem. Jednak to właśnie po tym spotkaniu przekazał kolegom wiadomość o swojej chorobie.

Cisza i "Kawałek Nieba"

- Po meczu z Ożarowianką poprosił o chwilę ciszy. Wszyscy usiedli, Bartek wyjawił, że jest bardzo chory, że ma nowotwór i to jego dwa ostatnie mecze przed operacją. Wszyscy opuścili głowy, zapadło milczenie. A potem wstaliśmy i go przytuliliśmy. Wiedzieliśmy, że go nie zostawimy - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty pierwszy trener Drukarza, Łukasz Staszczak.

Dotrzymali słowa. Przyjaciele i koledzy z drużyny rozpoczęli akcję zbiórki pieniędzy na sfinansowanie operacji Bartka, która nie była refundowana. Wystarczyło zaledwie 48 godzin, aby zebrać aż 37 tysięcy złotych. W zbiórce pomogła Fundacja "Kawałek Nieba ". Operację przeprowadzono w listopadzie, jeszcze przed nią nastolatek wystąpił w spotkaniu z KS Łomianki. Nie chciał zawieść kolegów.

Mógł to być dla niego ostatni mecz w życiu.

W minioną sobotę, 28 kwietnia, na stadionie Drukarza w okolicach Parku Skaryszewskiego pojawiło się więcej kibiców niż zwykle. Grano nie tylko o trzy punkty. Na płocie odgradzającym trybuny od boiska zawisła flaga i mówiący wszystko napis: "Przybor, jesteśmy z tobą!".

Bo najważniejszym wydarzeniem spotkania był powrót na boisko Przyborka. Niecałe pół roku po operacji 20-latek znowu zagrał w meczu.

- Szczerze mówiąc, po tym wszystkim, co bliscy dla mnie zrobili, trochę spodziewałem się, że tego dnia pojawią się na stadionie i będą mnie wspierać. To był bardzo wzruszający moment - mówi nam piłkarz. Nie ukrywa też, że czuł taki sam stres jak przy debiucie.

- Miałem stres, ale myślę, że w jakimś stopniu poradziłem sobie - dodaje. Poradził sobie - nie tylko w sobotę, bo prawdziwą próbę przechodził w ostatnich miesiącach i tuż po operacji w szpitalu. Zabieg wprawdzie się udał, ale pierwsze godziny po nim były koszmarem. - Leżałem nieruchomo w szpitalnej sali i czułem potworny ból. Nie widziałem poprawy. Zastanawiałem się, czy on w ogóle minie. Dopiero po dwóch dniach mogłem pić wodę, potem jeść - wspominał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". A jego mama dodawała: - Ból był okropny. Teraz mamy przełom, Bartek był w stanie przejść już pół korytarza - mówiła nam kilkanaście dni po operacji.

26 minut szczęścia

Teraz Przyborek przyznaje, że równie trudny był dla niego powrót do domu. Wprawdzie mógł wykonywać najprostsze czynności, ale z drugiej strony musiał siedzieć w czterech ścianach. - Ten miesiąc przerwy między zajęciami na uczelni był bardzo trudny. Nie miałem wtedy nic do roboty i każdy dzień był taki sam. Nie mogłem już tego wytrzymać. Stałem w miejscu - wspomina. Czy wierzył wtedy w powrót na boisko? - Starałem się wierzyć, ale przy gorszych chwilach nie było to proste - przyznaje.

Na szczęście wkrótce jego stan zaczął się poprawiać. Badania wypadały bardzo dobrze i miesiąc temu wrócił do treningów. Jak można się spodziewać, został owacyjnie przywitany przez kolegów. Znany z zadziorności i wojowniczego charakteru Przyborek musiał jednak uzbroić się w cierpliwość.

- Bartek ćwiczy od miesiąca, widać, że tęsknił za piłką. Trenował, ale nie powoływaliśmy go na mecze, było za wcześnie - mówi jeden z trenerów Drukarza, Łukasz Jóźwiak. Ambicja wyprzedzała zdrowy rozsądek, jednak dziś piłkarz nie ma wątpliwości, że trenerzy podjęli dobrą decyzję i ostrożnie wprowadzali go do gry.

- Trochę mnie to bolało, że wciąż nie wstawiali mnie do gry. Ale też rozumiałem. Starałem się być cierpliwy. Do trenerów nie miałem żadnego żalu. Moim zdaniem ich decyzje były właściwe. Nie byłem gotowy fizycznie, a poza tym byli inni, którzy całą zimę czekali na swoją szansę. To byłoby niesprawiedliwe, gdybym wskoczył w ich miejsce - ocenia.

W sobotę zagrał 26 minut. - Jeszcze bardzo dużo brakuje do optymalnej formy - przyznaje. Na stwierdzenie, że wszystko przed nim, odpowiada: - Mam taką nadzieję. Jednak z tyłu głowy zawsze pozostaje strach.

Bo choć regularnie przechodzi badania, a ich wyniki są dobre, ryzyko zawsze istnieje. Jednak tylko ktoś, kto nie docenia życia, nie odczuwa strachu. 20-latek jeden mecz z niebezpiecznym przeciwnikiem już wygrał. W Warszawie nie mają wątpliwości, że w razie czego wygra też kolejny.

ZOBACZ WIDEO Popis Messiego, kosmiczna asysta Suareza. Barcelona mistrzem Hiszpanii [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×