Legia Warszawa. Teoria chaosu

Newspix / Na zdjęciu: Dean Klafurić
Newspix / Na zdjęciu: Dean Klafurić

Bezład, zamęt, zamieszanie - sytuacja, w jakiej znowu znalazła się Legia nie należy do łatwych. Mistrzowie Polski popadli w duże tarapaty, jednak nikt nie będzie na nich czekał. Rozgrywki - ligowe czy europejskie - nie staną na ich życzenie.

Po odpadnięciu w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów ze Spartakiem Trnava w Legii Warszawa znowu zawrzało. Ówczesny trener Dean Klafurić od samego początku sezonu musiał mierzyć się z krytyką za rozczarowujący styl, w jakim stołeczni piłkarze zaczęli rozgrywki. Eskalacja nastrojów - w klubie jak i poza nim - nastąpiła po kompromitacji z zespołem, który próbował być poważnym, malując murawę na zielono.

Do sobotniego meczu legioniści przystąpią już pod wodzą Aleksandara Vukovicia, który tymczasowo zastąpi zwolnionego Klafuricia. 38-letni Serb będzie czwartym trenerem za kadencji Dariusza Mioduskiego na stanowisku właściciela i prezesa Legii.

Być jak Gil. Jesus Gil

Jest coś, co łączy Dariusza Mioduskiego z jedną z najbarwniejszych postaci hiszpańskiej piłki. To chęć trzymania wszystkiego w garści i przeświadczenie o własnej nieomylności. - W Atletico grałem dwa lata i w tym czasie Gil zmienił 12 trenerów i 25 piłkarzy. W końcu zdobył mistrzostwo i puchar - mówił o erze Jesusa Gila w Atletico Madryt Roman Kosecki. W Legii Mioduski wciąż się uczy. Za kadencji polskiego biznesmena (od marca 2017 roku) przez Warszawę przewinęło się już trzech szkoleniowców. Czwarty poprowadzi zespół w najbliższych spotkaniach, a z piątym są już prowadzone negocjacje. Polak wprawdzie Gila nie dogonił i pewnie nie zdąży tego dokonać, ale jak na obecne warunki to i tak zatrważający wynik.

Najpierw miała być era Jacka Magiery, który wcześniej między innymi trenował klubowe rezerwy i pełnił funkcję asystenta w pierwszym zespole. Mimo że Magiera, jak i dyrektor sportowy Michał Żewłakow, byli ludźmi zatrudnionymi przez poprzedniego prezesa, to Mioduski często wstawiał się za trenerem, nawet w chwilach największego kryzysu: - Nie ma planu, żeby zwolnić Jacka. Zwalnia się wtedy, jeśli od strony relacji w szatni nie ma nadziei - przyznawał prezes po odpadnięciu z eliminacji LM po porażce z FK Astana. - Wszyscy wiedzą, że ma wsparcie i nikt nie może próbować go wysadzić.

Co stało się później, wiadomo. Jeszcze 11 września ubiegłego roku Magiera miał negocjować nowy kontrakt z klubem, a dwa dni potem został odprawiony z kwitkiem.

Miał być Zagrzeb. Wyszedł pogrzeb

Po krótkiej erze Magiery i Żewłakowa prezes mógł po raz pierwszy dokonać w Warszawie porządków na własnych zasadach. A, że Dariusz Mioduski to człowiek obyty w świecie, postanowił z tego skorzystać. Zaprosił do klubu chorwackich najemników, którzy mieli zaprowadzić w Legii bałkańską rewolucję i uczynić z niej zespół na miarę średniej półki europejskiej.

Architektami sukcesu mieli być nowy trener Romeo Jozak, asystent Dean Klafurić i dyrektor techniczny Ivan Kepcija. Pierwszy w przeszłości z sukcesami działał jako dyrektor Dinama i z czasem skupił na sobie zainteresowanie Arsenalu. Nie był to jednak człowiek z imponującym, bądź co najmniej dobrym doświadczeniem w pracy z seniorami. Mimo to, z Jozakiem Legia wiązała duże nadzieje, to w końcu on miał wynieść klub na wyższy poziom. Umiejętności Chorwata brutalnie zweryfikował początek rundy wiosennej sezonu 2017/2018. Legia dokończyła rozgrywki już bez Jozaka, za to z Klafuriciem w roli pierwszego szkoleniowca.

W tym momencie zaczęły się poważne problemy. O ile Jozaka broniły osiągnięcia z młodzieżą, o tyle doświadczenie Klafuricia w dorosłej piłce było jeszcze uboższe. Legia została bez głównego inżyniera i koncepcji na przyszłość. Nadrzędnym celem było uratowanie sezonu, co się powiodło. Na planowanie następnego miał przyjść czas po zakończeniu ligi.

Stabilizacja i śrubki, których brak

Stabilizacja - jedno ze słów najczęściej wykorzystywanych przez Dariusza Mioduskiego w momentach kryzysu. To o niej mówiono przed zwolnieniem Magiery i przy obietnicach nowego kontraktu. Nie zabrakło jej również na konferencji po rozstaniu z Jozakiem: - Stabilizacja jest wtedy, gdy ma się coś, do czego wystarczy dokręcać śrubki - mówił Mioduski. - My mieliśmy sytuację, w której potrzebowaliśmy rewolucji, jeśli chcemy myśleć o wejściu na nowy szczebel w stosunkowo krótkim czasie.

Tej bazy do wkręcania śrubek nie zbudował i Klafurić. Jednak na dzień przed zwolnieniem i w jego kontekście zdążyło paść magiczne słowo: - Nie jestem w stanie teraz myśleć o zmianie trenera. My potrzebujemy stabilizacji, chociaż oczywiście mamy duże wymagania i nie możemy sobie pozwolić na takie porażki - przyznał Mioduski w rozmowie z TVP Sport po odpadnięciu z LM.

Próby rozszyfrowania tego, co może mieć na myśli prezes Legii przypominają prymitywne dowcipy o kobietach, które zamiast "tak" mówią "nie" i na odwrót.

ZOBACZ WIDEO Demolka! Girona FC nie miała litości dla Melbourne City [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Bez planu i koncepcji

- Legia to taka jedna, wielka zagadka. Piękne miasto, pięknie śpiewa o nim Czesław Niemien "Sen o Warszawie". Od paru lat to powinien być nawet "Sen o potędze" - zaznaczył Bogusław Kaczmarek w rozmowie na temat mistrzów Polski. Dariusz Mioduski miał swój "Sen o Dinamie", po którym został w Warszawie dyrektor Kepcija i masa przepłaconych przez niego transferów. Domagoj Antolić i Marko Vesović brutalnie udowodnili swoją wartość w rewanżu ze Spartakiem, Mauricio - delikatnie mówiąc - Warszawy nie podbił, z kolei Eduardo nie strzelił jeszcze gola w oficjalnym meczu.

Według mediów, kontynuacja koncepcji bałkańskiej nie jest nawet brana pod uwagę przez Mioduskiego. Po tym, jak Wojskowym odmówił Adam Nawałka - według "Przeglądu Sportowego" - prezes ma dwie opcje: - Jeden z kandydatów ma ważny kontrakt z klubem. Wyraził zainteresowanie pracą w Warszawie, ale nie wiadomo, czy rozwiązałby obowiązującą umowę. Drugi jest zainteresowany i dostępny - podaje gazeta.

W Legii znów zapanował chaos, a jego największym sprawcą jest Dariusz Mioduski. Mimo tylu przebytych kryzysów w klubie ani razu nie przyznał się do błędu. - Zarządzanie ryzykiem to moje zajęcie - stwierdził na konferencji po zwolnieniu Jozaka. Tymczasem biznesmen dał się nabrać na chwilówkę zaproponowaną przez amatorów z Chorwacji, a teraz stoi przed dużym problemem. Chorwaccy inżynierowie to już przeszłość, a przy Łazienkowskiej jest coraz większy bałagan.

Bałagan, któremu jako pierwszy stawi czoło Vuković. To on na szybko musi poskładać szatnię przed sobotnim meczem z Lechią Gdańsk, a ten w przypadku zwycięstwa może znacząco podbudować morale przed walką w III rundzie eliminacji Ligi Europy.

Źródło artykułu: