Fatalna passa Śląska Wrocław. Prawie 300 minut bez gola u siebie!

Newspix / Michał Chwiediuk / Na zdjęciu: piłkarze Śląska Wrocław
Newspix / Michał Chwiediuk / Na zdjęciu: piłkarze Śląska Wrocław

Śląsk Wrocław, przegrywając z Wisłą Kraków 0:1 (0:0), znalazł się niebezpiecznie blisko strefy spadkowej. Największą bolączką graczy z Dolnego Śląska jest skuteczność.

A miało być tak pięknie! Śląsk Wrocław zaczął sezon najlepiej od kilku lat. Owocne zwycięstwo 3:1 nad Cracovią i jakże cenny, wyjazdowy punkt przeciwko Lechii Gdańsk pozwalał patrzeć z nadzieją na nadchodzące tygodnie. Rzeczywistość okazała się niezwykle brutalna, lecz tym razem przyczyną nie jest seria kontuzji, a zwyczajnie fatalna skuteczność.

Zarówno w spotkaniach z Wisłą Kraków (0:1), jak i wcześniej z Lechem Poznań (0:1) oraz Pogonią Szczecin (0:0) wrocławianie dominowali bezwzględnie od pierwszej do ostatniej minuty. Jednakże największe gwiazdy, czyli Marcin Robak oraz Arkadiusz Piech, kompletnie zapomniały jak trafiać na wrocławskim gigancie, co jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek wydawało się nie do pomyślenia. Po skutecznym duecie napastników, który potrafił otrzeć się o 30 bramek w sezonie, nie ma już śladu.

Robak wprawdzie wciąż strzela, lecz czyni to wyłącznie w delegacji. Niemniej jak dotąd trafił ledwie 3 razy w 7 meczach, co z pewnością nie jest dla niego rewelacyjnym osiągnięciem. O wiele gorzej prezentuje się Piech. Były napastnik m.in. Ruchu Chorzów oraz Legii Warszawa wciąż ma spory kredyt zaufania u trenera Tadeusza Pawłowskiego i pojawia się w pierwszym składzie. Liczby są jednak bezlitosne. Drugi najskuteczniejszy gracz Śląska w rozgrywkach sezonu 2017/18 wciąż czeka na gola i chociażby asystę.

Ostatnim zawodnikiem, który zdobył gola dla WKS-u we Wrocławiu, był występujący aktualnie w II lidze tureckiej Jakub Kosecki. Jak się okazuje, odejście skrzydłowego w wydatny sposób przełożyło się na domową skuteczność. Trzy pełne spotkania bez trafienia przekładają się na ponad 270 minut z "zerowym" kontem z przodu.

Ofensywną niemoc próbował tłumaczyć jeden z lepszych aktorów sobotniego spotkania z Wisłą Kraków, Mateusz Cholewiak. - Nie pamiętam, żebyśmy mieli tyle sytuacji i jak na złość, kompletnie nic nie chciało wpaść. Słupki, poprzeczka w doliczonym czasie gry - to naprawdę wielki pech. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że wyjdziemy na boisko i będziemy mieli okazje, a mecz spokojnie wygramy. Tymczasem straciliśmy gola po kuriozalnym rzucie wolnym.

- Ta porażka boli, bo po prostu to zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Podczas spotkań reprezentacji będziemy musieli przeprowadzić analizę i wziąć się do ciężkiej pracy. Jestem też przekonany, że w sobotnim meczu naprawdę było dużo pozytywów, a nasz występ napawa w jakimś sposób optymizmem. Okazje, które mieliśmy nie brały się z przypadku i były wypracowane. W derbach z KGHM Zagłębiem Lubin trzeba będzie wygrać, bez absolutnie żadnego usprawiedliwienia.

ZOBACZ WIDEO: Wielki mecz Boca Juniors w stolicy Paragwaju

Źródło artykułu: