Ireneusz Mamrot: Jestem uzależniony od piłki

Kuba Cimoszko
Kuba Cimoszko
Po roku pracy może pan już wytchnąć od porównań do Michała Probierza? Kiedy przychodził pan do Białegostoku, pojawiały się na każdym kroku.

Byłem nastawiony na to wszystko. Chyba w żadnym innym klubie nie było aż tyle powrotów do poprzednika. Ale nic dziwnego, ze względu na to ile Michał tu pracował i co zrobił z tym klubem. Początek był ciężki, lecz nie miałem z tym problemu. Wiedziałem, że muszę robić swoje - ciężko pracować na własny rachunek. I tylko na tym się skupiałem. Przez pierwsze pół roku tych zestawień było multum. Dopiero po wiosennej serii zwycięstw zaczęło to się zmniejszać. A teraz nie ma tego w ogóle.

Zaufanie w futbolu jest ważne?

Jest najważniejsze. Tylko jak popatrzymy na ekstraklasę, to jakie ono jest? Ja je nazywam "zaufaniem do pierwszego kryzysu". Przyszedłem do Jagiellonii nieco ponad rok temu i dziś jestem drugi lub trzeci w lidze pod względem nieprzerwanego stażu w jednym miejscu. To wiele mówi. Budowanie zespołu trwa 3-4 lata i to trener musi wymieniać w nim te słabsze ogniwa, dążyć do jego perfekcji. W tym czasie nieuniknione są też kryzysy, ale działacze muszą pamiętać, że trenerzy uczą się właśnie z nich wychodząc. Smuci mnie to, że zagraniczny szkoleniowiec otrzymuje znacznie więcej zaufania niż Polak. Nie podoba mi się sytuacja, kiedy działacze naszych klubów sięgają po trenerów z niezbyt mocnych klubów zagranicznych, zamiast zatrudnić własnych z niższych lig. Do tego zapewniają im lepsze warunki, idą na większe ustępstwa. Jednym słowem mają łatwiej. A przykłady jak się to kończy były już chociażby w poprzednim sezonie. Nie chciałbym przytaczać nazwisk, ale jeśli trener przygotowania motorycznego zostaje pierwszym, to jak możemy się czuć my jako trenerzy? A najgorsze w tym jest to, że gdyby osiągnął on dobry wynik, to pewnie kilka innych klubów poszłoby w tym kierunku.

Wicemistrzostwo z tamtego sezonu uważa pan za sukces?

Mam duży niedosyt. Jasne, gdyby ktoś zaraz po przyjściu powiedział mi, że zdobędziemy wicemistrzostwo, to pewnie wziąłbym je w ciemno. Ale po tym, jak ten sezon się układał ciężko być usatysfakcjonowanym. Do tytułu zabrakło nam trzech punktów, jednego meczu. W rundzie mistrzowskiej mieliśmy np. spotkanie z Wisłą Kraków. Przeważaliśmy, mieliśmy dużo dobrych sytuacji, nie wykorzystaliśmy karnego. W końcówce straciliśmy bramkę i przegraliśmy.

To był decydujący moment?

To kosztowało nas tyle, że kolejkę później Legia przyjechała do nas z nastawieniem na remis. I go wywiozła. Później okazało się, że to wystarczy. Chociaż nie będę oszukiwać - w ostatniej kolejce, kiedy Legia grała z Lechem, wszyscy byliśmy wręcz pewni, że poznaniacy wygrają i to my sięgniemy po tytuł. Jednak nie udało im się.

Udało się panu szybko znaleźć wspólny język z kibicami w Białymstoku.

Tak, chociaż na początku kibice podchodzili z pewną obawą co do mojej osoby. Ale nic dziwnego, bo przyszedłem z I ligi, do tego po słabszym sezonie. Cieszę się jednak, że szybko przekonali się do mnie. Teraz czuję ich spore wsparcie - czy to na oficjalnych spotkaniach, czy nawet w trakcie załatwiania codziennych spraw w mieście. I nie ukrywam, że dzięki temu łatwiej mi pracować.

Wspomniał pan o tej I lidze. Nie sposób nie spytać o różnice między nią a Ekstraklasą. Jest duża?

Przede wszystkim większa niż wydaje się w telewizji. Na każdym kroku podaje się przykład Górnika z zeszłego sezonu, podkreślając iż jest niewielka. Tylko nie zauważa się, że oni po awansie mieli w miarę ustabilizowany skład, a do tego trafili z trzema wzmocnieniami. Wypaliło, ale to wyjątek. Murawy, treningi, organizacja - w tym jest spora różnica. A nie mówię już o mediach czy całej otoczce wokół meczów, bo to w ogóle kosmos. Z kolei jeśli chodzi o zawodników, to I liga jest na pewno dobrą szkołą życia. W Ekstraklasie jest natomiast większa kultura gry.

Tylko mniej młodzieży.

Trenerzy siedzą na takiej "beczce z prochem" i tylko się czeka by odpalić lont. Szczególnie, że każdy oczekuje wyniku tu i teraz. A przecież jeśli ten młody piłkarz wchodzi do poważnej piłki, to ileś tych błędów musi popełnić. I czasem to kosztuje punkty. Chociaż trzeba podkreślić, że to wszystko zaczęło się trochę zmieniać na lepsze. Pomógł przykład Górnika. Niemniej na pewno jeszcze nie wygląda to tak, jak powinno wyglądać.

Wyłamuje się pan z większości trenerów w Ekstraklasie, oczekuje od piłkarzy gry piłką. Dlaczego?

To jest akurat bardzo proste. Grając w ten sposób zawodnik się rozwija. Druga rzecz to to, że taka gra jest przecież dużo atrakcyjniejsza dla kibiców. Poza tym, widział pan nasze mecze z Rio Ave i Gentem. Jak grały tamte drużyny? To jest piłka nożna i w nią trzeba grać. To jest najlepsza droga dla nas. Problemem w Polsce jest tylko to, że większość graczy się boi ryzyka. "Pod kryciem" zagrywają długie podania, byleby tylko nie zaliczyć straty. A po to są treningi, by nie bać się futbolówki. Lepiej ją mieć niż za nią biegać.

Piłkarz Ireneusz Mamrot też miał podobnie?

Na poziomie trzeciej ligi nie przeszkadzała mi piłka. Ale by grać w Ekstraklasie zabrakło mi szybkości czy siły fizycznej.

NA NASTĘPNEJ STRONIE PRZECZYTASZ M. IN. O LETNIM OKIENKU TRANSFEROWYM W JAGIELLONII ORAZ DOWIESZ SIĘ DLACZEGO DEJAN LAZAREVIĆ ZAWIÓDŁ W BIAŁYMSTOKU

Autor na Twitterze:

Czy Ireneusz Mamrot jest najlepszym trenerem w Lotto Ekstraklasie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×