Ireneusz Mamrot: Jestem uzależniony od piłki

Kuba Cimoszko
Kuba Cimoszko
Skoro już zahaczył pan o puchary: kiedy oglądał pan mecze Gent z Bordeaux, to co pan czuł?

Niedosyt. Zresztą porażki z Belgami żałowałem od samego początku. Z perspektywy czasu śmiało można powiedzieć, że o naszym odpadnięciu zaważyły dwie kwestie. Pierwsza to bramka stracona na własne życzenie w końcówce meczu w Białymstoku, zaś druga - nieprawdopodobna interwencja ich bramkarza w rewanżu przy stanie 1:1. Gdyby padł gol na 2:1, to przeciwnicy musieli by się odkryć. A tak zrobiliśmy to my i dostaliśmy dwie bramki z kontr. Dlatego wynik 1:3 trochę zakłamuje obraz, chociaż trzeba przyznać, że byli trochę lepsi. Ale dla mnie najważniejsze jest to, że grając z mocniejszymi drużynami niż rok temu, wyglądaliśmy lepiej. A to oznacza, że zaliczyliśmy progres.

W lidze natomiast wystartowaliście podobnie jak przed rokiem. Przegrywacie mecze, w których przeważacie, zaś wygrywacie, nie porywając grą...

Tak. Chociaż to doskonale pokazuje obecną piłkę. Najważniejsze jednak, że jesteśmy w czołówce tabeli. Trener każdej drużyny powie, że ma niedosyt jeśli chodzi o punkty. Niemniej uważam, że u nas nie jest najgorzej. Trzeba bowiem pamiętać, że godziliśmy ligę z pucharami. Podróże dały nam w kość, a płaciliśmy za nie kontuzjami. Zaś teraz, kiedy część piłkarzy mogłaby mieć lżej, to musiała jechać na kadrę.

No właśnie, czy powołania do reprezentacji to dla trenera klubowego sukces czy przekleństwo?

Nie, to jest duża nobilitacja - i dla trenera, i dla piłkarza. Wiadomo, że dla tego drugiego jeszcze większa, bo to marzenie każdego zawodnika. Widzę po chłopakach w Jagiellonii jak to jest dla nich ważne. Ale podobnie jest dla mnie. To bowiem znaczy, że na co dzień dobrze wykonuje swoją pracę. Mamy trochę tych reprezentantów, co cieszy. Tylko szkoda, że akurat polscy mają pecha do kontuzji.

Romanczuka straciliście na co najmniej miesiąc. Rozegrał aż 11 meczów w tym sezonie, w każdym przebiegał największy dystans w waszym zespole. Uraz mógł być efektem nadmiernej eksploatacji?

To nie była kontuzja mechaniczna, podczas walki z przeciwnikiem. Być może więc wynikła z tego przeciążenia.

Pojawiły się nieoficjalne zarzuty, że przyjechał z kontuzją.

Na pewno pojechał na zgrupowanie zdrowy. Nie wiemy czy to by się stało w Białymstoku, ale na pewno nikogo bym za nią nie winił. Takie szukanie na siłę nie ma sensu. Stało się i tyle. Musimy sobie jakoś radzić.

Po raz pierwszy podczas pana pracy w Białymstoku okienko transferowe nie spowodowało żadnej wyrwy w podstawowym składzie.

Cieszę się, że nie odszedł żaden z kluczowych graczy. Wiadomo, że gdyby pojawiły się jakieś bardzo konkretne propozycje, to byłoby inaczej. Tym bardziej, że każdy chce się rozwijać. A ja nikogo nigdy nie blokowałem. Nie chodziłem do prezesa, nie mówiłem: "ten i ten musi zostać". Najwyżej rozmawiałem z samymi piłkarzami. Mogę zdradzić, że taka sytuacja była w przypadku Ivana (Runje - przyp. red.). Poznał moje zdanie, ale przede wszystkim sam przeanalizował wszystko i postanowił zostać.

Bliższy odejścia był chyba Przemysław Frankowski?

W przypadku Przemka przeważyły akurat jakieś inne sytuacje. Ja mogę się tylko cieszyć, że został, bo jest jednym z naszych kluczowych piłkarzy.

Pan jest już chyba przyzwyczajony do sytuacji, w której ten piłkarz ma odejść, ale ostatecznie zostaje. Tak jest co pół roku.

To się tak łatwo mówi, jak się patrzy z boku. Natomiast wiadomo, że sam zawodnik ma rozbudzoną ambicje i aspiracje. Mimo młodego wieku ma mnóstwo tych meczów w ekstraklasie. Niedługo stuknie mu ich już dwieście.

W przypadku innych nie było ofert?

W pewnym momencie pojawiały się spekulacje w sprawie Tarasa czy Arvydasa. Ale akurat nie było jakichś konkretnych ofert dla wszystkich. Tylko pojedyncze.

Jeśli chodzi o transfery do klubu, jest pan zadowolony?

Oczywiście.

A żałuje pan, że nie udało się zrealizować kilku innych?

Oczywiście, zawsze tak jest. Teraz choćby z tej listy z Polaków, którą dałem prezesowi. Niestety, naszych zawodników bardzo ciężko jest ściągnąć. O ile z nimi samymi nie ma żadnego problemu, by się dogadać, o tyle z ich klubami jest duży problem. Kilku wartościowych graczy mogło do nas trafić, ale się nie udało. Żądania ich zespołów były znacznie przesadzone.

W ostatnim dniu sierpnia zespół opuścił Dejan Lazarević. Słoweniec miał być gwiazdą, ale rozczarował na całej linii. Dlaczego tak się stało?

To pytanie trzeba akurat bardziej jemu zadać. Mieliśmy duże większe oczekiwania wobec niego, ale czasami tak po prostu jest. W pierwszym okresie trafił na bardzo mocną konkurencję, a później hm... Na pewno mógł o to miejsce dużo mocniej i ambitniej powalczyć.

Został Karol Świderski, któremu także zarzucano brak ambicji, po tym kiedy wyszedł na jaw jego telefon do Michała Probierza.

Moim zdaniem wszystko powinno wyglądać inaczej. Zawodnik jest przede wszystkim od grania i trenowania. Niepotrzebnie więc szukał innych opcji. Trudno, stało się. Sprawa jest już zamknięta.

Tak jak z pana wezwaniem na komisariat policji za odpalenie racy podczas majowej fety?

Nie, tu akurat wciąż czekam na decyzję sądu (Mamrotowi grozi kara grzywny - przyp. red.).

Autor na Twitterze:

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Czy Ireneusz Mamrot jest najlepszym trenerem w Lotto Ekstraklasie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×