Do przerwy Wisła prowadziła 2:0 po dublecie Marko Kolara i była zespołem lepszym od Jagiellonii, ale po zmianie stron role się odwróciły. Wicemistrzowie Polski szybko odrobili straty za sprawą Marko Poletanovicia i Cilliana Sheridana i byli bliscy zdobycia zwycięskiej bramki, ale nie pozwolił im na to świetnie dysponowany Mateusz Lis.
- Byliśmy świadkami ładnego widowiska, a obie drużyny chciały zwyciężyć. Jagiellonia to bardzo dobry zespół i pokazała to zwłaszcza w drugiej połowie. Szanujemy ten punkt, bo spotkanie mogło się różnie ułożyć, a moim zawodnikom trzeba oddać, że włożyli w mecz serce. Mówi się, że powinno to być normą, ale w naszej sytuacji muszę podkreślić, że widziałem ich serca na dłoniach - mówi trener Maciej Stolarczyk.
Ireneusz Mamrot nie był zadowolony z występu swoich podopiecznych: - Przegrywaliśmy 0:2, a mimo to wyjeżdżamy stąd z poczuciem niedosytu. Nie lubię określenia "zbyt łatwo stracone bramki", ale muszę go użyć, bo nie przypominam sobie, od kiedy jestem w Jagiellonii, żebyśmy - nawet w meczach, które przegraliśmy 0:4, czy 1:5 - tak łatwo tracili gole.
- W pierwszej połowie byliśmy zbyt daleko od siebie w defensywie, a i w ofensywie płynność wymagała wiele poprawy. Druga połowa była zupełnie inna. Ubolewam sytuacji Arvydasa Novikovasa na 3:2. Przegrywaliśmy 0:2, mamy 2:2, a wyjeżdżamy z poczuciem niedosytu. Na pewno jestem zadowolony z tego, jak zespół wyglądał fizycznie, zwłaszcza biorąc pod uwagę ile mamy tych meczów już w tej rundzie oraz to, że cztery dni temu graliśmy w Gdyni na ciężkim i grząskim boisku. Dziś absolutnie tego nie było widać, wręcz przeciwnie, bo w drugiej połowie była to nasza mocna strona - zakończył trener Mamrot.
ZOBACZ WIDEO Serie A: koncertowa gra Polaków! Gole Milika i Zielińskiego. Napoli rozbiło Frosinone [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]