Jese Rodriguez. Znów poczuć się jak piłkarz

PAP/EPA / RODRIGO JIMENEZ / Na zdjęciu: Jese Rodriguez (w środku)
PAP/EPA / RODRIGO JIMENEZ / Na zdjęciu: Jese Rodriguez (w środku)

Od roku był praktycznie bez gry. Mimo to, sięgnął po niego Real Betis. - Znów będę czuł się jak piłkarz - mówił Jese Rodriguez podczas prezentacji w Sewilli.

Real Madryt grał akurat w Lidze Mistrzów. To był ten sezon, który zacznie wieloletnią dominację zespołu w najbardziej prestiżowych rozgrywkach Europy. Los Blancos pod wodzą Carlo Ancelottiego wyszli z grupy i w 1/8 finału starli się z Schalke Gelsenkirchen. 21-letni wtedy Jese Rodriguez w pierwszym meczu pojawił się tylko na dziesięć minut, ale w rewanżu zagrał już w wyjściowym składzie.

I przydarzyła się druga minuta. Młody Jese, który z czasem miał odczarować w Realu numer "10" starł się z Seadem Kolasinacem. Bośniak obecnie jest już piłkarzem Arsenalu. Wtedy, jako zawodnik Schalke przyczynił się do poważnej kontuzji Hiszpana. Diagnoza: całkowite zerwane więzadła krzyżowe w prawym kolanie.

Mięśnie, nie tłuszcz

To był marzec 2014 roku. Od tamtej pory napastnik przytył siedem kilo. - Żałuję, że nie wykorzystałem czasu, który miałem w Madrycie po kontuzji. Gdybym tylko pracował tak, jak przez ostatnie trzy miesiące... Potem przyjechałem do Paryża, miałem zapalenie wyrostka robaczkowego i już nigdy nie grałem regularnie. Gdybym był tak surowy wobec siebie po kontuzji w Madrycie, być może wydarzyłoby się coś innego - mówił pod koniec 2018 roku.

Dzięki tej pracy zdążył znowu zgubić kilogramy. Inaczej nie zgłosiłby się po niego Real Betis. W Sewilli mają przywrócić do życia 25-letniego już Jese. - To, co mam, to mięśnie, a nie tłuszcz - tłumaczył się na prezentacji. - To, że niektórzy ludzie mają wątpliwości co do mnie, jest normalne.

Ostatnie pół roku Hiszpan stracił w Paryżu. Trener Thomas Tuchel nie widział miejsca dla zawodnika, chociaż jeszcze w styczniu dawał mu nadzieję. - Każdy może grać w tej drużynie, a Jese pokazał silną mentalność pomimo swojej sytuacji, co nie jest łatwe - zapewniał. Ostatecznie nigdy nie doczekał się swojego czasu w stolicy Francji. A przechodził do niej ze statusem gwiazdy. W 2016 roku paryżanie zapłacili Realowi za niego 25 mln euro.

Sprawdź: Messi przeszedł samego siebie. I wywołał kontrowersje

W Betisie ma być inaczej. Na prezentację Jese zabrał swoich najbliższych: rodziców, brata i agenta, Ginesa Carvajala. Przyjaciół nie zostało wielu. - Wierzysz, że masz wielu prawdziwych. Wydaje się, że dają ci wszystko, a w kluczowym momencie zostajesz sam - opowiadał w wywiadzie udzielonym dziennikowi "AS". Do końca została tylko rodzina. Im Jese obiecał, że się zmieni i wróci do grania w piłkę.

Nocne kluby, syn w szpitalu

- Miałem bardzo zły okres i wciąż mam problemy. Nie życzę nikomu, aby ich dziecko miało chorobę, a także nieuleczalną, jak to jest w moim przypadku - przyznał Jese. Problemy zdrowotne syna to największa próba, jaką przeżył dotąd piłkarz. Pod koniec 2017 roku urodził się Nyan. Dziecko urodziło się jako wcześniak, cztery miesiące przed terminem. Płuca nie zdążyły się prawidłowo rozwinąć i lekarze natychmiast musieli walczyć o życie synka.

Tymczasem Jese grał na wypożyczeniu w Stoke. Dużo dzieliło go od szpitala w Gran Canaria, gdzie był synek. Klub zrozumiał sytuację swojego zawodnika i dał mu nieco więcej swobody tak, by zdążył pomóc partnerce w opiece nad Nyanem.

Aurah Ruiz, była już dziewczyna Jese, w kwietniu zdradziła, jak wyglądała "pomoc" piłkarza przy dziecku. - Nocne kluby w Madrycie, palenie, alkohol i prostytutki - wyliczała dziennikowi "The Sun".

Para rozstała się blisko rok temu, ale Jese wciąż rozpamiętuje ten związek. Pod koniec 2018 roku Aurah brała udział w hiszpańskiej odmianie programu "Big Brother". Była partnerka zawodnika odpadła w finale. Według mediów wyeliminował ją właśnie Jese. Miał wydać nawet kilka tysięcy euro, by zagłosować na jej rywalkę. Udało się. - Jeśli to prawda, to zrobił mi wielkie świństwo - skomentowała Aurah.

Dawni znajomi

W tym sezonie w barwach Paris Saint-Germain Jese Rodriguez wszedł tylko na minutę spotkania w Pucharze Francji. Poprzedni mecz rozegrał prawie rok temu, grał jeszcze w barwach Stoke City. Sam dokładnie tego momentu nie pamięta. Było to starcie z Evertonem 17 marca.

Teraz gracz odchodzi na kolejne wypożyczenie. Jego kontrakt z PSG obowiązuje jeszcze do czerwca 2021 roku. W decydującym momencie rękę do napastnika wyciągnął Quique Setien, trener, dla którego wciąż ważny jest styl gry zespołu. Daleko mu do pragmatyków pokroju Jose Mourinho czy Diego Simeone. - Bieganie dla samego biegania nie ma żadnego sensu. Chcę wygrywać dzięki serii mechanizmów i własnej interpretacji futbolu. Ta polega na grze piłką - mówił o swojej filozofii futbolu. Ta na razie się sprawdza. Betis jest na szóstym miejscu Primera Division i ma szansę na grę w przyszłym sezonie w europejskich pucharach.

Jese z Setienem poznał się w Las Palmas. To było pierwsze wypożyczenie napastnika z PSG. Przez pół roku obaj dowiedzieli się dużo o sobie. Pewnie dlatego szkoleniowiec Betisu postanowił poprosić o wypożyczenie piłkarza, który od roku nie grał regularnie.

Od lata w Sewilli jest inny odrzucony przez Tuchela. Giovani Lo Celso zagrał na ostatnim mundialu, ale to nie wystarczyło, by przekonać do siebie niemieckiego trenera. Chodziło również o wyrównanie bilansu przychodów i wydatków, by uniknąć kary za złamanie Finansowego Fair Play. Teraz, w obliczu kryzysu na pozycji pomocnika Argentyńczyk na pewno by się przydał. Zamiast tego Lo Celso jest liderem w Betisie. W sześć miesięcy 22-latek rozegrał już 28 spotkań.

Nowy napastnik liczy, że mimo przerwy od grania uda mu się zaliczać regularne występy. Nie wyrobił się, żeby zadebiutować w meczu przeciwko Atletico Madryt. Było to ciekawe starcie: Jese, niespełniona nadzieja Realu kontra Antoine Griezmann, który dwa lata temu przymierzany był do Los Blancos. - On nie pasuje do Realu. Nie prezentuje odpowiedniego poziomu do gry w tym zespole, w kadrze są już lepsi od niego - krytykował Hiszpan.

Dziś Griezmann jest mistrzem świata i gwiazdą Rojiblancos. Francuz już dwa razy zdążył znaleźć się na podium rywalizacji o Złotą Piłkę. A Jese walczy o powrót do wielkiej piłki.

- Cóż, stagnacja... - opowiadał dla "Mundo Deportivo". - Piłka nożna, ale i życie, dają i zabierają rzeczy. W końcu chodzi o uczenie się na błędach i doskonalenie się.

Czytaj też: Santi Cazorla. Nieprawdopodobny powrót 

Komentarze (0)