Na początku roku Neil Warnock miał wielkie problemy z zakontraktowaniem zagranicznych zawodników do jego Cardiff City. A jako że w brytyjskim parlamencie zbliżało się referendum na temat Brexitu, jeden z politycznie zorientowanych dziennikarzy zapytał Anglika o to "czy wyjście z Unii Europejskiej znacząco zmniejszy szanse klubów Premier League na pozyskanie piłkarzy z zagranicy". Większość trenerów pokazałaby takiemu redaktorowi drzwi i poprosiła o poważne pytania. Najlepiej takie dotyczące jego zawodu. Warnock jednak jest inny. Jak mówi sam o sobie: "Różnica między Bogiem, a mną jest tylko jedna. Bóg nie wie, iż nazywa się Neil Warnock".
Anglik szybko podchwycił więc przynętę: - Nie wiem dlaczego politycy nie chcą zrobić tego, czego żąda od nich naród. Było referendum, a teraz widzimy innych polityków, którzy próbują je podważyć. Tak szczerze, to nie mogę się doczekać kiedy z tego wyjdziemy. Myślę, że będziemy o wiele lepsi bez tego g***a. W każdym aspekcie. Do diabła z resztą świata.
I tym sposobem Warnock podzielił cały naród. Od razu zastrzegam, że nie po raz pierwszy. W końcu Anglik trafił niegdyś nieprzypadkowo na czoło wyjątkowo ekskluzywnego zestawienia "1000 osób bardziej wkurzających od Micka Hucknalla" (wokalista Simply Red oraz czynny działacz brytyjskiej Partii Pracy).
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Konflikt Sa Pinto - Mączyński budzi zażenowanie. "Duzi panowie stali się małymi chłopcami"
"Colin Wanker"
Z wykształcenia Neil to pedikiurzysta, którego specjalnością jest wyrywanie wzrastających paznokci. Gdy wydawca poprosił Anglika o wysłanie 250 stron tekstu pod jego autobiografię, Warnock przesłał mu niemal 400 - i to bez fotografii - z notką: - Moje życie jest zbyt ciekawe, aby zamknąć je w tak małej liczbie słów.
Kibice rywali go nienawidzą. Z czasem przywykli do piosenek, iż po wymieszaniu liter Neil Warnock to tak naprawdę "Colin Wanker" (Wanker to z ang. k***s). Trenerowi Cardiff City na tyle się to spodobało, że zapowiedział, iż jego ostatnią wolą jest aby po śmierci cały stadion wypełniony kibicami krzyczał "Warnock is a wanker".
W 2011 roku Neil powiedział o napastniku El Hadji Dioufie tak: - Przez jego nurkowanie chciałem nazwać go szczurem, który chodzi po ściekach. Mogłoby to jednak obrazić szczury, które chodzą po ściekach. Bo on znajduje się na samym dole dołu drabiny społecznej. Nie widzę go dłużej w Blackburn Rovers.
Warnock wykrakał. Rzeczywiście Diouf opuścił klub, a mniej niż 12 miesięcy później trafił do Leeds United, gdzie trenerem był - a jakże - Neil Warnock. Jak więc widać, Anglik często mówi zanim tak naprawdę pomyśli. Przynajmniej jest przy tym szczery. W skrócie: totalne zaprzeczenie dzisiejszego futbolu.
Po spadku swojego ukochanego Sheffield United z Premier League powiedział, że jest bardzo zadowolony, bo angielska ekstraklasa nie daje mu tak wielkiej radości. Zamiast tego woli kopanie się po czołach w ukochanej Championship. Niemal tydzień po tych słowach, Warnock został zwolniony i musiał opuścić klub z Bramall Lane. Stadion ten do dziś znany jest w Anglii przede wszystkim ze względu na spotkanie z 16 marca 2002 roku, kiedy to do drużyny Warnocka przyjechał West Bromwich Albion.
Mecz zwany "Bitwą o Bramall Lane" został przerwany, gdy po trzech czerwonych kartkach (!) oraz limicie wykorzystanych zmian u gospodarzy dwóch kolejnych zawodników musiało opuścić boisko z powodu kontuzji. Na murawie zostało jedynie 6-ciu piłkarzy Sheffield, a sędzia musiał przyznać walkowera na korzyść WBA.
W pomeczowym wywiadzie Warnock łączył wyrytą na swojej twarzy złość z głupim uśmieszkiem i odrzekł: - Pewnie sobie teraz myślicie, że w życiu popełniłem więcej przestępstw od Osamy Bin Ladena.
Czytaj także: John Fashanu. Upadły Napoleon futbolu
Miłośnik nieudaczników
Anglik to rzeczywiście terrorysta futbolu. Styl jego zespołów najlepiej oddaje przebieg spotkania Pucharu Anglii z zeszłego roku przeciwko Manchesterowi City. Leroy Sane przyjął tyle wślizgów podopiecznych Warnocka, że na Twitterze niemiecki związek piłkarski prosił, aby nie "krzywdzić ich piłkarzy" przed zbliżającym się mundialem. Po meczu Pep Guardiola zwyzywał swojego vis-a-vis, na co Warnock spytał: "Ten łysy co chodzi w sweterkach tak powiedział? Szanujmy się panowie, to jest Anglia". Tutaj - jak opowiada sam Neil - trzeba pokochać "krew i zgrzytanie zębami".
Dla Warnocka to chleb powszedni. Idealny mix to brutalna gra oraz niemal żaden pomysł na grę w ataku pozycyjnym. Prawie każdy brytyjski kibic marzy więc o tym, aby jego Cardiff spadło z hukiem z ligi, bo do "obecnych standardów" Premier League poczciwy angielski szkoleniowiec po prostu nie pasuje. Raczej przypomina lata 90., gdy na początku kadencji Arsene'a Wengera piłkarze Arsenalu próbowali zwolnić Francuza, bo zabronił im jedzenia Snickersów. Dla budowania renomy marki lepiej zatrudnić kilku eleganckich panów "w sweterkach" jak Guardiola czy Marco Silva.
Warnock sam nie ukrywa, że do elitarnego grona bardzo mu daleko. Mowę motywacyjną na pierwszy mecz sezonu z Bournemouth rozpoczął tak: "Co tu dużo mówić. Można chyba tylko jedno. Jak do c***a się tutaj dostaliśmy?". Na tym jednak polega geniusz Warnocka: łamie on wszelkie możliwe kanony. Obecnie każdy klub wzmacnia siatkę skautów, prześwietla typ dziewczyn, z którymi spotyka się cel transferowy klubu, a co na to Neil? Ze szczerością wyznał, że swojego najlepszego w obecnym sezonie piłkarza Victora Camarasę nigdy nie obserwował.
Podopieczni Warnocka daliby się za niego pociąć, bo jak mówił w swojej autobiografii: "Kocha dawać szansę nieudacznikom, którzy gdyby nie on nigdy nie wdrapaliby się na tak wysoki poziom". Pewnie dzięki temu żaden inny szkoleniowiec nie awansował w Anglii do wyższej klasy rozgrywkowej tak wiele razy co właśnie Warnock. 70-latek uczynił to ośmiokrotnie. Mimo to w Premier League, czyli piłce przez duże "P" nigdy nie zaistniał. Sam opowiada, że 17. miejsce i uniknięcie spadku Cardiff z angielskiej ekstraklasy będzie zdecydowanie jego największym sukcesem w karierze. 16. nie chce przyjąć, bo nie ma do tego ambicji. A dziennikarze "The Telegraph" umieścili niegdyś Anglika w zestawieniu "20 najlepszych trenerów, którzy nigdy nie wygrali ważnego trofeum".
Czytaj także: Wizyta u Łukasza Bejgera. Biało-czerwony diabeł
Nie chce rozgłosu
Warnock na trofea ma jednak wciąż czas. Zapowiada, że trenować zamierza aż do własnej śmierci. Pracę przyjmie każdą. Może z wyjątkiem trenowania reprezentacji Anglii, bo mówi że - i tu uwaga - nie zniósłby takiej ilości zainteresowania.
Kogo chcesz oszukać Neil? Anegdotami z twojego życia - które sam notabene sprzedawałeś prasie - można przecież wytapetować cały Westminster. I taka osoba nie chce wzbudzać zainteresowania. No cóż, w Anglii mniej prawdomówni są chyba jedynie politycy, którzy przeprowadzają Brexit. Wyjście z Unii Europejskiej? Nie. Wotum nieufności dla rządu? Też niedobrze. Nic dziwnego, że zagotował się nawet sam Neil, za którego niestworzonymi historyjkami Anglicy jeszcze zatęsknią.
Lecz na ten moment, może to i lepiej, że Bóg wciąż nie wie, iż nazywa się Neil Warnock.