Gdzie piłka nożna jest religią. "Futbol ważniejszy niż życie i śmierć"

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Michael Regan / Na zdjęciu: piłkarze Liverpool FC
Getty Images / Michael Regan / Na zdjęciu: piłkarze Liverpool FC
zdjęcie autora artykułu

- Piłka nożna jest ważniejsza niż życie i śmierć - unosił się Bill Shankly, legendarny trener Liverpoolu. Są miejsca, gdzie jego słowa traktują w pełni poważnie.

W tym artykule dowiesz się o:

"Piłkarze to dla kibiców bogowie, stadiony są jak kościoły, a każdy mecz jak futbolowa msza" - pisał o angielskich kibicach Alan Edge w książce "Wiara naszych ojców". Słowa oddanego fana Liverpoolu można przypisać zagorzałym kibicom z całego świata.

Borussia jest dla mnie jak dom. Jest też religią. Klub jak dom zapewnia miejsce schronienia dla wszystkich ludzi - opowiadał Andrzej Badziąg, kibic BVB z ponad 30-letnim stażem. A skoro klub jest religią, to ma swoją świątynię. I nie jest nią tylko Signal Iduna Park.

Futbolowe świątynie

Kościół św. Trójcy jest innym miejscem szczególnym dla wszystkich kibiców Borussii. Są msze, na które wszyscy przychodzą z klubowymi szalikami, do kościoła wprowadzany jest sztandar, a przy ołtarzu widać herb Borussii.

Sprawdź nasz reportaż z Dortmundu: Boski plan BVB. Oto kościół Borussii Dortmund

ZOBACZ WIDEO Serie A: Bologna FC krok od utrzymania. Skorupski lepszy od Bereszyńskiego i Linettego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Dla nich szczególny dzień to 19 grudnia. Wtedy powstała Borussia Dortmund. "Wierni" przychodzą tylko w klubowych barwach - inny ubiór nie jest nawet brany pod uwagę. Z głośników wybrzmiewa "You'll Never Walk Alone", a sztandar Borussii jest uroczyście wprowadzany do świątyni. Schalke? Tam nie istnieje takie słowo. Lista ksiąg zakazanych już dawno nie istnieje, za to w dortmundzkim kościele na pewno ktoś ma listę słów nie do wypowiedzenia. Nazwy największego rywala z Gelsenkirchen po prostu się nie wypowiada.

- Religia to uczucia, a my kochamy piłkę nożną. Jestem w kościele Maradony od wielu lat i dla mnie to nie tylko zabawa, a właśnie religia - mówi Hernan Amez. To on stoi za założeniem Iglesia Maradoniana, czyli kościoła Diego Maradony. Świątynia argentyńskich kibiców powstała w 1998 roku. Dotąd zebrała ponad 100 tysięcy wyznawców. Według nich mamy 59 rok, a nie 2019. Bo nowa era miała przyjść wraz z narodzinami Maradony.

"Nasz Diego, który jest skarbem Ziemi. Niech będzie poświęcona twa lewa noga, niech będą pamiętane twoje gole" - brzmią pierwsze słowa modlitwy ku czci swojego boga. Wyznawcy Maradony mają swoje msze i święto na wzór najważniejszych uroczystości religijnych. Przypada na 30 października, czyli na urodziny największego idola. Mają nawet własny dekalog:

"1. Piłka nigdy nie jest brudna. 2. Kochać futbol ponad wszystko. 3. Deklarować swą bezwarunkową miłość do Diego i piękna futbolu. 4. Bronić honoru argentyńskiej koszulki. 5. Szerzyć cuda Diego w całym wszechświecie. 6. Czcić świątynie, w których grał i święte koszulki. 7. Nie przywiązuj Diego do jednej drużyny. 8. Głoś i rozpowszechniaj zasady Kościoła Maradony. 9. Na drugie imię daj sobie Diego. 10. Nazwij swojego pierwszego syna Diego".

Argentyna ma boskich piłkarzy i świętych trenerów. Marcelo Bielsa sprawił, że Chile oszalało z radości. Argentyńczyk zaprowadził ich reprezentację na mundial w RPA w niesamowitym stylu. Chilijczycy zajęli drugie miejsce w eliminacjach, byli tylko o punkt gorsi od Brazylijczyków. Po awansie zaczęło się szaleństwo. Do Bielsy wznoszono modlitwy tak, jak do Maradony: "Błogosławiony San Marcelino, zwróć swe poważne spojrzenie na naszych kibiców i napełnij chwałą nasz lud, któryeś wybrał aby zmienić jego historię i wypełnić triumfami naszą wspólną drużynę".

Zaczęły powstawać obrazki pokazujące Bielsę z aureolą, jakby był świętym. Kibice wznosili ołtarze i na specjalnych stronach internetowych palili wirtualne świeczki w ramach wdzięczności. O kulcie Argentyńczyka przypomnieli sobie też w Leeds, gdzie miejscowa drużyna z Mateuszem Klichem w składzie wciąż walczy o awans do Premier League.

Z czaszką na mecz

W Anglii wciąż czekają na ewentualne świętowanie. Fiesty za to dawno zakończyły się u kibiców argentyńskiego Racing Club, który po pięciu latach znowu został mistrzem kraju. Zabawy trwały do rana, ale bardzo ciekawe zjawisko uchwycił reporter telewizji "TNT Sports".

U jednego z kibiców zauważył ciekawy przedmiot. Była to czaszka jego dziadka. Fanatyczny kibic, Gabriel Aranda, wyjaśnił, że krewny byłby dumny z sukcesu Racingu i dlatego postanowił zabrać część jego ze sobą. "Argentyńscy fani są znani ze swej ogromnej pasji, ale Gabriel właśnie podniósł poprzeczkę" - skomentował hiszpański dziennik "Marca". Kibic Racingu pewnie nie będzie musiał długo czekać, aż ktoś pobije jego szalony wyskok.

Czytaj też: Ezechiel Lasota. Piłkarz Boga

Źródło artykułu: