Lotto Ekstraklasa. Piotr Stokowiec: Mecz z Legią może otworzyć mu drzwi do wielkiej kariery

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Piotr Stokowiec
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Piotr Stokowiec

Jako zawodnik nie miał szczęścia do Legii. Nie potrafił wygrać, był wyzywany przez kibiców. Nikt wtedy jeszcze nie wiedział, że kariera piłkarska to dla Piotra Stokowca tylko etap przejściowy.

Kiedyś na stadionie w Kielcach Piotr Stokowiec, jeszcze jako zawodnik Polonii Warszawa, został brutalnie wygwizdany przez miejscową publiczność.
- Co o tym myślisz? - zagadał go po meczu dziennikarz.
Jeśli 10 tysięcy ludzi na Legii krzyczy "rudy ch…" to nie będę się przejmował jakimiś wieśniakami - odparł spokojnie pochodzący z Kielc Stokowiec.

Do Legii Warszawa jako piłkarz szczęścia nie miał, choć jest to drużyna, przeciwko której grał najczęściej. W sumie rozegrał przeciwko drużynie z Łazienkowskiej 9 spotkań, 2 zremisował, 7 przegrał. Najbardziej dotkliwa była porażka 2:7 w derbach Warszawy przy Łazienkowskiej w sezonie 2003/04. Dwie asysty w spotkaniu zaliczył wtedy Aleksandar Vuković, obecny trener Legii, a trzy bramki strzelił obecnie drugi trener ekipy z Łazienkowskiej, Marek Saganowski. Defensywny pomocnik Polonii nie miał w tym spotkaniu wiele do powiedzenia.

O ile ci dwaj byli wielkimi gwiazdami ligi, obecny szkoleniowiec Lechii Gdańsk nigdy do takich się nie zaliczał. Był raczej typem bulteriera, a więc piłkarza, którego kochają miejscowi, ale nienawidzą przyjezdni.

ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". VAR największym problemem współczesnej piłki? "Mecz z VAR-em i bez to dwie różne dyscypliny sportu"

Sam siebie charakteryzował w ten sposób: - Ja faktycznie byłem zawodnikiem typu "agresja 10". Byłem bardzo niski do ósmej klasy, dopiero potem w dwa lata urosłem 10-12 centymetrów. Byłem brzydkim kaczątkiem, które gdzieś się pałętało, więc musiałem nadrabiać sercem do gry. I to się opłaciło, bo już będąc w juniorach młodszych grałem w klasie A seniorów. W juniorach byłem napastnikiem, w seniorach obrońcą. Biorąc pod uwagę skalę mojego talentu, osiągnąłem znacznie więcej niż mogłem. Zdobyłem moje mistrzostwo świata.

Z tym stwierdzeniem chyba można się zgodzić. Stokowiec nigdy nie grał w wielkich klubach, bo niekoniecznie miał do tego predyspozycje, jednak 84 mecze w najwyższej klasie rozgrywkowej to i tak spory sukces. Tym bardziej, że - czego wtedy jeszcze nie wiedziano - kariera piłkarska była jedynie wstępem do kariery szkoleniowej. "Stoki" od dawna przejawiał talent szkoleniowy. Sam kiedyś powiedział, że w ósmej klasie szkoły podstawowej na pytanie kim chciałby zostać, odpowiedział, że trenerem piłkarskim. Nie wiadomo na ile ta historia jest prawdziwa, bo szkoleniowiec Lechii lubił swego czasu wkręcać dziennikarzy. Głośna była historia, gdy powiedział reporterowi "Przeglądu Sportowego", że jego zawodnik Adam Pazio potrzebuje wsparcia psychologa i wybiera się na wizytę. Następnego dnia gazeta miała newsa, a okazało się, że trener powiedział to "tylko dla jaj". Tyle że z charakterystyczną dla siebie kamienną twarzą.

Jego Lechia nie gra piłki porywającej, ale chyba nie o to mu chodzi. Zresztą nie można powiedzieć, że gra futbol nudny. Drużyny, które prowadzi zwykle grają raczej piłkę prostą. Zresztą, nie jest to przypadek. Zawsze był zachwycony niższymi ligami angielskimi. Często jeździł na wyspy na staże. Ale nie do topowych klubów, tylko właśnie tych z prowincji.

Polska Ekstraklasa na peryferiach Europy

- Tamten klimat, podejście do futbolu, bardzo mi pasuje. Pojechałem do Yeovil Town, bo był tam Bartek Tarachulski i mi pomógł. Uważam, że jak się gdzieś jedzie, trzeba przejechać się autobusem z ludźmi, pójść na targ, zjeść w miejscowej tawernie. Wtedy będziesz mógł powiedzieć, że coś wiesz. Tak samo w piłce. Jeśli chcesz zobaczyć, jak funkcjonuje klub, nie idź tam, gdzie treningi będziesz mógł oglądać tylko przez dziurę w płocie. Ja mogłem pogadać z trenerem i magazynierem. Postarać się ich zrozumieć. Oczywiście, dzięki Pawłowi Kieszkowi byłem też na stażu w FC Porto, gdy trenerem był tam Villas Boas. Udało się załatwić, żebym wszedł na trening. Ale oni walczyli w europejskich pucharach o najwyższe cele, więc kto będzie znajdował czas dla jakiegoś gościa z Polski. W Yeovil, a potem Derby czy Reading zobaczyłem, jak łamią prawie nogi na treningach, a potem jest fantastyczna atmosfera. Atmosfery sztucznie się nie zbuduje. Nie jestem za seminarium w drużynie, musi być walka i spięcie. Zawodnicy czasami muszą złapać się za gardło, dać sobie po mordzie. Ale w ekstremalnej sytuacji muszą wyciągnąć do siebie rękę. Ekstremalne warunki to prawdziwy sprawdzian - mówił.

Wielki futbol zamyka drzwi przed polskim piłkarzem

To co go charakteryzuje, to odwaga. Czy byłby wiarygodny, gdyby wymagał od zawodników odważnej gry a sam szukał alibi? Dlatego w meczu z Pogonią Szczecin, przy niekorzystnych wynikach, nie bał się zdjąć z boiska etatowych: Lukasa Haraslina i Konrada Michalaka i wstawić za nich Mateusza Żukowskiego oraz głębokiego rezerwowego Stevena Vitorię. Pierwsza zmiana wydawała się szaleństwem. Haraslin to zawodnik siejący postrach w szeregach defensywnych rywali. Żukowski to 17-latek, który dopiero wchodzi do ligi. Wielu, albo i większość trenerów, po prostu bałoby się podjąć takiej decyzji. Ale nie Stokowiec. Druga zmiana była kluczowa. Vitoria zaliczył asystę przy golu na 4:3. To dało Lechii ogromny komfort przed spotkaniem z mistrzem Polski.

Już w karierze trenerskiej Stokowca, jego bilans przeciwko Legii, jest znacznie lepszy niż w czasach gdy był zawodnikiem. Trzy zwycięstwa, cztery remisy i sześć porażek. Czy mogło być lepiej? Warto brać pod uwagę, że jako trener dojrzewa w czasach, gdy Legia zdominowała krajowe rozgrywki, więc niekoniecznie.

Mecz z Legią w Gdańsku będzie chyba najważniejszym w jego dotychczasowej karierze. Od dłuższego czasu mówi się, że ma wszystko, żeby osiągnąć w futbolu sukces i któregoś dnia zostać selekcjonerem. Intelekt, rozeznanie taktyczne, dobry sztab. Mecz z Legią może sprawić, że otworzy się dla niego autostrada do sukcesu.

Źródło artykułu: