Lechia - Legia. Kasper Hamalainen - a "pogrzeb" był już gotowy

PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Carlitos (z lewej) i Kasper Hamalainen
PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Carlitos (z lewej) i Kasper Hamalainen

Aleksandar Vuković wyciągnął Kaspera Hamalainena z piłkarskiego grobu. Fin przecież większą część sezonu spędził w głębokich rezerwach Legii. Ale swoimi występami w końcówce ligi daje drużynie drugie życie.

Po golu Kaspera Hamalainena trener Aleksandar Vuković niemal rozwalił pulpit na trybunie prasowej. Ze szczęścia. Ze względu na zawieszenie to właśnie tam Vuković musiał obserwować grę swojej drużyny, ale był sprytniejszy, założył kaptur, telefonicznie połączył się z ławką rezerwowych i przez słuchawki przekazywał informację swojemu sztabowi.

Do 80. minuty z nerwów dostał prawie zawału. Ciągle krzyczał, czasem i wyzwał któregoś ze swoich graczy, ale gdy bramkę na 2:1 zdobył Hamalainen, całe napięcie zeszło z Vukovicia. Tak jak kilka tygodni wcześniej z piłkarza. Fin za rządów Ricardo Sa Pinto był w głębokich rezerwach klubu, u Portugalczyka zagrał tylko siedem razy w ekstraklasie, z czego jeden mecz zaczął od początku. W Legii był już w zasadzie martwy, trzeba było tylko ustalić termin pogrzebu. Gotową dla zawodnika trumnę zniszczył jednak Vuković, zerwał z gracza cywilny strój i przebrał w sportowy. To było najlepsze, co mógł zrobić, dla siebie, drużyny i piłkarza.

Idzie po czwarty tytuł

- On mnie zna od lat, ja też wiem czego "Vuko" oczekuje. Myślę, że mamy świetną relację zawodową, rozumiemy swoje potrzeby zawodnika oraz trenera - mówił nam Hamalainen.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". VAR największym problemem współczesnej piłki? "Mecz z VAR-em i bez to dwie różne dyscypliny sportu"

Pięć meczów od początku, dwa gole i asysta - to jego bilans odkąd Legię prowadzi Vuković. W krótkim czasie pokazał, jak długo mylił się poprzedni szkoleniowiec. I potwierdził, że w drużynie jest człowiekiem od zadań specjalnych. W kluczowym momencie Hamalainen ratował skórę Legii już kilka razy.

Tak było w poprzednich sezonach w meczach z Pogonią Szczecin, Górnikiem Zabrze czy Lechem Poznań. Dzięki jego bramce na 2:1 Legia pokonała Lechię (3:1) i ma trzy punkty więcej niż rywal oraz lepszy bezpośredni bilans. A Fin idzie po czwarty tytuł mistrzowski z warszawskim zespołem.

Serce nie wytrzymuje

Choć Hamalainen nie myślał przecież o tym, by zostać piłkarzem. Jego rodzice od dwudziestu lat świetnie radzą sobie w interesach, to fizjoterapeuci, finansowo jego rodzina jest zabezpieczona. Piłkarz nie dorastał w biedzie, nie był nigdy zdesperowany, by wyrwać się z trudnego środowiska i osiągnąć sukces. Jego brat zrezygnował z futbolu na etapie juniorskim, wybrał szkołę, poszedł na Uniwersytet.

Hamalainen opowiadał: - Długo nie miałem takiego poczucia, że muszę być profesjonalnym piłkarzem, że to cel mojego życia. Nigdy nie miałem noża na gardle, bardziej to było na zasadzie walki "ja przeciwko samemu sobie", a więc udowadnianie sobie, że mogę to zrobić. Dopiero w wieku 17 lat zrozumiałem, że jestem całkiem dobry i mam szansę żyć z piłki - mówił.

Gdy grał w lidze fińskiej znajomi nie do końca traktowali jego zawód poważnie, mimo że już wtedy debiutował w seniorskiej reprezentacji. Największe sukcesy osiągnął jednak dopiero w Polsce: z Lechem i Legią zdobył już siedem pucharów.

A gra pod presją stała się jego największym atutem. - Zdobyłem w sumie cztery tytuły mistrzowskie, wszystkie w ostatniej kolejce. Nie wiem, jak długo moje serce to wytrzyma - wspominał. Ale wtedy, gdy bije dwa razy szybciej, radzi sobie najlepiej. I znowu czuje, że żyje.

Kasper Hamalainen: Znamy smak tytułu i wiemy o co gramy

Źródło artykułu: