Lechia Gdańsk rzutem na taśmę - dzięki golowi Artura Sobiecha w doliczonym czasie gry - 1:0 wygrała finał Pucharu Polski z Jagiellonią Białystok. - Jesteśmy rozczarowani wynikiem. W mojej ocenie, patrząc na przebieg spotkania, nie zasłużyliśmy na porażkę. Piłka jednak nigdy nie była, nie jest i nie będzie sprawiedliwa. W pierwszej połowie mieliśmy dwie dogodne okazje do zdobycia gola, w tym tą pierwszą, naprawdę znakomitą. Otwarcie wyniku spowodowałoby otwarcie się Lechii - mówił na pomeczowej konferencji prasowej Ireneusz Mamrot.
Finał Pucharu Polski. Paweł Kapusta: Finał bez piłki
- Zespół w tym finałowym meczu dał z siebie maksa, sto procent. Niestety w ostatnich minutach popełniliśmy błąd, który kosztował nas zwycięstwo w finale - dodawał opiekun Jagiellonii. - W szatni po meczu zapanowała totalna cisza. Podszedłem do każdego zawodnika, podałem rękę, ale z konkretnymi słowami czasem trzeba odczekać jeden dzień. Po takim spotkaniu trudno o słowa, które pocieszyłyby piłkarzy. Widać po nich, że bardzo to przeżyli - dodał Mamrot.
Przed opiekunem "Jagi" teraz duże, trenerskie wyzwanie. Musi "podnieść" zespół po niepowodzeniu, bo przecież jego ekipa wciąż bije się miejsce gwarantujące udział w europejskich pucharach. - Nie możemy się załamywać, bo wciąż walczymy o czwarte miejsce w tabeli. Tam też nie mamy komfortowej sytuacji. Mimo wszystko dobrą informacją jest jednak, że kolejny mecz rozegramy dopiero w poniedziałek. Mamy więc trochę czasu na odpoczynek. Mam nadzieję, że do tego czasu wszyscy dojdą do siebie pod względem mentalnym - zakończył trener Mamrot.
Ekstraklasa. Lechia Gdańsk oskarża Legię Warszawa. Prezes straszy rywali
Kolejny mecz Jagiellonia rozegra w poniedziałek 6 maja o godzinie 18:00. Przeciwnikiem "Jagi" będzie Pogoń Szczecin.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Teorie spiskowe wokół sędziego Stefańskiego. "Każdy chciał włożyć swój kij w mrowisko"