Ile to już legend i teorii pojawiło się w temacie Thiago Cionka i reprezentacji. Że to daleka rodzina byłego selekcjonera, albo że Adamowi Nawałce kazał go powoływać Boniek, któremu zależało na podbiciu ceny zawodnika przed transferem. Te wszystkie spekulacje były tylko podsycane po kolejnych meczach reprezentacji, gdy obrońca, wcześniej drugoligowych włoskich drużyn, przez ponad dwa lata nie wystąpił w żadnym meczu o punkty.
Doszło do tego, że Cionek był jedynym zawodnikiem z pola, który nie rozegrał nawet minuty w eliminacjach Euro 2016. Wszystkie dziesięć spotkań przesiedział na ławce.
- Myślę, że każdy przyjeżdża na kadrę z jakiegoś powodu. Na pewno czuję się ważnym zawodnikiem reprezentacji - starał się nam wytłumaczyć swoją rolę w drużynie po sparingu z Czechami we Wrocławiu w listopadzie 2015 roku. Mówił z przekonaniem, musiał w to wierzyć. Albo po prostu dobrze się kamuflował.
ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Świetna wiosna Michała Pazdana. Wrócił do formy i czeka na mecze reprezentacji
Fakty były takie, że w ważnych spotkaniach Cionek był rezerwowym, a na boisko wchodził tylko w sparingach. - Wyłączam myślenie i patrzę na to, co dzieje się na boisku. Nie będę siebie oceniał, robi to szkoleniowiec. Ja wychodzę na boisko i daję z siebie wszystko. Jestem bardzo szczęśliwy, że dostaję powołania regularnie. Chcę żeby tak pozostało - odcinał się od pytań o jego przydatność w kadrze i sens przyjazdów na zgrupowania.
Na Euro do Francji jechał z trzema rozegranymi meczami towarzyskimi. W turnieju zagrał raz, w ostatnim spotkaniu grupowym z Ukrainą (1:0) i to na prawej obronie. Zastąpił Łukasza Piszczka, by ten nie złapał kartki przed spotkaniem kolejnej rundy. W tym meczu Nawałka dał zresztą wystąpić głównie rezerwowym.
Patriota
Kibice nie za bardzo wiedzieli, co o Cionku myśleć. Dotąd wiedzieli o piłkarzu niewiele - że grał w Jagiellonii, potrafi ostro wejść w rywala i nie jest w pełni Polakiem. Jego pradziadkowie wyemigrowali do Brazylii (Kurytyby) przed I Wojną Światową i właśnie z brazylijskiej drugiej ligi zawodnik przyjechał na Podlasie.
To był rok 2008, trzy lata później Cionek dostał nasz paszport, w Białymstoku poznał obecną narzeczoną Justynę, w tym mieście chcą wziąć ślub i wyprawić wesele. Zawodnik lubi opowiadać, że jego polsko-brazylijska rodzina ogląda mecze kadry w biało-czerwonych szalikach i koszulkach reprezentacji. Językiem polskim operuje na poziomie bardzo dobrym, choć mówi z innym akcentem.
Ale w materiale wideo dla "Łączy Nas Piłka" zaimponował wiedzą historyczną, poruszył temat patriotyzmu i opowiadał o dumie z bycia Polakiem. Po karierze chce zresztą zamieszkać w naszym kraju na stałe.
El. ME 2020. Reprezentacyjny nieszczęśnik
Koszmar
Ale jego relacje z reprezentacją można określić "skomplikowanymi". Jeżeli grał o stawkę, to z konieczności. Jak w spotkaniach kwalifikacji do mistrzostw świata 2018 z Rumunią i Danią - za kartki pauzował wówczas Kamil Glik, później kontuzji doznał Michał Pazdan.
Nawałka zaczął testować piłkarza częściej przed mundialem, Cionek wystąpił w aż pięciu z sześciu meczów towarzyskich i to w pierwszym składzie. W Rosji nie miał raczej większych szans na grę, no chyba że któryś z kolegów miałby problemy. I tak właśnie się stało - na zgrupowaniu w Arłamowie Kamil Glik uszkodził bark, co prawda pojechał na mistrzostwa, ale był niezdolny do występu w meczu otwarcia.
To Cionek zaczął spotkanie z Senegalem od początku i przeszedł do historii. Został pierwszym polskim piłkarzem, który strzelił gola samobójczego na mistrzostwach świata. Miał przy tym sporo pecha, piłka po słabym uderzeniu Idrissy Gueye trafiła go i zmyliła Szczęsnego. Obrońca podczas całego meczu nie był sobą, widać było po nim zdenerwowanie, grał bardzo bezpiecznie, podawał do najbliżej ustawionych kolegów, a mimo to i tak w wielu przypadkach popełniał błędy.
- Czy był to mój najgorszy mecz w reprezentacji? Nie zgodzę się. Z potencjałem jakim dysponowaliśmy można było odrobić straty. Byłem w optymalnej dyspozycji. Nie czułem się kozłem ofiarnym w kontaktach ze sztabem, trenerami, zawodnikami. Media? Nie śledziłem - komentował później.
Najważniejszy test w swojej reprezentacyjnej karierze, gdy miał pokazać, czy faktycznie nadaje się do tej drużyny, zawalił.
El. ME 2020: Arkadiusz Milik: Ten sezon był tylko przetarciem
Służba
I wszystko wróciło. Że to boiskowy drwal, że umie tylko kosić rywali i że w zasadzie nigdy nie był potrzebny tej kadrze. Nowy selekcjoner Jerzy Brzęczek nie widział go w swoim zespole po turnieju w Rosji.
- Jego skuteczność, nieustępliwość, odbiór są bardzo dobre. Ale później jest coś takiego jak filozofia i strategia gry. Nie jesteśmy zamknięci na zawodników, ale jeżeli chodzi o kreowanie akcji od tyłu, rozgrywanie piłki, to Thiago na dziś nie daje nam bezpieczeństwa w rozegraniu. To nie jest jego atut - mówił Brzęczek po pierwszym zgrupowaniu, na które Cionka nie powołał.
Szybko jednak musiał się do niego przekonać. W listopadzie kontuzjowany był Glik i selekcjoner awaryjnie zaprosił piłkarza na zgrupowanie. W ostatnim meczu 2018 roku z Portugalią w Lidze Narodów Cionek grał już w podstawowym składzie. Spisał się bardzo solidnie i został w drużynie.
Wrócił do swojej roli: żołnierza, na którego można liczyć w każdej sytuacji. Który nie marudzi, a wybudzony w środku nocy staje na baczność i jednym tchem recytuje zadania jakie wcześniej przydzielił mu jego szef.
Stosunek do Polski nie pozwala mu na inne zachowanie. - Wiem, że ludzie będą pamiętali mnie z gola samobójczego, ale nie mam na to wpływu. Każde powołanie i przyjazd na kadrę traktuję jak służbę dla kraju - twierdzi.
Z Austrią (1:0) i Łotwą (2:0) siedział na ławce, teraz też jest czwartym wyborem selekcjonera. Wybitnym reprezentantem nigdy nie będzie, ale dorobi się innego statusu: niezniszczalnego.