Niski pressing i zmiana, której nie było - rok po kuriozalnym meczu Polski z Japonią

Newspix / LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT / Jakub Błaszczykowski w meczu z Japonią
Newspix / LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT / Jakub Błaszczykowski w meczu z Japonią

Niski pressing, kabaret ze zmianą Jakuba Błaszczykowskiego i zwycięski, choć smutny koniec Adama Nawałki. Mija rok od mundialowego starcia z Japonią (1:0) - najbardziej kuriozalnego spotkania w najnowszej historii reprezentacji Polski.

Ostatnie mistrzostwa świata przyniosły "Biało-Czerwonym" stary, znajomy scenariusz - mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor. Na starcie przeżyliśmy szok, jakim była porażka z Senegalem (1:2), potem miejsce w szeregu boleśnie pokazali nam Kolumbijczycy (0:3), zaś na pożegnanie ograliśmy Japończyków (1:0 po trafieniu Jana Bednarka).

Festiwal żenady w końcówce

Azjaci byli w dziwnej i bardzo rzadko spotykanej sytuacji. Wiedząc, że Senegal przegrywa z Kolumbią 0:1, mieli pewność, że porażka różnicą jednego gola z Polakami i tak da im awans do 1/8 finału. W końcówce nie zamierzali więc robić nic, by odrobić stratę, pilnowali jedynie, by nie przegrać wyżej. Podopieczni Adama Nawałki z kolei mieli w garści trzy punkty i też nie forsowali tempa.

Selekcjoner to pozorowanie gry tłumaczył tak: - Planowaliśmy grę w niskim pressingu, przyjmowanie przeciwnika na swojej połowie i wychodzenie z kontrami. Przy prowadzeniu 1:0 strategia nie zmieniła się. Realizowaliśmy cel, więc jesteśmy zadowoleni.

ZOBACZ WIDEO Mike Tyson wybuchł po pytaniu o powstanie warszawskie. "Czy wiem coś o powstaniu? Jestem niewolnikiem"

"Niski pressing" - to określenie, dotąd praktycznie niespotykane w futbolowym języku, wywołało salwy śmiechu i falę szyderstw. - Ja je znałem już wcześniej. Linia ataku stoi na połowie boiska i czeka. Dopiero tam próbuje przejąć piłkę. Japończycy widzieli, że nasi nie zamierzają atakować, a wynik był dla nich korzystny, więc też "klepali" - mówi były reprezentant Polski, Sylwester Czereszewski.

Symulant Grosicki, nieszczęśnik Błaszczykowski

Kumulacją komedii, jaka rozegrała się w końcówce meczu w Wołgogradzie, była niedoszła zmiana Jakuba Błaszczykowskiego. Doświadczony skrzydłowy, by zaliczyć 101. występ w kadrze i symbolicznie się z nią pożegnać, miał wejść na boisko w doliczonym czasie, ale do tego potrzebna była przerwa.

Przy statycznej grze z obu stron okazało się, że doprowadzenie do tej roszady nie będzie łatwe, a czas mijał nieubłaganie. Nawałka ruszył więc w kierunku linii bocznej i zaczął instruować Kamila Grosickiego, by ten zasymulował kontuzję uda. "Grosik" położył się na boisku, lecz Japończycy tak długo zwlekali z wybiciem piłki, że gdy już to zrobili, sędzia Janny Sikazwe zakończył spotkanie i Kuba w protokole nie zaistniał.

- Japończycy chyba słabo znali język angielski i przez to nikt się z nimi nie dogadał, żeby wybili piłkę wcześniej - śmieje się na te wspomnienia Sylwester Czereszewski. Trudno jednak wspominać tamten mecz ze śmiechem, bo zapamiętano z niego głównie żenującą końcówkę, a zwycięski gol Jana Bednarka zszedł na dalszy plan.

Miał kończyć Błaszczykowski, skończył Nawałka

Były selekcjoner wygrał swoją ostatnią potyczkę, ale o zachowaniu posady nie było mowy. Mundial w Rosji - po miłej odmianie, jaką było Euro 2016 - okazał się przykrym powrotem do szarej rzeczywistości, za co w dużej mierze odpowiadał Nawałka, który tak poprowadził przygotowania na zgrupowaniu w Arłamowie, że w inauguracyjnym starciu z Senegalem nasi kadrowicze odstawali od rywala nawet pod względem fizycznym.

->Sparingowo: wyraźna porażka Lecha Poznań. Pogrążył go były piłkarz Legii Warszawa

- Ta porażka była kluczowa - nie ma wątpliwości Czereszewski. - Potem na Kolumbię miał wyjść zespół w zupełnie innej formie mentalnej, zamiast tego zostaliśmy boleśnie zweryfikowani. Wygraliśmy dopiero mecz o nic.

Po mistrzostwach świata Nawałka odpoczął, a w listopadzie ubiegłego roku z wielką pompą zatrudniono go w Lechu Poznań. Trafiał do stolicy Wielkopolski jako ten, który miał dać nadzieję na lepszą przyszłość, a odchodził w niesławie już cztery miesiące później. Zimą nie chciał przebudowy, postawił na niewłaściwych piłkarzy, w końcu został zwolniony, bo jego zespół nie przekonywał ani pod względem wyników, ani stylu.

- Zespołu klubowego nie można prowadzić tak jak reprezentacji. Wiadomo, że wysoko opłacani piłkarze powinni przebywać w klubie sporo czasu, ale trzeba znaleźć dobry balans, żeby się sobą po prostu nie zmęczyć. Nie bez powodu śmiano się, że za kadencji Nawałki robiono analizy analiz. Do tego dochodzą historie z zabranianiem cofania autokarem, rozbudowany sztab szkoleniowy i mnóstwo różnych dodatków, które stłumiły to co najważniejsze. Piłka nożna jest prostą grą. Wśród dorosłych ludzi nie można wprowadzać przedszkolnych obyczajów, a takie właśnie były niektóre wariactwa Nawałki w Lechu - uważa Czereszewski.

->Stadion "Awangarda" w wymarłym mieście po katastrofie w Czarnobylu. Prypeć - tu czas zatrzymał się 33 lata temu

Komentarze (1)
avatar
Zbyszek Zborowski
28.06.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
to był najlepszy mecz w historii Świata. Piłkarze Polski i Japonii obnażyli brak wiedzy, umiejętności i kompetencji wysokich działaczy FIFA, UEFA i wszystkich Federacji Piłkarskich. No ale kibi Czytaj całość