- Pracę zaczynam w tym tygodniu. Związałem się dwuletnim kontraktem. Wydaje mi się, że w miesiącu co najmniej dwa tygodnie będę musiał być w Armenii. Na szczęście są bezpośrednie połączenia lotnicze z Warszawy - tak Michał Listkiewicz mówi w "Przeglądzie Sportowym" o swojej nowej posadzie.
Polak zastąpi na tym stanowisku Karena Nalbandyana, byłego arbitra międzynarodowego, który złożył rezygnację. W Armenii będzie mu towarzyszyć były polski sędzia Marcin Szulc.
Michał Listkiewicz wyjaśnił, w jaki sposób nawiązał kontakt z przedstawicielami federacji piłkarskiej w Armenii.
ZOBACZ WIDEO: Wielki projekt Lewandowskiego. "Chciałbym, żeby pierwszy taki obiekt ruszył za dwa - trzy lata"
- W poprzednim sezonie mieli tam nerwowy ligowy finisz, były duże pretensje do sędziów. Tamtejsza federacja poprosiła PZPN o przysłanie naszych ludzi. Pod koniec maja przyjechał zespół Krzysztofa Jakubika, który w meczu decydującym o mistrzostwie kraju wywarł doskonałe wrażenie. Z pewnością ułatwiło mi to rozmowy na temat pracy - dodał w "Przeglądzie Sportowym".
Były prezes PZPN w latach 2016-18 stał na czele komisji sędziowskiej w Czechach. - Zabiorę do domu tylko dobre wspomnienia. Lubię czeski futbol. Te dwa lata były jednym z najlepszych okresów w moim życiu - mówił "Listek" w 2018 r.
Zakończenie współpracy było jednak burzliwe. Jesienią 2018 r. - już po tym, jak wygasła umowa Listkiewicza - czescy działacze donieśli na Polaka do UEFA i PZPN. Roman Berbr, wiceprezes federacji, nazwał go "polskim nieszczęściem" (więcej o tej sprawie TUTAJ>>).
Przeczytaj także: Michał Listkiewicz: Byłem samotnym żeglarzem
Powinien być wśród nich .