Łodzianie nadal nie mogą przerwać serii czterech meczów bez zwycięstwa. Wydawało się, że w niedzielę będą blisko, bo już od 4. minuty prowadzili 1:0 po golu Łukasza Sekulskiego, a po pierwszym kwadransie drugiej połowy 28-letni napastnik strzałem z rzutu karnego wyprowadził ŁKS na prowadzenie 2:1. Rycerze Wiosny przegrali z Legią 2:3.
Zobacz bramkę Jarosława Niezgody na 3:2 dla Legii
- Jedyny pozytyw jest taki, że odblokowaliśmy napastników, bo obaj strzelali bramki (Rafał Kujawa w meczu rezerw zdobył hat-tricka - przyp. red.). Taki był pomysł, żeby w jakiś sposób spróbować odbudować naszych napastników. Czego zabrakło? Pewnie, że możemy powiedzieć, że gdyby był jeszcze jeden napastnik, moglibyśmy odmienić losy spotkania, ale nie lubię gdybać, bo to nie ma sensu. A trudno coś mądrego powiedzieć po tym meczu - przyznał szkoleniowiec biało-czerwono-białych.
Beniaminek PKO Ekstraklasy radził sobie na boisku całkiem dobrze aż do momentu, gdy po raz drugi Legioniści doprowadzili do wyrównania. Po raz kolejny w tym sezonie okazało się, że łódzka drużyna ma problem z gonieniem rezultatu.
ZOBACZ WIDEO Legia Warszawa - Rangers FC. Dwumecz bez wyraźnego faworyta? "Szanse są równe"
- Strata trzeciej bramki to był trudny moment dla zespołu. Prowadziliśmy 1:0 i 2:1, a Legia potrafiła odwrócić losy spotkania. Nie mogę zarzucić piłkarzom, że nie włożyli maksimum zdrowia. Szereg tych rzeczy miał wpływ na to, że nie docisnęliśmy jak byśmy chcieli. Okazuje się, że aby wygrać mecz, nie wystarczy strzelić dwie bramki, a po prostu jedną więcej od przeciwnika - przypomniał Kazimierz Moskal.
Trener ŁKS-u Łódź miał jednak spore pretensje do swojego zespołu o stracone bramki. Nie tylko, jeśli chodzi o ich moment, ale także sytuacje, po których do tego doszło.
- Nie możemy przegrywać takich meczów. Jest dla mnie niezrozumiałe, że tak to przegrywamy. Patrzyłem na nas i na Raków, który też gra ładnie, a przegrał z Lechem w sobotę. Nie wiem, brakuje nam cwaniactwa, a może wyrachowania? Może stąd biorą się kłopoty ze zbieraniem punktów? Zdawaliśmy sobie sprawę z trudnego terminarza, ale nie ma dla nas żadnego usprawiedliwienia, nie możemy przegrywać w taki sposób - powtórzył trener łodzian.
Fakty są takie, że ełkaesiacy po sześciu meczach mają cztery punkty. Podobnie było po dwóch seriach gier. Beniaminkowy optymizm więc już nieco wywiało z al. Unii 2 w Łodzi.
- To tak samo trudny moment dla mnie, jak i dla piłkarzy. Bo ja wiem, że stać ten zespół na dobrą, skuteczną grę. W czterech ostatnich spotkaniach zdobyliśmy zero punktów. Każda porażka to ziarno niepewności, które się pojawia i człowiek się zastanawia, co może zrobić i co zmienić. Jedyne wyjście to praca, praca i jeszcze raz praca. W sporcie zawsze jest potrzebne też szczęście, ale jeśli będziemy to rozpatrywać tylko w kategoriach szczęścia, to na cholerę nam ta praca? - zastanawiał się Moskal.
Przeczytaj relację z meczu ŁKS - Legia
ŁKS stracił jak dotąd 11 goli w sześciu meczach. Na razie jednak nie ma tematu sprowadzania do klubu dodatkowego obrońcy, choć okienko transferowe wciąż jeszcze jest otwarte.
- Nie pstryknie się palcami i że nie zniknie problem straty bramek. Nie powiem teraz też, że skoro nie idzie, to mam poddawać i kończyć pracę. To nie jest takie proste, szukanie zawodników na łapu-capu. ŁKS nie pracuje w ten sposób. Musimy mieć przygotowane pewne rzeczy, a nie po dwóch meczach szukać radykalnych rozwiązań - zakończył trener Łódzkiego Klubu Sportowego.
Biało-czerwono-biali spróbują się przełamać w sobotę, 31 sierpnia, kiedy to na wyjeździe zagrają z Wisłą Płock.