Eliminacje Euro 2020. Jedziemy do Słowenii, czyli w Himalaje polskiego wstydu
W piątek reprezentacja Polski rozegra w Słowenii mecz eliminacji Euro 2020. Zagramy w miejscu, w którym przed dekadą doszło do jednej z naszych największych kompromitacji. Zarówno piłkarzy, jak i całego związku.
Eliminacje Euro 2020. Krystian Bielik: Nie zgadzam się z Robertem Lewandowskim
To, co wydarzyło się jednak później, było najczarniejszym koszmarem. Podopieczni Leo zostali zmiażdżeni przez Słoweńców - przegrali 0:3, zaprezentowali futbol dramatyczny. Zostaliśmy ośmieszeni, wyrzucono nas za burtę łódki płynącej na mistrzostwa świata.
To mecz, który przeszedł do historii polskiej piłki nożnej. Po pierwsze przez tyradę, którą wygłosił w trakcie jego komentowania dla Telewizji Polskiej Dariusz Szpakowski.
ZOBACZ WIDEO Eliminacje Euro 2020. Grzegorz Krychowiak uspokaja. "Jeszcze nic nie osiągnęliśmy""Całe nieszczęście zaczęło się w momencie, kiedy nie wpisano w klauzulę przedłużenia umowy z Leo Beenhakkerem jednego zastrzeżenia: jeśli nie wyjdziecie z grupy, jeśli pan nam tego nie zagwarantuje - kończymy kontrakt. Takiej klauzuli nie było i Leo Beenhakker kontynuował związek, który się już chyba wypalił" - zaczął słynny sprawozdawca i ciągnął to przez długie minuty. Na tablicy wyników widniał już wówczas rezultat 3:0 dla gospodarzy, zegar wskazywał niespełna 10 minut do końca, byliśmy skończeni, a Szpakowski recytował wszystkie nasze grzechy. Bolesne to było słuchowisko i jedyne w swoim rodzaju.
Drugi powód, przez który ten mecz na zawsze wgryzł się w naszą pamięć, to zachowanie ówczesnego prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej Grzegorza Laty. Lato wyszedł po zakończonym meczu przed kamerę TVN24 i powiedział (cytujemy dokładnie): - Nie chcę podejmować decyzji zaraz po meczu pochopnie, ale decyzja jest nieodwołalna. Trener Beenhakker przestaje być trenerem polskiej reprezentacji.
Tym samym wprowadził nowe standardy: zwolnił selekcjonera za pośrednictwem telewizyjnych kamer. Wcześniej podobne słowa rzucił już pod autokarem, gdzie na piłkarzy czekali dziennikarze prasowi. Szokujące i niespotykane praktyki. Szczególnie pamiętając, ile Beenhakker dał nam radości w poprzednich latach. To on przecież jako pierwszy w historii wprowadził nas na mistrzostwa Europy, gościł za to na obiadkach u premierów, prezydent Lech Kaczyński odznaczył go za to Orderem Odrodzenia Polski, a tygodnik "Wprost" wybrał Człowiekiem Roku. Lato Holendra potraktował jednak jak sztubaka. Wykopał go na zbity pysk, w najgorszym możliwym stylu.
Eliminacje Euro 2020. Grzegorz Krychowiak ostrzega przed meczami ze Słowenią i Austrią. "To będzie błąd"
- Nie ukrywam, że trochę się pospieszyłem. Taka jest moja na dzień dzisiejszy, na zimno, opinia. Ale ta decyzja jest niepodważalna - mówił prezes PZPN dzień później, już na lotnisku w Warszawie. Co ciekawe, Beenhakker w ogóle nie wrócił z Mariboru do Polski. Rzucił tylko dziennikarzom, że ani myśli rozmawiać z prezesem PZPN i podawać mu rękę. Sugerował, że taka decyzja i sposób jej przekazania wynikał z wypitego alkoholu.
Taki był więc to nasz ostatni wyjazd do Słowenii po eliminacyjne punkty. Atmosfera, jaka zapanowała wówczas wokół naszego futbolu, była iście cmentarna. Kolejne spotkanie o stawkę mieliśmy zagrać dopiero 1000 dni później, już podczas Euro 2012. Zostaliśmy wtedy bez awansu, trenera, marzeń, kolorowych perspektyw i z zarządem PZPN zwalniającym selekcjonerów w rozmowach z dziennikarzami.
Co ciekawe, tamten mecz doskonale pamięta dwóch piłkarzy (wystąpili w nim), którzy wciąż grają w polskiej kadrze i którzy pojawią się w Słowenii w najbliższy piątek: Robert Lewandowski i Jakub Błaszczykowski. Wypada mieć tylko nadzieję, że panowie wrócą stamtąd w o wiele lepszych nastrojach.