Piotr Tomasik: Nadchodzący sezon traktuje pan jako wielką szansę powrotu do dawnej formy? W rundzie wiosennej nie szło panu najlepiej, głównie z powodu kontuzji.
Radosław Matusiak: Ciężko powiedzieć. Minione miesiące na pewno należy uznać za stracony czas. Odniosłem kontuzję, zagrałem trzy całe mecze. Albo i nawet mniej. Teraz moje oczekiwania są zdecydowanie większe. Chcę w zdrowiu dojść do formy, przepracować cały okres przygotowawczy, odbyć wszystkie treningi i moja dyspozycja powinna być znacznie lepsza. Nie chcę nic obiecywać, ale jeśli zdrowie dopisze, to nadchodzący sezon będzie zupełnie inny od minionego.
Pański ojciec sporo mówił, że w pierwszej lidze polowano na pana nogi. Tak rzeczywiście było?
- Nie wiem czy to dobre określenie. Kontuzji miałem naprawdę bardzo dużo, nigdy wcześniej urazy nie przytrafiały mi się tak często. To były urazy wynikające z meczowych starć. Na pewno nie powiem, że ktoś specjalnie mnie kopał, ale takich sytuacji było naprawdę wiele.
Mówi pan, że minione pół roku było stracone. Jakichś plusów też potrafi się pan doszukać?
- Zawsze można znaleźć jakieś pozytywne aspekty. Nigdy nie jest tak, że gorzej już być nie może. Jestem w Widzewie pół roku, awansowaliśmy do ekstraklasy, co na pewno jest niemałym sukcesem. Teraz może być już tylko lepiej.
Była okazja do szczerej, dłuższej rozmowy z Pawłem Janasem na temat pańskiej osoby?
- Tak, rozmawialiśmy po ostatnim meczu. Trener przyznał, że rzeczywiście miałem bardzo dużo tych kontuzji i nie było zbyt wiele okazji, aby wpuścić mnie na boisko. Szczególny wpływ miała na to dłuższa kontuzja, której nabawiłem się już w okresie przygotowawczym, kiedy wszystko się kształtowało. Szkoleniowiec powiedział, iż było w tym wszystkim sporo niefartu i liczy na mnie w nadchodzącym półroczu. Jeśli będę mógł odpowiednio przygotować się do sezonu, to będzie lepiej.
Rundę wiosenną zaczynał pan jednak w pierwszym składzie, trener darzył pana dużym kredytem zaufania. Ale w końcówce sezonu, nawet gdy już był pan zdrowy, Janas stawiał na innych.
- Na pewno nie byłem z tego zadowolony. Myślę, że prezentowałem się całkiem nieźle, wystąpiłem w meczach rezerw. Natomiast Widzew wygrywał, Oziębała strzelał bramki i to byłoby nie fair w stosunku do niego, gdyby to on usiadł na ławce. Nie wiem czy trener mógł mnie gdzieś jeszcze wcisnąć z przodu. Jeśli przepracuję cały okres przygotowawczy, będzie mnie stać na wywalczenie miejsca w pierwszym składzie.
Ma pan żal do trenera Janasa, że nie dostawał szans w końcówce sezonu? Nawet wtedy, gdy kłopoty zdrowotne były już tylko przeszłościa.
- Nie lubię takich określeń. Jasne, każdy chciał grać, ja również. Pod koniec doszedłem jednak do niezłej dyspozycji - i fizycznej, i czysto piłkarskiej. Nie grałem i nie byłem też szczęśliwy z tego powodu. Ale co mogłem zrobić? Teraz zaciskam zęby, walczę o pierwszy skład i chcę pokazać, że trener nie będzie miał wyboru i na mnie postawi.
Widzew zaczął grać ustawieniem z jednym napastnikiem. Odnalazłby się pan w takim ustawieniu? Chyba lepiej by było, gdyby Radosław Matusiak miał jeszcze kogoś u swojego boku.
- W Bełchatowie grałem takiego napastnika bardziej wysuniętego, drugi był podpierający. Ujek albo Garguła. W kadrze też byłem tym jedynym zawodnikiem z przodu, a wspierali mnie skrzydłowi. Myślę, że spokojnie odnalazłbym się również w tej taktyce, którą obecnie preferuje trener Janas.
No właśnie, myśli pan jeszcze o reprezentacji Polski?
- Obecnie nie. Najpierw chcę osiągnąć optymalną dyspozycję, pokazać się w lidze. A jeśli ta forma będzie odpowiednia wysoka, być może ktoś pomyśli o tym, aby mnie powołać.
Jakiś czas temu rozmawiał pan z trenerem Leo Beenhakkerem.
- Zgadza się. Powiedział, że mnie nie skreśla i jeśli będę w formie, to dostanę szanse. Ale ostatnio sporo byłem kontuzjowany i głowę zawracałem sobie innymi sprawami. Na dzień dzisiejszy reprezentacja to zbyt odległy temat.