Jakub Wójcicki: Nie zakładałem, że futbol będzie moim sposobem na życie
Oczywiście! Pamiętam szczególnie to, że było wtedy bardzo gorąco, chyba z 40 stopni Celsjusza. A Zawisza grał u siebie z Jagiellonią, przegraliśmy 0:1.
Złe dobrego początki, bo sezon zakończył pan wtedy zdobyciem Pucharu Polski - największym sukcesem w dotychczasowej karierze.
Cóż, to był fantastyczny czas dla wszystkich ludzi związanych z Zawiszą. Już przy tym powrocie do Ekstraklasy była ogromna euforia, a ten pierwszy finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym to takie wspomnienia, których po prostu życzę każdemu. Odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego z 40 tysiącami widzów na trybunach, gra na ich oczach... w takich momentach można się poczuć jak prawdziwy piłkarz. A przecież możliwości na to są tylko dwie: gra w finale tych rozgrywek lub w reprezentacji.
Debiut w niej to wciąż pana niespełnione marzenie. Choć był czas, że było bardzo blisko.
Dwukrotnie. Raz znalazłem się już nawet na liście rezerwowej kadry złożonej z ligowców, ale bardziej żałuję innego momentu. To było za kadencji Adama Nawałki w czerwcu 2015 roku (przed meczem towarzyskim z Grecją - przyp. red.). Łukasz Piszczek i Paweł Olkowski mieli kontuzje, więc zamiast nich powołano Łukasza Brozia i Tomka Kędziorę. Ten pierwszy na życzenie Henniga Berga (wówczas trener Legii Warszawa - przyp. red.) został jednak skreślony, a drugi natychmiast złapał uraz. Miałem wtedy dużą nadzieję, że dostanę wymarzoną szansę, ale ostatecznie na prawej obronie zagrał Thiago Cionek.
To był czas, gdy odchodził pan z Zawiszy i mógł przebierać w ofertach.
Rzeczywiście, propozycji było naprawdę sporo. Długo czekałem z ostateczną decyzją, bo był temat gry w czołowym zespole z 2. Bundesligi, który ostatecznie nawet awansował. Niestety, nie byłem ich numerem 1 na liście życzeń, a że udało im się ściągnąć tego najbardziej pożądanego, to przeszło mi to koło nosa. Ale nadal ofert mieliśmy sporo i staraliśmy się wybrać rozsądnie. Chyba tak też zrobiliśmy, bo mój czas w Cracovii mogę ocenić raczej jako udany. Szczególnie ten pierwszy sezon, gdy graliśmy atrakcyjną piłkę i do podium zabrakło bardzo niewiele. Wtedy wszystko wyglądało fajnie. Później zaś nasi liderzy zaliczyli obniżkę formy, a do tego odeszli Deniss Rakels i Bartosz Kapustka, którzy ciągnęli zespół i w efekcie ledwo wybroniliśmy się przed spadkiem. A tego nikt się nie spodziewał.
Podobnie jak pana odejścia w niezbyt przyjemnych okolicznościach.
Czytaj więcej: Probierz rozpoczyna kolejną rewolucję w Cracovii
Zawsze starałem się podchodzić sumiennie do swoich obowiązków, wykonywać swoją pracę dobrze i... Cóż, nie ma co wracać do przeszłości. Tak się to potoczyło, a ja nie mam do nikogo pretensji. Pamiętajmy, że taka jest piłka nożna: teraz ja jestem gdzieś indziej, za chwilę ktoś inny może być gdzieś indziej. Tak to funkcjonuje, nie można się zbytnio przywiązywać do miejsc, bo tu wszystko zmienia się z dnia na dzień.
Nie ma pan żalu do Michała Probierza?
Nie, zdecydowanie. Nadal mam normalne stosunki z trenerem, mieliśmy już przyjemność się spotkać po tamtych wydarzeniach, przywitaliśmy się i normalnie rozmawialiśmy. Nie ma między nami żadnego problemu.
Na pewno miałem sporo szczęścia w tym przypadku, bo od każdego z nich czegoś się nauczyłem. Każdy miał trochę inne podejście czy sposób pracy z zespołem.
A jak współpracuje się panu z Ireneuszem Mamrotem?
Trener na pewno ma dobry warsztat, jeśli chodzi o sprawy piłkarskie. Nas zaś bardzo cieszy, że próbujemy grać w piłkę, bo w ten sposób się rozwijamy. Ponadto widzimy, że to co robimy na treningach przekłada się na mecze. Czujemy też, że szkoleniowiec chce się cały czas rozwijać, co napędza go i zarazem przekłada się na nas. Dlatego też myślę, że cały zespół jest zadowolony z tej współpracy.
Kibice mają nadzieję, że da ona historyczne mistrzostwo Polski na stulecie Jagiellonii.
Oczekiwania są bardzo duże, a my doskonale zdajemy sobie z nich sprawę. Musimy jednak zachowywać spokój. Myślę, że mamy bardzo dobry zespół, ale nie można dać się ponieść presji. Trzeba sumiennie wykonywać swoje obowiązki, zachowywać koncentrację i pokornie podchodzić do każdego przeciwnika. To jest jedyna droga do osiągnięcia wielkich rzeczy.