Jakub Wójcicki: Nie zakładałem, że futbol będzie moim sposobem na życie

Kuba Cimoszko
Kuba Cimoszko
Urodził się pan w Warszawie, więc nie można nie zapytać, na który stadion było panu bardziej po drodze?

[/b]Jak byłem mały, to tata często zabierał mnie na mecze Legii. Można go nawet nazwać takim zapalonym kibicem tego klubu. Swego czasu byłem jednak bliski trafienia do Polonii, która miała zespół Młodej Ekstraklasy i na pewno nie miałbym problemu, by tam grać.

[b]Zaczynał pan jednak karierę w Zniczu Pruszków i to akurat w czasie, gdy nadchodził najlepszy okres w jego historii. Z Robertem Lewandowskim nie zdążył pan jednak zagrać.

Czytaj także:  W Jagiellonii jak na rollercoasterze (historia Wójcickiego)[/b]

Tak, bo gdy pojawił się w klubie to mnie już nie było. Ale miałem przyjemność grać z nim w juniorskich reprezentacjach Warszawy czy Mazowsza. Ciekawe jest to, że w tamtych czasach było tam kilku chłopaków, którzy wyglądali na bardziej utalentowanych, a jednak on pokazał, że to ciężką pracą połączoną z talentem można przenosić góry.

Przeskok z piłki juniorskiej do seniorskiej jest trudny?

Na pewno nie jest łatwo. Bywa tak, że ktoś się bardzo wyróżnia w swojej grupie, a nawet przerasta ją. W meczach juniorskich mija kilku rywali, strzela efektowne bramki, a przechodzi do seniorów i zderza się z bolesną rzeczywistością, bo już na pierwszych próbach jest kasowany przez silnego obrońcę. Nie każdy da sobie radę. Dlatego też ważne jest, by mieć alternatywy. Trzeba być gotowym na wszystko. Często radzę młodym piłkarzom, by nie zachłysnęli się pierwszymi zarobionymi pieniędzmi, a zamiast kupować np. drogie samochody inwestowali w siebie, co zawsze może zaprocentować. Nawet jeśli nie przyda się w najbliższej przyszłości, to może dać efekty po zakończeniu kariery.

ZOBACZ WIDEO Ronaldo o transferach do Valladolid: Musiałbym sprzedać klub, żeby móc kupić Piątka albo Lewandowskiego

Pan nie olewał nauki jak wielu młodych piłkarzy, skończył studia i był gotowy na życie poza futbolem.

Szczerze przyznam, że będąc młodszym w ogóle nie zakładałem, iż futbol będzie moim sposobem na życie. Robiłem to z pasji, miłości. Najlepiej widać to po tym, że grając w niższych ligach - i zarazem pracując - potrafiłem jeździć na jakieś dodatkowe mecze: ligi szóstek, siódemek, jakieś rozgrywki biznesowe. Tak wyglądał mój cały tydzień. Zresztą dziś uważam, że ta pasja sporo pomogła mi później.

W sumie jako jeden z niewielu piłkarzy w Polsce może pan powiedzieć, że grał już wszędzie.

Tak, przeszedłem przez wszystkie ligi w Polsce. Zaczynałem jeszcze w Klasie C w okręgu mazowieckim, później była Klasa B i dalej okręgówka oraz MLS, czyli Mazowiecka Liga Seniorów. Następnie IV liga, III, II i I. Obecnie jest Ekstraklasa i mam nadzieję, że tak będzie jak najdłużej. Choć czasem kibice ją wyśmiewają, to wcale nie jest tu łatwo się dostać, a także utrzymać.

Gdyby miał pan powiedzieć czego najbardziej nauczyła pana droga do obecnego miejsca, to co by to było?

Na pewno ważną sprawą jest szacunek do pieniądza. Ja w niższych ligach normalnie pracowałem, m. in. w firmie samochodowej jako magazynier, a do tego studiowałem. Ponadto tam fajne jest to, że wszyscy mają zupełnie inne podejście. Często odwiedzam swoich kolegów i widać, że traktują piłkę na zasadzie hobby, które daje im sporo radości. Oni cały tydzień robią wszystko czekając na mecz, potrafią realizować swoją pasję nawet porzucając jakieś obowiązki domowe czy zaniedbując rodzinę. Widać u nich taką prawdziwą, czystą miłość do futbolu.

Niższe ligi mają też inne swoje uroki. Sam miałem kiedyś epizod gry w Klasie B i pamiętam jak w jednej z mniejszych miejscowości za szatnie robił... namiot 6-osobowy. Domyślam się, że pan takich sytuacji widział multum.

Rzeczywiście, wiele ciekawych rzeczy tam się dzieje i to jest na pewno warte zapamiętania. Bywało, że przyjeżdżaliśmy do jakiegoś mniejszego miasteczka czy wsi i trzeba było przebierać się na szybko w samochodach, a o żadnym prysznicu nie było mowy. Do dziś wspominam też moment, gdy zajechaliśmy na pewne boisko i zobaczyliśmy traktor, który ciągnął stary wagon kolejowy. Po co? Okazało się, że dla sędziów nie starczyło miejsca w pomieszczeniach klubu i wymyślono takie zastępstwo szatni. To wszystko nauczyło mnie jednak doceniać co mam obecnie, w jakim miejscu jestem.

Gdybym zaś zapytał pana o moment zwrotny, najważniejszy dla obecnej kariery?

Trudno mi to jednoznacznie wskazać, ale wydaje się, że takim kluczowym było przejście do Nadarzyna. Wylądowałem w końcu w III lidze, później graliśmy nawet w barażu o awans do II. To była dobra drużyna, dzięki czemu było łatwiej się pokazać. Na dodatek tam przyjeżdżało już sporo skautów. Ponadto na tym poziomie wszyscy się znają, a trenerzy często polecają sobie zawodników. Zresztą to po tym czasie dostałem zaproszenie na testy do Lechii Gdańsk, gdzie byłem bardzo długo. Coś nie wyszło, ale trafiłem do Zawiszy Bydgoszcz, gdzie wszystko niezwykle przyspieszyło.

Wcześniej odebrał pan jednak telefon od Zbigniewa Bońka.

Fajna sprawa, nie ma co ukrywać. Szczególnie, że byłem wtedy trzecioligowym piłkarzem, bardzo dalekim od poważnej piłki, a to był przecież telefon od człowieka -legendy. Cieszyłem się kiedy mówił, że przy moim transferze wszystko uda się załatwić, bo nie było postaw żeby mu nie wierzyć.

W Bydgoszczy spędził pan najwięcej czasu w trakcie dotychczasowej kariery.

Świetnie się tam czułem, doskonale wspominam to miasto oraz Zawiszę. Jedynie szkoda końca tej przygody, bo na pewno nie tak powinno to się potoczyć. Myślę, że teraz inaczej byśmy rozwiązali ten spór klubu z kibicami, bo z perspektywy czasu patrzę trochę szerzej na tą całą sytuację i żałuję, że to wszystko tak się rozegrało. Niemniej ogólnie ten czas będzie mi się kojarzyć pozytywnie do końca moich dni. Chwilę przed podpisaniem tam kontraktu wziąłem bowiem ślub, zacząłem samodzielnie mieszkać z żoną i tak naprawdę nauczyliśmy się tam życia. Tam też urodził się mój syn i zaliczyłem takie prawdziwe wejście w dorosłość.

Damian Węglarz mówił mi w wywiadzie, że jemu narodziny syna dały pozytywnego kopa do dalszej pracy na treningach. W pana przypadku było podobnie?

Na pewno dziecko przewraca życie do góry nogami, co zresztą wie każdy rodzic. Ale też właśnie jeszcze bardziej napędza, bo chcesz zapewnić rodzinie jak najlepszy byt, a wiesz, iż w tym pomoże tylko ciężka praca. Ja z perspektywy czasu mogę w stu procentach stwierdzić, że narodziny mojego syna zmieniły mnie mocno jako człowieka: wyciszyły, uspokoiły. A każdemu coś takiego się przydaje w pewnym momencie życia.

W mediach też pana niewiele widać, nie udziela pan zbyt wielu wywiadów.

Ja się wyłączam z tego świata i dlatego generalnie niewiele się w nim udzielam. Jak już ktoś dzwoni i widzę, że mocno mu zależy to nie odmawiam wypowiedzi, ale zdecydowanie wolę trzymać się z boku.

NA NASTĘPNEJ STRONIE PRZECZYTASZ M. IN. O TYM JAK NIEWIELE ZABRAKŁO, BY WÓJCICKI ZAGRAŁ W REPREZENTACJI POLSKI I TRAFIŁ DO BUNDESLIGI.
Jak oceniasz Jakuba Wójcickiego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×