Naszego obrońcy zabrakło w Słowenii, gdzie nasz zespół rozegrał zdecydowanie najgorszy mecz w eliminacjach i przegrał 0:2. Z tego spotkania wyeliminowała go kontuzja, kilka dni później na Stadionie Narodowym w meczu z Austrią piłkarz pojawił się już na boisku. I Polska znowu przestała tracić gole. Potem nie strzelali nam tez Łotysze i Macedończycy. Biało-Czerwoni zagrali na zero z tyłu w aż siedmiu eliminacyjnych spotkaniach.
Polacy stracili do tej pory tylko 2 gole, taki sam bilans mają tylko Ukraina oraz Irlandia. Jednego gola dali sobie wbić niesamowici Belgowie. Oto europejska, defensywna czołówka.
Na Jerzego Brzęczka spadła w ostatnich miesiącach potężna fala krytyki i on sam też przyznawał, że wie, iż kadra nie gra ładnie. Z gry defensywnej selekcjoner akurat był - i słusznie - zadowolony.
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020: Polska - Macedonia Północna. Fatalna nawierzchnia na Stadionie Narodowym. Glik unikał odpowiedzi. "Już raz pan od murawy mnie zrugał"
Grafika SofaScore.com
Błyskawiczny telefon
Kamil Glik po mundialu w Rosji był zmaltretowany psychicznie. On sam uważa siebie za twardziela, ale jeszcze jesienią tamtego roku przyznawał WP Sportowym Faktom, że trudno taki turniej ot tak - wyrzucić z głowy. A on sam poczuł się wyjątkowo dotknięty oskarżeniami o alkoholowe ekscesy w trakcie przygotowań w Arłamowie. Na dodatek tuż przed wylotem do Rosji, robiąc przewrotkę w trakcie gry w siatkonogę doznał urazu barku, który wykluczył go z dwóch pierwszych meczów rosyjskich mistrzostw.
Też jestem przegrany po mundialu. Ale mogło być jeszcze gorzej - Czytaj rozmowę z Kamilem Glikiem
Zmarnowany poważnie zastanawiał się, czy reprezentacja nadal go potrzebuje. Pytał siebie, czy koledzy z drużyny, kibice nadal widzą w nim filar zespołu i nadal chcą na nim polegać. Nowy selekcjoner nie miał takich dylematów.
Glik opowiadał nam: - Trener Jerzy Brzęczek zaimponował mi tym, że zadzwonił do mnie tego samego dnia, w którym ogłoszono jego zatrudnienie. To była długa rozmowa, trener bardzo nalegał na wspólne spotkanie. Zjedliśmy potem dobrą kolację, podczas której wymieniliśmy się swoimi punktami widzenia. Dopiero wtedy uznałem, że jest w porządku. Mogę dalej grać dla kadry i poświęcać jej swoje zdrowie.
I dodawał: - Dopiero przekazanie sobie wszystkich argumentów "za" i "przeciw" udowodniło mi, że mogę kontynuować grę w kadrze. Trener Brzęczek udowodnił mi swoim podejściem, zachowaniem, iż bardzo mu na mnie zależy. Skoro tak, to czemu miałbym odmówić?
31-letni obrońca razem z Grzegorzem Krychowiakiem i Robertem Lewandowskim tworzyli kręgosłup drużyny prowadzonej przez Adama Nawałkę. Brzęczek doskonale wiedział, że wyrwanie choć jednego z tych kręgów, może oznaczać paraliż zespołu.
Trzeba mówić wprost
Od razu przydzielił mu partnera w postaci Jana Bednarka. Bednarek może być w przyszłości liderem, ale na razie w biało-czerwonej koszulce najlepiej gra, gdy ma obok siebie właśnie Glika. Wtedy wiadomo, kto jest szefem i kto jest od rządzenia, a kto od wykonywania poleceń. Brzęczek budował przy okazji młodszego stopera, pozwalał mu grać w kadrze jesienią ubiegłego roku w Lidze Narodów, gdy 23-latek tylko marzył o miejscu w pierwszej jedenastce Southampton. - Chyba tylko Brzęczek we mnie wierzył. Dzięki kadrze oddychałem - przyznaje dziś.
Jerzy Brzęczek wygwizdany na Narodowym - Czytaj więcej
A Glik opieprza nie tylko na boisku, ale też poza nim. Po wygranym 3:0 meczu z Łotwą zdenerwowany wyszedł do dziennikarzy i zarzucił kolegom, że zaczęli lekceważyć rywala i grać indywidualnie. - Każdy grał pod siebie, zaczęły się jakieś zagrania piętkami. Patrzyłem na to jako obrońca i bardzo mnie to irytowało. Powiedziałem im w szatni, co myślę. A po tylu latach gry w reprezentacji mogę to powiedzieć.
Brzęczek - przynajmniej oficjalnie - w takiej postawie widzi tylko plusy. Sam był piłkarzem, był kapitanem w większości drużyn, też się kłócił i jak trzeba było - stawiał kolegów do pionu.
Selekcjoner odpowiada: - Nie mam z tym problemu. Takie momenty są czasem ważne dla drużyny i dobrze, że jeden ze starszych zawodników potrafi zwrócić uwagę, jeśli nie realizujemy czegoś, co powinniśmy. Czasami trzeba powiedzieć coś wprost.