Oba gole padły w pierwszej połowie. Wynik w ósmej minucie otworzył Bartłomiej Poczobut, zaś 20 minut później Dawid Rogalski wykorzystał błąd łódzkiej defensywy i wyrównał stan spotkania. Obie drużyny miały jeszcze kilka dogodnych okazji, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Czytaj też: Beniaminek zatrzymał lidera. Resovia zremisowała w Polkowicach
- Ze zdobyczy punktowej zadowoleni jesteśmy może trochę mniej, ale z samej postawy - już tak. Pogratulowałem zespołowi, bo zadowoliła mnie druga połowa. Pierwsze piętnaście minut było dla Widzewa, ale drużyna zareagowała jak trzeba. Dało nam to punkt. Mam nadzieję, że długo będziemy oglądać GieKSę na szczycie tabeli - przyznał Rafał Górak, szkoleniowiec GKS-u Katowice.
To był dziewiąty mecz ekipy z Górnego Śląska bez porażki z rzędu. Efekt? Miejsce w czołówce tabeli II ligi i próba walki o powrót do Fortuna I Ligi. Na razie jednak trener katowiczan tak na to nie patrzy
ZOBACZ WIDEO Bundesliga. Augsburg - Bayern: Gol Lewandowskiego to za mało. Szalona końcówka! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- To jest oczywiste, że jak drużyna nie przegrywa, mental się buduje. Żadna seria nie ma znaczenia, dopiero po 34. kolejce będzie ona się liczyć. Wtedy ocenimy, na którym miejscu w tabeli jesteśmy. Trzeba szanować to, co się zdobywa. To tak jak skoczkowie, którzy przygotowują się do kolejnej równej próby - powiedział trener GKS-u.
Górak nie ma żalu o niepodyktowany rzut karny dla jego zespołu w drugiej połowie spotkania. Arbiter cofnął akcję o kilka sekund i przyznał drużynie rzut wolny.
- Czasem w trakcie treningów bawię się w bycie sędzią. Kiedyś ten gwizdek rzuciłem i powiedziałem, że nigdy się za to nie wezmę. To jest chyba najtrudniejsza robota na świecie. Ja tego nie będę oceniał, bo to nie są łatwe decyzje - skomentował.
Zobacz także: Fortuna I liga: padły twierdze Warty Poznań i Podbeskidzia Bielsko-Biała
W Widzewie Łódź także panuje niedosyt po jednym punkcie zdobytym w sobotni wieczór, ale trener Marcin Kaczmarek starał się znaleźć pozytywne strony takiego obrotu spraw.
- Kiedyś taki mądry doświadczony trener Orest Lenczyk powiedział mi: "jeśli nie możesz wygrać meczu, to go zremisuj". I to spotkanie tak wyglądało. Myślę, że duży wpływ na przebieg miała stracona bramka w kuriozalny sposób, choć od tego momentu było jeszcze bardzo dużo czasu do końca. Mieliśmy świadomość, że to będzie trudny przeciwnik i to się sprawdziło - uważa szkoleniowiec czerwono-biało-czerwonych.
W pierwszych 45 minutach to Widzew dominował, ale po zmianie stron przez pierwsze dziesięć minut miał kłopoty z wyjściem z własnej połowy boiska. Walki na placu gry nie brakowało.
- Mieliśmy kłopot w tej pierwszej fazie II połowy. Nie potrafiliśmy zebrać drugiej piłki, utrzymać się przy niej, a takie były zdania. Musimy od siebie wymagać więcej w takich momentach. Musimy spowodować, że - mając zawodników o określonych możliwościach - trzeba więcej wykreować, bardziej postraszyć przeciwnika. Jeśli chodzi o jakość gry z piłką, druga połowa nie wyglądała tak, jakbym sobie tego życzył - ocenił Kaczmarek.
Z drugiej strony widzewiacy mają czego żałować, bo nawet w drugiej części gry, w której przewagę mieli katowiczanie, łódzki zespół miał kilka szans, by ponownie objąć prowadzenie.
- To my mieliśmy piłkę meczową Przemka Kity w 80. minucie. Nie udało się wygrać, jest punkt. Zawsze będzie niedosyt u siebie, jeśli się nie zdobywa kompletu punktów. Cóż, doceniając klasę przeciwnika, trzeba przejść do kolejnego mikrocyklu. Praca, praca i jeszcze raz praca. Mamy niedosyt co do gry, ale w perspektywie całego sezonu to być może będzie ważny punkt - stwierdził trener Widzewa.
Za tydzień łodzian czeka wyjazdowy mecz ze Stalą Stalowa Wola, a GKS podejmie Pogoń Siedlce.