Cafu przerwał milczenie po śmierci syna. "Płaczę każdego dnia"

Getty Images / Christof Koepsel / Na zdjęciu: Cafu
Getty Images / Christof Koepsel / Na zdjęciu: Cafu

- Płaczę każdego dnia. Dzwonię do przyjaciół tylko po to, żeby płakać - mówi legendarny brazylijski piłkarz Cafu, który wciąż nie doszedł do siebie po rodzinnej tragedii. We wrześniu zmarł jego najstarszy syn, Danilo.

W tym artykule dowiesz się o:

Danilo Feliciano de Moraes, zmarł 4 września tego roku. Przyczyną śmierci 30-letniego syna Cafu były problemy z sercem. Gdy Danilo zasłabł w czasie gry w piłkę w pobliżu rodzinnego domu w Sao Paulo, Cafu zaniósł go do auta i zabrał do szpitala. Tam lekarze próbowali go reanimować, jednak bezskutecznie. Dwa dni później syn mistrza świata z 2002 roku miał przejść operację, która najprawdopodobniej uratowałaby mu życie.

Dwa miesiące po rodzinnej tragedii Cafu po raz pierwszy zdecydował się o niej opowiedzieć. Zrobił to w rozmowie z brazylijskim magazynem "Veja".

- Mieliśmy zagrać razem 5 września, ale musiałem wyjechać w celach zawodowych do Stanów Zjednoczonych i postanowiliśmy to przyspieszyć. Danilo był w mojej drużynie. W czasie przerwy zszedł z boiska, a ja grałem dalej. Trzy minuty po wznowieniu gry usłyszałem hałas. Poszedłem zobaczyć co się stało i zobaczyłem mojego syna w konwulsjach - wspomina wybitny piłkarz.

ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Łukasz Piszczek pożegna się z reprezentacją Polski. "To nie jest dobry moment na taką celebrację"

- Kiedy dotarliśmy do szpitala, po pół godzinie wezwał mnie lekarz. Powiedziałem mu: "Nie musi pan nic mówić, widzę, że nie reaguje". Modliłem się, prosiłem Boga, by nie zabierał mi dziecka. Ale to było niemożliwe.

Cafu wyznał, że odwiedza grób Danilo co pięć dni i jeszcze nie pogodził się ze stratą. - Wciąż nie mam odwagi, żeby wejść do jego pokoju. Nie zagrałem też w piłkę od kiedy to się stało. Nie wiem jak opisać co się czuje, gdy rzuca się garść ziemi na trumnę syna wiedząc, że już się go nie zobaczy. Śmierć dziecka towarzyszy ojcu i matce już do końca ich życia - podkreśla.

- Każdego dnia płaczę w samotności - przyznaje 142-krotny reprezentant Brazylii. - Kiedy wchodzę do domu staram się być silny, w końcu jestem ostoją rodziny. Płaczę gdy prowadzę auto, dzwonię do przyjaciół tylko po to, żeby płakać. Oni o tym wiedzą i nic nie mówią. A ja płaczę i płaczę. Dzięki temu jest mi lżej. Mówię do Boga: "Panie, on był bardzo młody. Jeśli taka była Twoja wola, szanuję ją. Wolałbym jednak, żeby syn był z nami".

Danilo był wiernym kibicem swojego ojca. Z trybun oglądał jego mecze w mistrzostwach świata w 1994, 1998, 2002 i 2006 roku. Był dobrze znany kolegom Cafu z reprezentacji Brazylii. - Absolutnie wszyscy się do mnie odezwali - przyznaje dwukrotny triumfator mundialu. - Po pogrzebie przez kilka dni miałem wyłączony telefon. Kiedy go włączyłem, miałem ponad 5 tysięcy wiadomości.

49-letni obecnie Cafu poza mistrzostwami świata w 1994 i 2002 roku dwukrotnie triumfował również w Copa America (1997, 1999), a raz w Pucharze Konfederacji (1997). Na arenie klubowej zdobył mistrzostwo Brazylii z Sao Paulo (1991), mistrzostwo Włoch (2004) i puchar Ligi Mistrzów (2007) z AC Milan, mistrzostwo Włoch z AS Roma (2001) oraz Puchar Zdobywców Pucharów z Realem Saragossa (1995). Obecnie pracuje dla FIFA jako ambasador mistrzostw świata w Katarze w 2022 roku.

Czytaj także:
Kłopoty finansowe Cafu. Musiał sprzedać swoje nieruchomości
Holenderski klub pamięta o polskich bohaterach. Jak NAC Breda czci gen. Stanisława Maczka

Komentarze (0)