Anna Lewandowska: Dobre miejsce, odpowiedni czas

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta

Poprosiłem kilka osób o opinię na twój temat. Usłyszałem: wrażliwa, rodzinna, odnajduje się w roli matki, wierząca. Jak taka osoba odnajduje się jednocześnie w plastikowym życiu, w którym od czasu do czasu bierzesz udział? Ścianki, proszone konferencje, wata, pustosłowie, sztuczne uśmiechy...

Rzeczywiście, czasem czuje się sztuczność. Sztuczność miejsc, sztuczność ludzi. A ja nigdy nie udaję. Zawsze chodzę tylko w takie miejsca, w które chcę iść. Gdzieś, gdzie mogę kogoś wesprzeć, w miejsca związane z moją profesją. I po prostu się tym cieszę.

Czyli nie pomyliłem się, opisując ten świat?

No pewnie, że tak jest. Każdy chce ładnie wyjść na zdjęciu, dobrze powiedzieć w wywiadzie, wypaść przed kamerą. Mam czasem takie chwile, w których najchętniej totalnie bym się odcięła. Wyłączyła Instagram. Pytam wtedy siebie: Anka, po co ci to wszystko?

Poddajesz się ciągłej ocenie. To musi być obciążające.

Było takie, gdy dokładnie wszystko czytałam. Dziś już tego nie robię. Ostatnio dostałam wiadomość: "Jesteś super babka. Nie patrz na ten hejt". Odpisałam: "Dziewczyno, ale ja nie czuję hejtu, bo go nie widzę". Ignoruję. Musiałam się tego nauczyć.

Jeśli zwracasz uwagę na oceny innych ludzi, będziesz tym żyć i będzie cię to zjadać od środka. Zwracam uwagę tylko na pozytywy: że mam tylu odbiorców, że mogę się dzielić merytoryką. Zawsze też podkreślamy - zdrowa, konstruktywna krytyka tak, bo rozwija. Hejt nie, bo niszczy.

Gdy byłam chora, Robert nie strzelił gola w 10 meczach z rzędu. I nikt o tym nie wiedział. Wszyscy tylko pytali: dlaczego Lewandowski nie strzela? Problemy w domu z najbliższą osobą podświadomie wpływają na postawę na boisku.


A przyjaciele? Da się mieć w tym sztucznym świecie prawdziwych przyjaciół?

Ja mam przede wszystkim przyjaciół z dawnych lat.

Czyli się nie da.

Tego nie powiedziałam. Mam wielu świetnych znajomych. Od dwóch, trzech lat. Mamy swoją paczkę dziewczyn, Robert ma swoich kumpli. Trzymamy się razem, organizujemy wspólne imprezy, wyjazdy. Ale na pewnym etapie fajnie mieć przyjaciół z przeszłości. Ja mam takich jeszcze ze szkoły, z karate.

Nigdy nie miałaś wrażenia, że próbują cię też otaczać osoby, które tylko udają przyjaźń, a tak naprawdę żerują na twoim sukcesie?

I tu się zaczyna problem. Bo ja tego nigdy nie widzę. Na szczęście mam wokół siebie ludzi, którzy w takich przypadkach zawsze podnoszą alarm. Mój mąż też. Czasem słyszę od współpracowników: dobra, my to ocenimy, bo Ania będzie mówiła, że wszystko jest świetnie.

To, o czym wspominasz, zdarzało się w przeszłości, ale były to pojedyncze przypadki. Na pewno nie było jednego, wielkiego zawodu, który musiałam później długo trawić. Natomiast sytuacje, w których myślę sobie: "zachowała się tak, czyli zależało jej tylko na moim wizerunku" – jasne, to się zdarza.

Wy się w ogóle kumplujecie z piłkarzami Bayernu i ich żonami? Zdarza ci się szykować pół dnia przyjęcie, bo wiesz, że wieczorem wpadają Boateng z resztą ekipy i ich partnerki?

Jasne, że się kumplujemy. Czasem wychodzę z żoną Thiago, Niną Neuer albo innymi dziewczynami. Przez nasze ciągłe wyjazdy i brak czasu to wszystko nie jest jednak takie proste. Teraz jestem przez dwa tygodnie w Warszawie. Zaraz wracam do Niemiec. Za moment znów są jakieś zajęcia, znów wrócę na dwa-trzy dni do Polski. Teraz, gdy lecę na tak krótko, Klara zostaje w domu. Wcześniej, gdy karmiłam piersią, wszędzie brałam ją ze sobą.

Mój kalendarz to życie od zgrupowania kadry do zgrupowania kadry. Gdy wracam do domu, mam w końcu czas dla nas, na gotowanie w spokoju tego, co lubimy, pójście na dobry trening...

... na ulubiony serial.

No właśnie nie, nie oglądam. Telewizji też. Choć ostatnio zaczęłam na Netfliksie oglądać dokumenty. To duży krok, bo przeważnie po trzech minutach filmu zasypiam.

Mąż wraca o 15 z treningu. I wtedy mamy czas dla siebie, spędzamy go z Klarą. To są momenty, które po prostu lubimy spędzić sami. Dodając do tego obciążenie treningowe oraz meczowe Roberta i całej drużyny - sam widzisz, nie jest łatwo o takie spotkania. Poza tym od zawsze w Niemczech odwiedza nas mnóstwo gości z Polski. Przylatują w zasadzie na każdy mecz - Bundesligę, Champions League.

Wspominałaś już o minusach popularności. Adam Małysz opowiadał mi anegdoty, że pod jego dom podjeżdżały autokarami pielgrzymki. Ludzie dzwonili do drzwi i chcieli być wpuszczeni przez jego żonę do domu, bo chcieli zobaczyć medale Małysza.

Nam też zdarzają się takie sytuacje. Też czasem ktoś dzwoni nam do domu. Nawet mimo tego że nie jest łatwo do nas wejść. W Warszawie doskwierały nam takie sytuacje tak bardzo, że zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę. Pewne zdarzenia nasiliły się podczas ciąży. Non stop pod domem stali paparazzi. Nie zrobili ani jednej fotki, bo w tym przypadku pojawiło się po prostu uczucie lwicy chroniącej swoje dziecko. I mówię teraz tylko o sobie, bo Robert to osobna historia, hardcore. Gdy na przykład chce się z kimś spotkać, często musi to być droga z garażu do garażu. Przejście kilku metrów ulicą okazuje się czasem niemożliwe. Kiedyś mogliśmy sobie pozwolić na króciutki spacer albo szybkie zakupy. Dziś nie ma o czym mówić.

Nie da się od tego odciąć. Można to tylko minimalizować. Chodzimy tylko w miejsca sprawdzone. W takie, w których nas znają i szanują naszą prywatność. Albo wyjeżdżamy z naszego garażu i wjeżdżamy do garażu. Albo używamy tylnych wejść. Chciałabym tylko zostać dobrze zrozumiana: gdy ktoś chce sobie zrobić zdjęcie, wziąć autograf - nie ma problemu. Ale gdy zależy nam na zachowaniu prywatności, chwili dla siebie - musimy kombinować. Inaczej się nie da. Przecież my też chcemy mieć swoje życie, chwile tylko dla nas. Porozmawiać, popatrzeć w chmury, przytulić się.

Narodowa histeria wokół twojej pierwszej ciąży cię zaskoczyła? Irytowała?

Byłam przerażona. Do tego stopnia, że przez dziesięć dni po urodzinach Klary nie chciałam wrzucić nawet zdjęcia do mediów społecznościowych. W końcu Robert powiedział: "Ania, ludzie się denerwują. Dopytują, czy wszystko jest OK". A ja chciałam być tylko dla moich najbliższych. W domu, z córką. Teraz budzi to u mnie tylko pozytywny uśmiech. Może będzie to nawet w jakimś stopniu fajna pamiątka dla dzieci?

Twarzy córki jednak nie pokazujecie na zdjęciach.

Po pierwsze - ze względów bezpieczeństwa. Po drugie - chcę jej zaoszczędzić okrutnych komentarzy w internecie. Tego boję się najbardziej: ocen. I wszystkiego innego, co w przyszłości będzie mogła przeczytać. Nie chcę, żeby córka za kilka lat miała do mnie pretensje, że wrzuciłam do sieci zdjęcie, którego ona by sobie nie życzyła. I na przykład po latach ktoś się z niej śmieje. Jeśli przyjdzie kiedyś do mnie i poprosi: "mama, chcę, żebyś mnie pokazywała", zdecyduję się na to. Do tego czasu tego nie zrobię.

Najważniejsze, by była mądrym, szczęśliwym dzieckiem. I to nam się udało. Codziennie słyszy słowo kocham. Umie je wypowiedzieć i wie, co to znaczy. Dzięki Klarze się zmieniłam, pod każdym względem. Stałam się bardziej kobietą. Zrobiłam się spokojniejsza.

Przez to, że jest się na świeczniku, pojawiają się przeróżne plotki, czasem absurdalne. Że poród będzie naturalny, że nie będzie, że w Polsce, że w Niemczech, że in vitro. Bardziej to miałem na myśli, pytając o irytację.

O in vitro to akurat nie czytałam, ale masz rację, takie teksty mnie irytowały, bo to już bardzo mocne wejście z butami w cudzą prywatność. Niedawno rozmawiałam z osobami z pewnego portalu plotkarskiego. Dzięki pisaniu o mnie ich zasięgi niesamowicie skoczyły, więc nie ma innej opcji - wciąż będą o mnie pisać.

Ciekawe jest też coś innego: częste nadinterpretacje w mediach. One mnie bardzo wkurzały. W pierwszej ciąży wcale nie pokazywałam często brzucha. Jasne, nagrałam płytę, napisałam książkę, ale to były tylko dwa miejsca, w których pokazałam ciało. Było mi jednak zarzucane, że się tym brzuchem chwalę, obnoszę. Teraz, w drugiej ciąży, będę robiła wszystko, co mi się będzie podobało. Nie będę oczywiście pokazywać szczegółów, bo to też okres, w którym kobieta powinna się wyciszać, ale na pewno nie będę się ograniczać w wypełnianiu swoich zawodowych obowiązków.

Bycie najbardziej znaną mamą w Polsce to duża odpowiedzialność?

Ogromna. Kilka dni temu byłam w Berlinie, odbierałam nagrodę International Lifestyle Award. Za odpowiedzialność w dodawaniu materiałów do mediów społecznościowych. Każde słowo jest tam dokładnie przemyślane. Obserwuje mnie 2,5 miliona ludzi. Ludzi, którzy te treści czytają, wzorują się, motywują, korzystają. Nie mogę więc sobie pozwolić na publikowanie tam niesprawdzonych informacji. To szalona odpowiedzialność!

Trudno się podejmuje decyzję o macierzyństwie, gdy jest się na szczycie w tej konkretnej branży?

Bardzo łatwo.

Ludzie w naszym wieku często nie chcą się decydować na dziecko, bo boją się, że odciągnie ich uwagę od kariery. Że w tym czasie coś im ucieknie.

Szanuję zdanie i wybory każdego. Niektórzy po prostu nie są gotowi do macierzyństwa. Wtedy lepiej z taką decyzją zaczekać. W moim przypadku wątpliwości nie było żadnych. Od zawsze wiedziałam, że będę miała męża i dzieci. I to niejedno dziecko.

Trudno mi było w innym momencie. Zachorowałam, przechodziłam leczenie. Słyszałam słowa lekarza: "Nie może teraz pani zajść w ciążę" - i to był najgorszy komunikat, jaki mogłam usłyszeć. Przecież gdy tylko wzięliśmy ślub, mówiliśmy: za rok dzieci. I nie mogliśmy się na to zdecydować, bo musiałam przejść rekonwalescencję.

Wiele razy już to mówiłam, ale powiem jeszcze raz - gdyby Robert przyszedł dziś do mnie i powiedział: odcinamy się, wyjeżdżamy gdzieś daleko, zrobiłabym to. Zrezygnowałabym z własnej kariery, postawiłabym w całości na rodzinę. Wiem jednak, że mąż nigdy nie postawi mnie przed takim wyborem. Zna mnie. Wie, że jestem jak torpeda, cały czas muszę coś robić. To dla mnie jednak oczywiste, że byłabym w stanie rzucić wszystko dla rodziny.

Przy pierwszej ciąży poród był bardzo długi, wielogodzinny, wymęczający. Nie bałaś się z tym zmierzyć drugi raz?

Ja chcę rodzić naturalnie! Po pierwszym porodzie ordynator powiedział: "Dzięki pani przygotowaniu i wytrenowaniu dała pani radę. Bez tego nie byłoby szans na naturalny poród". To najlepsze słowa, jakie mogłam usłyszeć.

Na ostatniej stronie przeczytasz między innymi o podejściu do zarzutów o zrobienie kariery na plecach męża, biznesie oraz tajemnicy genialnej formy sportowej Roberta. Napisz do autora wywiadu - pkapusta-magazyn@wp.pl.

Czy według Ciebie Robert Lewandowski wygra z Bayernem w sezonie 2019/20 Ligę Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×