W sobotę drużyna Dariusza Żurawia pokonała u siebie ŁKS Łódź (2:0) i ma najlepszą jak dotąd serię w PKO Ekstraklasie. Do liderującego Śląska Wrocław traci tylko cztery punkty, a już za tydzień zmierzy się właśnie z nim.
- Dobrze, że potrafiliśmy strzelić ŁKS pierwszego gola. Rywal musiał się otworzyć i zaatakować. W efekcie zdobyliśmy drugą bramkę, zamknęliśmy mecz i możemy się cieszyć. Znów mamy czyste konto w tyłach, wyciągamy więc same pozytywy i oby tak dalej - przyznał Jakub Kamiński.
Młody skrzydłowy asystował przy drugim trafieniu Kamila Jóźwiaka. Poprzedziła je przerwa w grze, spowodowana odpaleniem rac przez kibiców. - To nas trochę rozkojarzyło, byliśmy też zmęczeni. Tym bardziej dobrze, że potrafiliśmy ten kryzys opanować. Czekałem na asystę dość długo, więc jestem bardzo zadowolony. Trener daje mi szanse, a ja próbuję się odpłacać jak najlepiej. Wchodziłem przy prowadzeniu 1:0, więc musiałem też pomagać w obronie. Jestem jednak zawodnikiem ofensywnym i lubię mieć piłkę przy nodze, dlatego wszedłem w pole karne i fajnie, że Kamil wykorzystał moje podanie - zaznaczył.
ZOBACZ WIDEO: Losowanie Euro 2020. Trener Szwedów wspomina mecz z Polską: "Tomaszewski obronił karnego. Wygraliście 1:0. Nie lubię tego"
->PKO Ekstraklasa: Lech - ŁKS. Beniaminek bezradny w Poznaniu. "Mieliśmy zbyt mało jakości"
W następnej kolejce rywalem "Kolejorza" będzie Śląsk Wrocław i to ma być weryfikacja formy zespołu Dariusza Żurawia. - To przeciwnik, który w tym sezonie pokazuje dobrą piłkę i regularnie punktuje. My jednak mamy teraz dobrą serię i moim zdaniem jedziemy tam w roli faworyta. Jesteśmy na fali wznoszącej i chcemy to wykorzystać. Zwycięstwo bardzo by nas przybliżyło do czołówki - oznajmił Kamiński.
Jóźwiak, który wykorzystał dogranie młodszego kolegi, bardzo go chwalił. - Kuba mógł mieć nawet dwie asysty, ale po pierwszym jego podaniu świetnie bronił Arkadiusz Malarz. Cieszy nas jednak seria wygranych, bo to pierwsza w trwającym sezonie. Mamy trzy dobre mecze w lidze i jeden pucharowy. Poza tym nie tracimy bramek. Nie wpadamy jednak w euforię, bo do czołówki jeszcze nam sporo brakuje - powiedział skrzydłowy.
21-latek miał wejść na boisko wcześniej niż w 65. minucie i zastąpić Joao Amarala. Tylko zbieg okoliczności sprawił, że nie stało się to jeszcze zanim Portugalczyk otworzył wynik. - Super, że jeszcze chwilę Joao został i w tej akcji udało mu się zdobyć gola. Pani sędzia techniczna trochę się spóźniła, ale chyba tak miało być - zakończył.
->PKO Ekstraklasa. Robert Gumny już po zabiegu, rehabilitacja potrwa pół roku