Fatum z górniczym kilofem

Jest w Polsce taki klub, który ma bogatą historię, możnego sponsora, wspaniałych kibiców, silną kadrę zawodniczą i równie dobry sztab szkoleniowy. W klubie tym zawodnicy nie muszą się martwić o to, czy pensja wpłynie na ich konto na czas, albo czy będą mieli w czym wyjść na trening. Klub ten jednak nie ma jednego, co jest w piłce równie ważne jak stabilizacja i pieniądze - szczęścia. Górnik Zabrze, bo o tym klubie mowa nie może się poszczycić nadmiarem pomyślności, bo wszystko co w Zabrzu planują zazwyczaj kończy się wielkim niepowodzeniem. Czy to możliwe, że nad klubem z Roosevelta ciąży fatum?

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Kiedy w kwietniu 2007 roku Górnik Zabrze zapewnił sobie utrzymanie w ekstraklasie, wielu ekspertów piłkarskich i kibiców przecierało oczy ze zdumienia. - Jak to możliwe, że w klub, w którym płaci się zawodnikom co dwa miesiące, a drużyna złożona jest z zawodników niechcianych w innych klubach po raz kolejny utrzymał się w ekstraklasie? - pytali z niedowierzaniem. Na tym jednak nie koniec. Do Górnika wkrótce wszedł możny sponsor, który sprawił, że wszystkie finansowe zmartwienia odeszły w cień, a zawodnicy mogli skupić się wyłącznie na kopaniu w piłkę.

Syndrom super-snajpera

Zatrudniony wkrótce po wejściu Allianz Polska do Górnika trener Ryszard Wieczorek przeprowadził rewolucję w składzie zabrzańskiej drużyny. Zrezygnował ze zdecydowanej większości zawodników poprzedniej kadry drużyny, a w ich miejsce ściągnął wielu graczy ze znanymi nazwiskami. W tym gronie był mało wówczas znany napastnik Groclinu Grodzisk Wielkopolski, Tomasz Zahorski, który wraz z uzdolnionym zabrzańskim młodzianem Dawidem Jarką miał stworzyć atak marzeń. O dziwo tak też się stało. Jarka strzelał jak natchniony i po kilku pierwszych kolejkach był głównym kandydatem do tytułu króla strzelców ekstraklasy, z 10 bramkami na koncie.

Nie błyszczał natomiast "Zahor", który skupiał się głównie na dogrywaniu piłek partnerowi z drużyny. Przełomowym momentem w karierze rosłego napastnika górniczej jedenastki było niespodziewane powołanie do reprezentacji Polski. Występ w koszulce z orzełkiem na piersi dał snajperowi zabrzan takiego "kopa", że z miejsca zaczął strzelać bramkę za bramką, będąc nie do zatrzymania przez większość linii defensywnych rywali Górnika. Wprawdzie Zahorski strzelał, ale wówczas zaciął się Jarka, który zatrzymał się na dziesięciu bramkach na jesieni i zaledwie jednym trafieniu w rundzie wiosennej.

Chytry dwa razy traci

Końcowy bilans bramkowy duetu snajperów Górnika i tak był jednak imponujący. Jedenaście strzelonych bramek przez Dawida Jarkę i dziesięć trafień Tomasza Zahorskiego dawały imponującą liczbę 21. bramek. Wynik ten zachwycił działaczy i sztab szkoleniowy Górnika do tego stopnia, że pomimo lukratywnych ofert dla swoich zawodników zdecydowali się za wszelką cenę zatrzymać ich w klubie. - Jeszcze jeden taki sezon w ich wykonaniu i zbijemy fortunę - myśleli ówcześni działacze śląskiego klubu. Oliwy do transferowego ognia dolał fakt, że "Zahor" otrzymał powołanie do kadry na Mistrzostwa Europy, gdzie zagrał w jednym spotkaniu fazy grupowej i był o włos od pokonania austriackiego bramkarza.

Nowy sezon przyniósł jednak tylko rozczarowania. Słaba dyspozycja prezentowana przez Jarkę na treningach skłoniła Ryszarda Wieczorka do wypożyczenia swojego napastnika do Łódzkiego Klubu Sportowego. Jego miejsce miał zająć szalejący w meczach kontrolnych nowy nabytek Górnika, Przemysław Pitry, który w letnich sparingach aż dziesięciokrotnie trafił do siatki rywala. Nie przełożyło się to jednak w lidze, gdyż tercet super-snajperów Trójkolorowych w rozgrywkach ligowych sezonu 2008/09 zdobył w sumie... pięć bramek. Autorem trzech trafień był Jarka, który dwie strzelił dla ŁKS, jedną dla Górnika, a Zahorski i Pitry musieli zadowolić się jednym trafieniem. Co prawda Pitry do siatki przeciwnika trafił raz jeszcze, ale sędzia nie uznał jego prawidłowej bramki zdobytej w meczu ze Śląskiem Wrocław.

Fatalna postawa napastników Górnika sprawiła, że mierząca w wysokie cele zabrzańska jedenastka... spadła z ekstraklasy. Działacze drużyny 14-krotnych mistrzów Polski pluli sobie w brodę za błędy swoich poprzedników, bo choć teraz z wielką chęcią sprzedaliby trio swoich napastników chętnych na ich usługi nie ma. A pomyśleć, że jeszcze rok temu, za duet Jarka-Zahorski kluby z ligi francuskiej chciały zapłacić Górnikowi 4 miliony euro...

Fatum z górniczym kilofem

Przyglądając się statystykom z zeszłorocznych letnich meczów sparingowych Górnika ciężko uwierzyć, że drużyna, która grała wyrównane spotkanie z wielokrotnym mistrzem Grecji Panathinaikosem Ateny kilka miesięcy później przegrywała z Polonią Bytom, Cracovią Kraków czy Lechią Gdańsk. Czym spowodowany mógł być nagły zastój potencjału drużyny, który trwał od pierwszej do ostatniej kolejki ligowej minionego sezonu, z kilkoma wyjątkami, kiedy zawodnicy poczuli, że naprawdę grunt osuwa im się pod stopami? - Nie rozumiem co się z nami dzieje. Bardzo chcemy grać w piłkę. Wiemy, że potrafimy to robić, ale nie wychodzi nam dosłownie nic. Chce mi się płakać - mówił pomocnik Górnika, Dariusz Kołodziej po meczu z Łódzkim Klubem Sportowym, w którym łodzianie grali w piłkę, a zabrzanie w "dwa ognie", robiąc wszystko by piłka przypadkiem ich nie dotknęła.

Czy możliwe jest, że nad drużyną z Zabrza ciąży fatum, które robi wszystko żeby Górnik nie miał szans stać się na powrót liczącą się siłą polskiej piłki? Kiedy zadałem to pytanie mojemu znajomemu psychologowi sportowemu odpowiedział: - Fatum, czary, uroki i klątwy to mentalność ludzi sprzed kilkuset lat. Wtedy palono na stosie czarownice, czarnoksiężników zamykano w wysokich wieżach, a kiedy przeszedł drogę czarny kot w popłochu wracało się do domu. Nie wydaje mi się, żeby coś takiego w rzeczywistości istniało.

Kiedy zapytałem go o to, czym może być spowodowany tak wielki zbiór nieszczęść, jaki dotknął górniczy klub w minionym sezonie po chwili namysłu odparł: - W rzeczywistości polska mentalność gubi się w świecie, w którym dzieje się za dobrze. W Górniku zawodnicy nie musieli się martwić o nic, prócz tego by prosto do bramki kopnąć piłkę. Większość z nich nie była do tego rodzaju sielanki przyzwyczajona i sami stwarzali sobie błahe powody do narzekań.

Na pytanie o receptę wyleczenia się z tego typu mentalności odparł ze śmiechem: - Wydaje mi się, że recepta na to może być tylko jedna. Wmówić im, że ciąży nad nimi straszne fatum z... górniczym kilofem i jeżeli nie wezmą się do solidnej pracy niebawem te ich jeszcze bardziej zdołuje.

Spadek, czyli za dobrze

Degradacja Górnika do pierwszej ligi nie przyniosła w Zabrzu nerwowych ruchów. Allianz Polska zapewnił, że zostaje z Górnikiem na dobre i na złe, a w klubie zdecydowano się za wszelką cenę zatrzymać wszystkich zawodników pierwszego składu. Na dodatek, kiedy z klubu odszedł rozczarowany przeżytym w Zabrzu Waterloo trener Henryk Kasperczak zatrudniono w jego miejsce równie ambitnego szkoleniowca, Ryszarda Komornickiego. Tego dobrego jednak w Górniku było za wiele. Wkrótce prezes oznajmił, że w klubie nie ma pieniędzy na transfery, a trenerowi Komornickiemu zaczęła się sypać kadra. Do wcześniejszych rekonwalescentów Damiana Gorawskiego i Tomasza Zahorskiego dołączył kontuzjowany stoper Marek Krotofil. Na tym jednak nie koniec. Wkrótce po młodym defensorze górniczej drużyny poważnego urazu nabawił się lider Górnika, Adam Banaś, który non omen jeszcze kilka dni temu był bliski przenosin do Lecha Poznań.

Zerwane ścięgno Achillesa "Banana" dało mi znowu sporo do myślenia. Może to ostrzeżenie dla działaczy, że jednak trzeba było pozwolić uzdolnionemu stoperowi na odejście? Mętlik w głowie jest coraz większy, a niebawem rusza pierwszoligowy sezon. Górnik Zabrze od kilku lat notuje najsłabsze w Polsce starty sezonu. W minionym sezonie po czterech kolejkach drużyna z Zabrza miała na koncie zaledwie punkt, a pierwsze zwycięstwo w lidze Górnik odniósł miesiąc po starcie rozgrywek, pokonując w piątej kolejce Piasta Gliwice na własnym stadionie.

Jeżeli i tym razem start sezonu w wykonaniu Górnika będzie równie fatalny wydaje się, że już we wrześniu sympatycy drużyny z Roosevelta będą mogli zaśpiewać "adios ekstraklaso!", a klub na zdecydowanie dłużej niż rok ugrzęźnie w pierwszoligowym marazmie. Rozsądek podpowiada, że taki scenariusz nie ma prawa się powtórzyć, ale dotknięty doświadczeniem sprzed roku zapytam wszystkich pewnych awansu Górnika do ekstraklasy już za rok - czy myślałeś rok temu, że w przyszłym roku Górnik będzie bił się o awans? Zapewne tak, ale czy na pewno myślałeś, że będzie to awans do ekstraklasy, a nie do europejskich pucharów? Na to pytanie odpowiedz sobie sam.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×