Szybko okazało się, że Krzysztof Piątek nie jest tak słaby, żeby w hierarchii napastników być dopiero czwartym. Taką rolę jeszcze parę dni temu pełnił w Milanie.
To już nie chodzi o jego premierowego gola dla Herthy Berlin w meczu z Schalke. Przy prawie każdym zagraniu było widać to, co napastnik prezentował za najlepszych czasów we Włoszech - świeżość, dynamikę, zaangażowanie. Zbierał górne piłki w niewygodnych sytuacjach, nie tracił głowy, kiedy dwóch obrońców brało go w kleszcze, mądrze rozgrywał. No i najważniejsze: miał udział przy pierwszej bramce, drugą sam zdobył.
Piątkowi niewiele trzeba, by uwolnił to, co ma najlepsze. W zasadzie potrzebuje jednego: zaufania trenera. Miał je w Genoi i w pierwszych ośmiu meczach zdobył trzynaście bramek. W Milanie Gennaro Gattuso nie czekał z wprowadzeniem Piątka do składu. Polak kilka dni po transferze wyrzucił Napoli z Pucharu Włoch dwoma golami. On nie potrzebuje aklimatyzacji, wchodzi całym sobą, ale musi czuć się chciany.
ZOBACZ WIDEO: Artur Wichniarek skomentował transfer Krzysztofa Piątka. "Nie wiem, czy to jest dla niego dobre miejsce"
W Milanie zgasł, bo wiedział, że pomiędzy nim a Zlatanem Ibrahimovicim nie dojdzie nawet do rywalizacji. Można mu zarzucać, że wystraszył się konkurencji i błyskawicznie ewakuował się z Mediolanu, ale postanowił, że będzie grał na swoich zasadach. We wtorkowym spotkaniu Pucharu Niemiec strzelił w górę, pokazał, że jeszcze nie zatonął, że trzyma się na powierzchni i nabiera wiatru w żagle.
Kulisy transferu Krzysztofa Piątka. Były jeszcze cztery oferty
Jurgen Klinsmann rozpalił w nim dawną iskrę. Już na pierwszym spotkaniu z piłkarzem dał takie przemówienie, że Piątek z wrażenia nie wiedział, co powiedzieć. Miał ciarki, Klinsmann go oczarował. A już sześciominutowy monolog trenera na temat Piątka podczas konferencji prasowej pokazał, jak bardzo szkoleniowiec wierzy w naszego piłkarza. Stawia go za wzór dla niemieckich graczy, traktuje jako symbol lepszych czasów dla klubu. Polak sam w to uwierzył, a trener kilkoma emocjonalnymi zdaniami odbezpieczył rewolwer.
W meczu Herthy z Schalke nasz piłkarz był jednym z najlepszych w swoim zespole, nie on jest winny porażki 2:3 po dogrywce. W Genoi i Milanie też wyrastał ponad drużynę, pchał się przed szereg, zaczynał aż za dobrze. Oby w Berlinie zmieniły się wyniki, bo bez nich znowu będą pretensje, głównie do reprezentanta Polski. A czy słuszne, to już inna sprawa.