Piłkarze Wuhan Zall FC zdobyli w ostatnich tygodniach ogromną popularność. Otóż kiedy w ich mieście wybuchła epidemia koronawirusa, oni trenowali w Hiszpanii. Przebywali na zgrupowaniu przed rozpoczynającym się pod koniec lutego (inauguracja została na razie odwołana - przyp. red.) sezonem chińskiej Superligi. No i w Hiszpanii przebywają do dzisiaj. Po prostu nie mogą wrócić do miasta, które zostało odizolowane od świata.
Mimo że Chińczycy nie mogli przenosić wirusa, bo wyjechali z kraju o wiele wcześniej niż nastąpił wybuch epidemii, kolejne zespoły z obawy przed zarażeniem odwoływały zaplanowane sparingi. Wuhan Zall FC przyjechał do Europy, aby trenować z zespołami z Europy, a został sportowo odizolowany.
Nie pomogły testy, które przeprowadzono u wszystkich piłkarzy Wuhan na obecność koronawirusa. Badania wykazały, że zawodnicy są zdrowi, ale rywale nadal odwoływali mecze sparingowe. Historia Wuhan Zall szybko przebiła się do światowych mediów. Dopiero wówczas hiszpańskie zespoły zrozumiały, że Wuhan Zoll (który zyskał przydomek "drużyna z koronawirusa") nie stanowi żadnego zagrożenia.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Szefowie Realu Madryt i ligi hiszpańskiej postanowili wynagrodzić Chińczykom tę trudną sytuację. Zaprosili całą drużynę na niedzielne El Clasico (Real Madryt - FC Barcelona).
- To wspaniały prezent dla moich zawodników - powiedział trener Wuhan, Jose Gonzalez. - Nie spodziewali się, że będą świadkami jednego z największych wydarzeń piłkarskich na świecie. Fantastyczna sprawa.
Szkoleniowiec dodał, że mimo to klub chciałby już wrócić do domu. - Niestety, sytuacja w Wuhan przerosła nasze wyobrażenia. Piłkarze martwią się o najbliższych, nie mogą wrócić. To nie jest nic przyjemnego. Czujemy bezsilność - powiedział.
Czytaj także: Real Madryt - FC Barcelona. Sergio Ramos. Czerwony byk z Andaluzji >>
Czytaj także:El Clasico. FC Barcelona - w pogoni za absurdem >>