Koronawirus nie wystraszył Anglii. Chaos w niższych ligach

- FA napisała do regionalnych lig i małych klubów, że jeśli chcą grać, to niech grają. Większość stwierdziła, że to głupota, żeby zawieszać rozgrywki - opowiada nam Emil Kot, trener, który pracuje w Anglii.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
Koronawirus PAP/EPA / PETER POWELL / Koronawirus
Choć z powodu koronawirusa zmarło w Wielkiej Brytanii już 21 osób, to rząd nie podejmuje ostrych środków. Na Wyspach życie toczy się normalnie, ludzie nadal robią zakupy i jedzą w restauracjach. Mogą też chodzić na mecze. Premier League, Championship, League One i League Two są zawieszone, ale dalej trwają rozgrywki lokalne.

- FA napisała do regionalnych lig i małych klubów, że jeśli chcą grać, to niech grają. Większość stwierdziła, że to głupota, żeby zawieszać rozgrywki - opowiada nam Emil Kot, założyciel Bedfont Casuals Football Academy oraz projektu skautingowego "Ty Też Masz Szansę" (więcej o nim TUTAJ).

- W piątek rozmawiałem z prezesem lokalnego klubu. Nie widzi problemu, bo na ich mecze przychodzi garstka ludzi. Jego zespół walczy o utrzymanie, mają lekki nóż na gardle i chcą dokończyć ligę. Kilka meczów zostało odwołanych, ale przez zalane boiska. Nikt jednak nie widzi problemu z koronawirusem. Część niższych lig zawiesiła grę po liście od FA. To chaos, najwięcej zależy od decyzji klubów i osób zarządzających rozgrywkami - dodaje trener.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Tylko w ten weekend w Londynie może odbyć się prawie 30 meczów. - Podejrzewam, że część osób, która nie pójdzie na Premier League albo Championship, wyląduje na lokalnym stadionie w niższej lidze - uważa Kot.

Nasz rozmówca zawiesił działalność swojej akademii w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa. Zdecydował tak po rozmowach z rodzicami młodych piłkarzy. Rozgrywki młodzieżowe i tak zostały zawieszone przez angielską federację. Kot musiał przełożyć także londyńską edycję projektu TTMSZ i kurs skautingowy w Rzeszowie. W Polsce zakazano zgromadzeń powyżej 50 osób i zamknięto większość lokali. Na Wyspach to abstrakcja.

- Na początku Brytyjczycy stwierdzili, że popadliśmy w paranoję, że ludzie oszaleli. Z biegiem czasu widzą, jak szybko wirus rozprzestrzenia się i zaczynają widzieć różnicę. Wydaje mi się, że chodzi głównie o gospodarkę i pieniądze. Mało komu na rękę jest siedzenie w domu przez 2-3 tygodnie, dalej trzeba płacić rachunki. I tego pewnie się najbardziej obawiają w Anglii. Zamykanie lokali nie jest im na rękę. Premier Boris Johnson powiedział, że "musimy się przygotować na to, że nasi najbliżsi mogą odejść". Widać, że nie chcą zbyt wiele zmieniać. Nie interweniują - opowiada Kot.

Czytaj też: Sebastian Mila: Zawieszenie Ekstraklasy to dobra decyzja

Czy w Anglii powinni zawiesić wszystkie rozgrywki piłkarskie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×