Koronawirus. Kluby mają związane ręce, a piłkarze mogą spać spokojnie. "Nikt nie był na to przygotowany"

Newspix / Adam Starszynski / PressFocus / Mecz Legia - Cracovia. Na zdjęciu: Andre Martins (z lewej) i Janusz Gol
Newspix / Adam Starszynski / PressFocus / Mecz Legia - Cracovia. Na zdjęciu: Andre Martins (z lewej) i Janusz Gol

Umowy pisze się na złe czasy, ale nikt nie był przygotowany na to, że piłkarski przemysł stanie z dnia na dzień z powodu pandemii SARS-CoV-2. Piłkarze jednak mogą spać spokojnie - nikt nie ruszy ich pensji, dopóki sami się na to nie zgodzą.

Gra bez kibiców, przekładanie pojedynczych meczów i w końcu zawieszenie zdecydowanej większości rozgrywek w Europie. Pandemia SARS-CoV-2 w pierwszych dniach marca wyhamowywała futbol na Starym Kontynencie, aż niemal wszędzie doprowadziła do przerwania sezonu. Grają jeszcze tylko na Wschodzie: w Rosji, Turcji czy Kazachstanie.

Polska liga z powodu zagrożenia epidemicznego stanęła z dnia na dzień - w ubiegły czwartek zadecydowano, że spotkania odbędą się przy pustych trybunach, a w piątek całkiem je odwołano. PKO Ekstraklasa na razie została zawieszona do końca marca. Więcej o tym TUTAJ.

Wyliczyliśmy, że organizacja meczu za zamkniętymi drzwiami to koszt rzędu 20-30 tys. zł bez szans na zwrot poniesionych wydatków. Więcej TUTAJ. Gra bez kibiców odebrałaby klubom PKO Ekstraklasy zysk z dnia meczowego, ale w większości ligowych ośrodków nie jest to istotna gałąź przychodów.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Zawieszenie rozgrywek i w dalszej kolejności ich odwołanie albo skrócenie o kilka kolejek wygeneruje o wiele większe straty. Transze od Ekstraklasy SA, które stanowią istotną część budżetów klubów, wypchane są pieniędzmi z kontraktu telewizyjnego i mogą zostać pomniejszone proporcjonalnie do liczby odwołanych spotkań.

Do tego dochodzą umowy sponsorskie, z których wpływy zależą od ekspozycji, zarówno w telewizji, prasie, jak i na stadionie. Bez cienia wątpliwości można zakładać, że z PKO Ekstraklasy w najbliższych tygodniach może wyparować kilkadziesiąt milionów złotych. A kluby mają przecież stałe wydatki.

FIFA się nie odważy

Największą grupę kosztów w polskiej najwyższej lidze stanowią wynagrodzenia piłkarzy. W zależności od klubu pochłaniają one od 50 do 90 proc. budżetu. Zawodnicy jednak mogą spać spokojnie, bo choć nie będą grali, ich podstawowe pensje nie zostaną zredukowane. Umowy pisze się na złe czasy, ale nikt nie spodziewał się takiego paraliżu, jaki wywołała pandemia SARS-CoV-2. Kluby muszą liczyć na dobrą wolę piłkarzy.

- Na taką okoliczność nikt nie był przygotowany. Ani PZPN, ani FIFA, ani nawet moim zdaniem prawo pracy. Instrumentów pozwalających na jednostronną obniżkę wynagrodzeń kluby nie mają. W tej chwili kluby muszą rozmawiać z piłkarzami polubownie - mówi nam Jacek Masiota, specjalista prawa sportowego.

- Obowiązujące przepisy nie pozwalają na jednostronną obniżkę wynagrodzenia zawodników - potwierdza mecenas Marcin Kwiecień. - Wszystkie działania, które będą podejmowane, będą musiały się oprzeć o wzajemne porozumienie piłkarza z klubem - dodaje.

Nadzieją dla klubów mogła być interwencja FIFA, ale na tak daleko idącą ingerencję światowej federacji w wynagrodzenie piłkarzy się nie zanosi. Kwiecień: - Nie sądzę, by FIFA wprowadziła regulacje w tej sprawie, bo za piłkarzami stoi związek zawodowy piłkarzy FIFPro, który moim zdaniem nie dopuści do znaczących zmian w wynagrodzeniach piłkarzy.

Finanse klubów będą więc zależały od gestu dobrej woli piłkarzy. - Kluby mają w tej sytuacji związane ręce. Kontrakt piłkarzy są bardzo dobrze chronione i nic nie stanie się bez zgody piłkarzy. Z tego, co wiem, w środowisku jest jednak wola do negocjacji umów - usłyszeliśmy w PZPN.

- Moim zdaniem będzie to trudne do przeprowadzenia - twierdzi Kwiecień i dodaje: - Piłkarze też mają swoje zobowiązania. Oni zarabiają dużo, ale też mają duże zobowiązania, bo zarabiają dużo przez krótki okres, inwestują i chcą się zabezpieczyć na przyszłość. Obniżenie wypłaty o 30, 40 czy 50 procent jest dla piłkarza bardzo niekorzystne.

Na pomyślnych negocjacjach klubów i piłkarzy w sprawie ewentualnej redukcji wynagrodzenia musi zależeć PZPN, ponieważ w razie braku porozumienia to organ federacji będzie musiał podjąć decyzję.

- Jeśli kluby się nie porozumieją, to orzeczenia będzie musiał wydawać sąd polubowny (Piłkarski Sąd Polubowny - przyp. red.) przy PZPN. Ale sam PZPN być może też będzie musiał coś zrobić. Jednym ruchem może umożliwić klubom rozmowy o obniżeniu umów - wskazuje Masiota.

Bez nerwowych ruchów

Główni zainteresowani, czyli piłkarze i kluby, na razie nie podejmują żadnych ruchów. - To jest dopiero początek, dopiero oswajamy się z tą sytuacją. Nie mam żadnych sygnałów z klubów polskich i zagranicznych w sprawie zmian w umowach - mówi nam Mariusz Piekarski.

- Kluby też czekają na rozwój sytuacji, na opanowanie pandemii. We wtorek będzie posiedzenie UEFA. Włączyliśmy pauzę i czekamy na decyzje - dodaje agent m.in. Macieja Rybusa czy Jacka Góralskiego.

Podobnie wypowiada się Tomasz Magdziarz z "Fabryki Futbolu": - Nic mi o tym nie wiadomo, by kluby przygotowywały się na obniżki kontraktów. Nie słyszałem też, by ktoś próbował zabezpieczyć się w kontrakcie na wypadek kataklizmu albo innej podobnej sytuacji.

- Cały świat futbolu stanął, ale w tej chwili nie zapadają żadne decyzje. Nie ma co napędzać tej spirali strachu. Musimy czekać na decyzje władz piłkarskich - uspokaja , szef agencji reprezentującej m.in. Jana Bednarka czy Krzysztofa Piątka.

- Od żadnego z zawodników, których reprezentuję, nie dostałem sygnału, by kluby starały się obniżać wynagrodzenie albo by czyniły przygotowania do takich rozmów. Wśród piłkarzy panuje spokój i nikt na razie nie dopuszcza czarnego scenariusza. Przewiduję, że ten sezon zakończy się bez cięć - mówi Kwiecień.

Piekarski twierdzi jednak, że zamieszanie wywołane przez pandemię nie pozostanie bez wpływu na piłkarski przemysł: - Będą problemy, przyszły sezon będzie przejściowy. Największe kłopoty będą miały mniejsze kluby, więksi jak zwykle dadzą sobie radę. Ale nie zapowiadałbym kataklizmu. Pojawiają się zmiany w kontraktach, kluby będą się zabezpieczały na wypadek podobnych zdarzeń. Piłkarze będą musieli to zrozumieć i zaakceptować.

Źródło artykułu: