Koronawirus. Ekstraklasa: Cała liga skoszarowana w jednym miejscu? To wykonalne

PAP / Artur Reszko / Na zdjęciu: Andrej Kadlec z (lewej) i Kamil Jóźwiak
PAP / Artur Reszko / Na zdjęciu: Andrej Kadlec z (lewej) i Kamil Jóźwiak

- Czy wszystkie kluby Ekstraklasy mogłyby dziś zamknąć się w jednym miejscu i rozegrać ligę? To możliwe, ale trzeba by było spełnić kilka warunków. I byłoby to bardzo kosztowne - uważa Marcin Samsel, ekspert do spraw bezpieczeństwa.

W tym artykule dowiesz się o:

A gdyby tak zamknąć wszystkich zawodników PKO Ekstraklasy w jednym miejscu i spróbować dograć ligę w jakiejś formie? Nie jest to nasz wymysł, nad takimi rozwiązaniami zastanawia się Bundesliga. Wiemy, że myślą też o tym polskie kluby. Czy to Science–fiction? - Może tak wygląda, ale przecież cała dzisiejsza sytuacja to "film science-fiction". Gdybyśmy pod koniec grudnia rozmawiali i ktoś rzucił, że nie tylko piłka nożna, ale i niemal cały świat stanie, to przecież nie rozpatrywalibyśmy tego inaczej - mówi Marcin Samsel, ekspert do spraw bezpieczeństwa. Oczywiście rozmowa ma charakter czysto spekulacyjny, rozmawiamy w oderwaniu od strony etycznej przedsięwzięcia, a więc wykonywania testów w sytuacji gdy mamy mocno niewydolny system a testy są na wagę złota.

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Czy z punktu widzenia bezpieczeństwa piłkarzy taki scenariusz jest możliwy?

Marcin Samsel:
Teoretycznie tak, ale musiałyby być spełnione dwa warunki. Pierwszy jest taki, że trend, jeśli chodzi o zarażenia, musiałby spadać.

W Polsce nie wygląda tak źle.

Ale porównując liczbę testów, które robimy my i kraje zachodnie, nie ma możliwości, by liczba zarażonych osób nie wynosiła więcej niż tysiąc. Trzeba się wstrzymać z wnioskami, obserwować. We Włoszech w niedzielę liczba zarażeń była mniejsza niż wcześniej, ale jeden dzień to nie jest jeszcze prawidłowość. W tej chwili jesteśmy w fazie gwałtownego wzrostu.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo opublikowało specjalny film

Jednak pewne scenariusze można kreślić.

Tak, ale jest jeszcze drugi warunek. Zawodnicy i członkowie sztabów musieliby zostać zamknięci w bańce. Każdy musiałby zostać dokładnie przebadany i odcięty od świata na jakiś czas. A do tego jest przecież jakaś grupa zawodników zagranicznych (nie wszyscy zawodnicy zostali w kraju - red.), którzy wrócili do domów. Teraz trzeba ich ściągnąć.

Przez zamknięte granice.

Co tu dużo mówić, taka operacja kosztowałaby fortunę. Bundesligę na to stać, a czy nas stać?

Kwestia oszacowania zysków i strat. Canal Plus płaci tylko za rozegrane mecze.

No więc właśnie. Natomiast na dziś powiedziałbym, że o zawodowej piłce trzeba zapomnieć na dłuższy czas. Ale sytuacja się zmienia.

Na jak długo, jak pan sądzi?

Trzeba obserwować Chiny. Z jednej strony oni zahamowali przyrost zachorowań, z drugiej sami obawiają się drugiej fali. Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja w krajach, które względnie najlepiej poradziły sobie z sytuacją, a więc w Korei i Malezji. Musimy obserwować i po jakimś czasie będzie można powiedzieć więcej. Dziwi mnie za to postawa PZPN i Ekstraklasy, które nie do końca wiedzą, co robić, jaki mają plan. A przecież od końca stycznia było wiadomo, że zanosi się na problemy. Dziś też ESA i PZPN powinna kreślić plany i scenariusze, robić analizy już z myślą w perspektywie nawet końca roku. Warto mieć plan A, B, C a nawet Z!

Jednak Ekstraklasa postępuje po prostu tak jak większość, działa stadnie, skoro wszyscy grali, to i Ekstraklasa grała.

Zgoda, ale widać, że te organizacje działają po omacku. Nie prowadzono z zawodnikami wcześniej rozmów, nie ustalono scenariusza, wszyscy byli zaskoczeni. A przecież sam pisałem w styczniu, że sytuacja jest bardzo zła.

Tak, my akurat rozmawialiśmy pod koniec lutego i przewidywał pan, że stadiony będą zamykane.

No właśnie, w każdej organizacji potrzebny jest czarnowidz. My pewnych rzeczy do siebie nie dopuszczamy, myślimy, że jakoś to będzie, że "to nas nie dotyczy" i potem się okazuje, że nie jesteśmy przygotowani, gdy przychodzi sytuacja kryzysowa, tak jak teraz, gdzie trzeba wymyślać rozwiązania pod presją czasu. A presja czasu to czynnik, przy którym działania mogą zawierać błędy chociażby w ocenie sytuacji.

Czytam dyskusje na różnych forach i ludzie zastanawia jedna rzecz. Jeśli spojrzy pan na śmiertelność, to w Stanach Zjednoczonych ponad 600 tysięcy osób umiera z powodu chorób serca, prawie tyle samo z powodu nowotworów, a dodatkowo rocznie 50 tysięcy osób umiera z powodu grypy i zapalenia płuc. My mówimy dziś o 14 tysiącach zmarłych w skali świata.

Różnica jest taka, że z grypą żyjemy od 100 lat, znamy lepsze lub gorsze sposoby leczenia, człowiek ma przygotowany układ immunologiczny. Tymczasem koronawirusa wciąż się uczymy, nie jesteśmy na niego przygotowani. W tym nasze systemy immunologiczne! Nasze organizmy wirus grypy znają, koronawirusa nie. Tak naprawdę współczynnik śmiertelności przy grypie liczymy w promilach, a przy koronawirusie na dziś to ponad 4 procent. A przyrost zachorowań jest ogromny. Porównania z grypą są bezcelowe, będzie można zestawić koronawirusa z innymi chorobami w momencie, gdy pandemia zostanie zahamowana i to mówią wirusolodzy i epidemiolodzy.

Marcin Samsel pracował przy zabezpieczaniu ok. 1200 imprez masowych na terenie całej Polski, w tym meczów EURO 2012, spotkań Ekstraklasy, I i II ligi na stanowisku Kierownika ds. Bezpieczeństwa. Obecnie jest wykładowcą z zakresu bezpieczeństwa publicznego w Wyższej Szkole Administracji i Biznesu w Gdyni.

ZOBACZ Marcin Samsel: Koronawirus jak race - jest śmiertelnie niebezpieczny

ZOBACZ Lewandowscy przekażą pieniądze na szpitale zakaźne w całej Polsce

Źródło artykułu: