Trener z Małopolski poszedł na wojnę z PZPN. "Tak się nie postępuje z ludźmi. Wypchnięto nas na margines"

- Po ponad 20 latach pracy dostałem w twarz, zostałem zdegradowany i pozbawiony możliwości wykonywania zawodu - mówi nam Paweł Olszowski. Trener małopolskiego MZKS Alwernia złożył bezprecedensowy pozew przeciwko Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Zbigniew Boniek Newspix / Michał Chwieduk / Zbigniew Boniek
Uprawnienia trenerskie zdobył w 1996 roku. Po studiach na krakowskiej AWF odbył dwuletnią specjalizację i uzyskał dyplom trenera drugiej klasy. Od blisko ćwierć wieku łączy pracę nauczyciela i wychowawcy w szkole średniej z prowadzeniem drużyn z podstaw piłkarskiej piramidy, jak ładnie nazywa najniższe ligi prezes Zbigniew Boniek. Najwyżej pracował w III lidze, do której awansował w 2014 roku z MKS Trzebinia. W tym samym roku wygrał z nim okręgowy Puchar Polski.

Przez 18 lat uzyskane na AWF uprawnienia pozwalały mu prowadzić drużyny na każdym szczeblu poza ekstraklasą. Sytuacja zmieniła się w 2014 roku, kiedy w odpowiedzi na tzw. ustawę Gowina, która uwolniła 50 zawodów, w tym trenera sportowego, PZPN wprowadził własny system weryfikacji szkoleniowców.

- Zgodnie z uchwałą PZPN, uprawnienia trenerskie nadane przez Ministerstwo Sportu, stopniowo tracą ważność, a respektowane są tylko kursy PZPN. PZPN uznał, że jeśli ktoś nie podda się kształceniu korporacyjnemu, nie zdobędzie nowych licencji, to jest pozbawiany możliwości prowadzenia drużyn na kolejnych szczeblach - mówi nam Paweł Olszowski.

ZOBACZ WIDEO Koronawirus. Ciężka sytuacja klubów sportowych. "Ratunkiem może być wprowadzenie odpowiednich przepisów"

- I tak rok po roku zamykano przede mną kolejne ligi: pierwszą, drugą, trzecią, czwartą, okręgową. Od 1 stycznia mogę pracować najwyżej w A klasie, czyli na najniższym szczeblu. Pozbawiono mnie prawa do trenowania grup juniorskich i trampkarskich. Mogę prowadzić jedynie dzieci do 13. roku życia i seniorów, którzy są totalnymi amatorami - od siódmej ligi w dół - wylicza.

- PZPN broni się w ten sposób, że wprowadził licencje, ponieważ zależy mu na tym, żeby nie obniżył się poziom szkolenia. A mi się wydaje, że z roku na rok jest coraz gorzej. I ja się zastanawiam, czy poziom obniża się przez takich trenerów jak ja, którzy zostali zmarginalizowani i zdegradowani, czy przez tych trenerów, którzy robią te kursy PZPN i wchodzą do zawodu? - pyta retorycznie.

Jak Dawid z Goliatem

48-latek postanowił więc pozwać PZPN. - Zostałem pozbawiony praw do wykonywania zawodu w pełnym zakresie - tak jest sformułowany zarzut - tłumaczy, dodając: - Nie neguję systemu kształcenia trenerów, tylko uważam moje wykształcenie za analogiczne. Kurs UEFA A, który musiałbym zrobić od nowa, by móc prowadzić drużyny do III ligi włącznie i juniorów, odpowiada w dużej części temu, co robiłem przez dwa lata na specjalizacji trenerskiej na AWF.

- Miałem zajęcia z takimi wykładowcami jak Jerzy Żołądź, wtedy doktorem, a dziś profesorem, z profesorem Janem Blecharzem, z doktorem Bogusławem Ciućmańskim. To nie było tak, że ktoś dał nam uprawnienia za nic. Niestety, okazało się, że dwuletnia specjalizacja na AWF to dla ludzi z PZPN za mało i nakazują nam się uczyć wszystkiego od początku. Głównie tego samego - podkreśla Olszowski.

- Trenerem według ustawy o sporcie może być osoba, która ma "wiedzę, umiejętności i doświadczenie". A PZPN, jako monopolista w kwestii prowadzenia rozgrywek piłkarskich w Polsce, stwierdził, że sam będzie decydował o dopuszczaniu trenerów do pracy w klubach. Powstał mały dysonans. Skoro mam nabyte uprawienia, to mam wiedzę i umiejętności, a doświadczenie zdobywałem stopniowo - jako trener pracuję 20 lat - argumentuje.

- Nie jestem wrogiem kursów - w tej chwili to jedyna forma kształcenia trenerów. Ale powinni je robić od zera ci, którzy wchodzą do zawodu i chcą się piąć w hierarchii. PZPN wspaniałomyślnie dał czas na zrobienie swojego kursu. Jakbym go zrobił, jakbym zdobył ten papier, to byłbym fajny facet i już mógłbym pracować - ironizuje trener Alwernii.
Kosztowna pasja

Ale zdobycie związkowej licencji nie jest łatwe. Koszt kursu UEFA A to prawie 5 tys. zł za samo przystąpienie. Do tego zajęcia organizowane są przez wojewódzkie związki, czyli w przypadku Małopolski - w Krakowie. Jako nauczyciel żyjący na co dzień w innym mieście Olszowski ma ograniczone możliwości uczestniczenia w zajęciach.

- Pracowałem kiedyś w czwartej i trzeciej lidze i chciałbym do tego wrócić, więc planowałem zrobić w Krakowie kurs UEFA A, który by mi to umożliwił. On kosztuje cztery tysiące osiemset złotych, a składa się na niego dziesięć sesji w ciągu roku, od niedzieli do środy - tłumaczy.

- Jako nauczyciel nie mam normalnego urlopu, tylko musiałbym wziąć co najmniej dwadzieścia dni bezpłatnego urlopu. Na to się musi zgodzić dyrektor szkoły. A jak się zgodzi, to jest tak, jakbym przez miesiąc w ogóle nie pracował - wylicza Olszowski.

- Do tego trzeba doliczyć koszty zakwaterowania w Krakowie. Odbycie takiego kursu UEFA A to koszt około dziesięciu tysięcy złotych. To są dość duże pieniądze, prawda? A program tego kursu w dużym stopniu pokrywa się z tym, co robiłem na specjalizacji na AWF - powtarza.

Dla trenerów pracujących w piłce amatorskiej 10 tys. zł to znaczący wydatek, a zrobienie kursu UEFA A nie otwiera perspektyw na wysokie zarobki. Trenerzy na poziomie IV czy III ligi czy drużyn juniorskich nie mogą utrzymać się jedynie z pracy w klubie. To wciąż jedynie dodatek, praca z pasji do futbolu.

Dwa lata w 82 godziny

Olszowski punktuje niedoskonałości systemu PZPN. - Z odsunięciem od trzeciej ligi jeszcze mogę się pogodzić. Ale jeśli od ćwierć wieku pracuję w szkole średniej jako nauczyciel i wychowawca, a ktoś mi mówi, że nie mogę prowadzić juniorów czy trampkarzy, bo się nie nadaję, to jest to trudne do zaakceptowania. Jakie przygotowanie do pracy z młodzieżą ma ktoś świeżo po takim kursie PZPN, a jakie ktoś po AWF i z dwudziestoletnim doświadczeniem w pracy z młodzieżą? - pyta trener Alwernii.

1 stycznia federacja zrównała wszystkich szkoleniowców, którzy nie poddali się weryfikacji: trenerów klasy mistrzowskiej, pierwszej i drugiej po studiach wyższych z instruktorami piłki nożnej, którzy skończyli 70-godzinny kurs instruktora. Wszyscy otrzymali licencję grassroots C. Mogą pracować w A klasie i niżej i prowadzić dzieci do 13. roku życia. By zdobyć drugą klasę trenerską, Olszowski musiał skończyć dwuletnią specjalizację w szkole wyższej. Do kursu na grassroots C można przystąpić zaraz po maturze, a jego program realizuje się w 82 godziny.

- Po 20 latach pracy jako trener dostałem w twarz, zostałem zdegradowany i pozbawiony możliwości wykonywania zawodu. Moje uprawnienia zostały zrównane z licencją grassroots C. Do jednego worka wrzucono wszystkich, którzy nie podporządkowali się systemu kształcenia PZPN. Zostaliśmy zrzuceni na poziom zero - mówi Olszowski.

- Po 1 stycznia grono trenerów grassroots C w Polsce powiększyło się o około tysiąc dwieście osób. Ten nagły wzrost oznacza, że tylu trenerów utraciło uprawnienia i zasiliło grupę grassroots C. To oznacza, że tylu trenerów nie dało zarobić korporacji, jaką jest PZPN i zostało pozbawionych prawa do wykonywania zawodu. Jestem sceptycznie nastawiony do PZPN i struktur w polskiej piłce, bo tak się nie postępuje z ludźmi, że wyrzuca się do kosza ich wykształcenie - ciągnie nasz rozmówca.

Kazus Kotwickiego

Trener z A klasy wypowiedział wojnę najpotężniejszemu i najlepiej postrzeganemu związkowi sportowemu w Polsce. Do działania zachęcił go przykład z piłki ręcznej. Krzysztof Kotwicki pozwał krajowy związek w identycznej sprawie i sąd przyznał mu rację. Więcej TUTAJ.

- Związek piłki ręcznej wprowadził podobny system licencyjny co PZPN, a trener Kotwicki, który pracował wtedy w klubie pierwszoligowym, uznał, że nie zrobi tej licencji, ponieważ ma już uprawnienia, których ZPRP chce go bezprawnie pozbawić. W pierwszej instancji przegrał, ale po apelacji sąd drugiej instancji przyznał mu rację - opowiada Olszowski.

- To otworzyło mu furtkę do ubiegania się o odszkodowanie za utracone korzyści, bo przez dwa czy trzy lata nie mógł pracować w pierwszej lidze. Nie sądzę, bym podążył jego śladem: dla mnie najważniejsza jest możliwość ponownego prowadzenia zespołów przynajmniej w trzeciej lidze. To oznaczałoby, że moje wykształcenie jest równe z licencją UEFA A - mówi.

Pozew Olszowskiego jest bezprecedensowy w polskiej piłce, ale trener z Małopolski nie jest jedynym, który chce się postawić PZPN: - Nie tylko mi się to nie podoba. Wiem, że jest spora grupa trenerów na Mazowszu, którzy chcą przygotować pozwy w tej samej sprawie. Wielu trenerów, którzy są między 50. a 60. rokiem życia, mówi wprost, że nie zainwestują w te kursy. To jest wypychanie na margines ludzi z doświadczeniem, którzy mogą jeszcze wiele dobrego dla piłki zrobić.

Pierwsza rozprawa w sprawie Olszowski vs PZPN miała się odbyć 27 marca, ale ze względu na ogłoszony w kraju stan epidemii została przełożona. Nowy termin nie został na razie wyznaczony.

Czy Paweł Olszowski ma szansę wygrać z PZPN?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×