Kazimierz Marcinkiewicz nie wytrzymał: "Pewnie pójdę do sądu!". A chodzi o mecz Polski

Kazimierz Marcinkiewicz rozważa pójście do sądu, bo ma dosyć słuchania, że on kiedyś wparował przed meczem do szatni polskich piłkarzy, a po meczu nie chciał już tego zrobić. I że kazał Michałowi Listkiewiczowi samemu "opieprzyć" zawodników.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Kazimierz Marcinkiewicz Newspix / PIOTR KUCZA / Na zdjęciu: Kazimierz Marcinkiewicz
Chodzi o mecz Polski z Ekwadorem w mistrzostwach świata w Niemczech w 2006 roku. Były szef PZPN Michał Listkiewicz ponownie go przypomniał dla WP SportoweFakty, gdy opowiadał o sportowych pasjach śp. Lecha Kaczyńskiego. To było pierwsze spotkanie na mundialu, Polacy przegrali nieoczekiwanie 0:2.

Listkiewicz zestawił dla nas dwóch polityków, którzy wtedy pojechali na mistrzostwa. O Kazimierzu Marcinkiewiczu - ówczesnym premierze - mówił, że ten przed meczem odwiedził zawodników, zrobił im motywacyjną przemowę, ale gdy przegrali, odmówił już ponownej wizyty. - Niech pan ich sam opieprzy. Nie idę - miał mniej więcej powiedzieć. Listkiewicz już wcześniej też wspominał w mediach to zdarzenie.

I porównał teraz do zachowania nieżyjącego prezydenta, który po kolejnym spotkaniu w grupie i porażce z Niemcami 0:1, wykazał się klasą i podziękował piłkarzom.

ZOBACZ WIDEO: Jak piłka nożna będzie wyglądać po epidemii koronawirusa? "To bardzo poważnie zachwieje klubami"

Kazimierz Marcinkiewicz przeczytał nasz tekst i nie wytrzymał. Przekonuje, że było zupełnie inaczej. Nie rozumie, dlaczego były szef PZPN ciągle go atakuje.

- Od wielu lat pan Listkiewicz atakuje moją osobę podając zmyślone informacje o moim udziale w spotkaniu przed meczem Polski z Ekwadorem. Mam świadków, którzy potwierdzą, że to pan Listkiewicz (na marginesie z kontuzjowaną nogą), właściwie zmusił mnie do zejścia przed meczem do szatni naszych piłkarzy. Piłkarze byli już w trakcie koncentracji, więc czułem się zażenowany sytuacją i bardzo szybko stamtąd wyszedłem, a po meczu nie widziałem się z panem Michałem Listkiewiczem. Miałem spotkanie z Angelą Merkel i premierem Bawarii - wyjaśnia były premier.

I uważa, że pewnie były szef PZPN czuje się teraz głupio z powodu tamtego niepotrzebnego zamieszania. - Pewnie będę musiał zakończyć tę sprawę dowodząc jej w sądzie. Na szczęście jako premier nie byłem sam tylko z współpracownikami, którzy to poświadczą - zarzeka się.

Paweł Janas, który był wtedy selekcjonerem reprezentacji Polski, wspominał kiedyś w magazynie "Futbol". - Nie może facet przed pierwszym meczem wchodzić do szatni i to jeszcze z dziesięcioma ochroniarzami. Ani coś do chłopaków powiedzieć, ani się skoncentrować. Za chwilę wychodzisz na hymny, a tu bajzel w szatni. Po meczu, proszę bardzo, niech wchodzi kto chce, ale nigdy przed pierwszym gwizdkiem.

Były szef polskiej piłki i były premier ewidentnie nie mają po drodze. Swego czasu w felietonie w "Super Expressie" Listkiewicz pisał o Marcinkiewiczu, że ten był "bucowatym komisarzem, który wydał pół miliarda z kieszeni podatników na stadion Legii". Nazwał go też "najgorszym premierem w historii".

W 2008 roku tygodnik "Wprost" napisał z kolei, że rząd Donalda Tuska forsuje Marcinkiewicza do zastąpienia Listkiewicza na stanowisku szefa PZPN. On sam w "Przeglądzie Sportowym" odpowiadał: - Znam dobrze Michała Listkiewicza, w wielu sprawach świetnie nam się współpracowało. Ale w jednej kwestii jako premier byłem wyjątkowo twardy: w walce z korupcją w futbolu. Gdybym został prezesem PZPN, byłoby tak samo.

Michał Listkiewicz był prezesem PZPN w latach 1999-2008. Kazimierz Marcinkiewicz sprawował urząd Prezesa Rady Ministrów od 31 października 2005 do 14 lipca 2006 roku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×