Epidemia koronawirusa doprowadziła do zawieszenia rozgrywek PKO Ekstraklasy. Przypominamy zatem najciekawsze, najdziwniejsze i najbardziej pamiętne mecze sprzed lat.
W 1996 roku Widzew Łódź po latach został mistrzem Polski, w końcówce sezonu 2:1 pokonując Legię Warszawa (więcej na temat tego sezonu przeczytasz TUTAJ). Zespół Franciszka Smuda w sierpniu awansował Ligi Mistrzów, a w lidze musiał odpierać ataki klubu z Łazienkowskiej.
Po raz kolejny rozgrywki ligowe toczyły się pod dyktando ówczesnego mistrza i wicemistrza Polski. Jesień na pozycji lidera zakończył Widzew, który nad Legią miał dwa punkty przewagi. Pod koniec 1996 roku łodzianie podejmowali Wojskowych i po golu Jacka Dembińskiego zwyciężyli 1:0.
ZOBACZ WIDEO: Nowe zasady bezpieczeństwa zabiją "cieszynki" po bramkach? Kownacki: Nie wszystkiego da się przestrzegać
Do rewanżu niemal na samym finiszu, w 33. kolejce. Przed bezpośrednim starciem Widzew miał nad Legią punkt przewagi. Remis przy Łazienkowskiej niemal zapewniał wybrańcom Smudy drugie z rzędu mistrzostwo.
Goście lepiej weszli w mecz, ale dobrze między słupkami gospodarzy interweniował Grzegorz Szamotulski. Golkiper zastąpił w Legii Macieja Szczęsnęgo, który wspólnie z Radosławem Michalskim rok wcześniej przeszedł do klubu z Łodzi.
Goście atakowali, ale szybko musieli zacząć myśleć o odrabianiu strat. W 11. minucie z rzutu rożnego dośrodkował Tomasz Sokołowski, a uderzeniem głową do bramki trafił Cezary Kucharski.
Chwilę po zmianie stron Widzew mógł wyrównać, w dobrej sytuacji spudłował Mirosław Szymkowiak. To jednak Legia zadała drugi cios. Nastawieni na grę z kontry gospodarzy wyprowadzili takową w 57. minucie. Szczęsnego płaskim strzałem z ok. 17 metrów pokonał Sylwester Czereszewski. - Niemal rok wcześniej byliśmy z Widzewem w podobnej sytuacji, grając w Kopenhadze o Ligę Mistrzów. Wtedy też musieliśmy w krótkim czasie strzelić dwie bramki. Po roku, grając w Warszawie już takiej pewności siebie nie mieliśmy - przyznał po latach, w dokumencie zrealizowanym przez stację Canal+, Szczęsny.
Przy Łazienkowskiej rozpoczęło się świętowanie. Wszak kolejny tytuł był o krok. Dodatkowo kilka minut po bramce Czereszewskiego na 3:0 mógł trafić Kucharski, ale piłka trafiła w słupek.
W ostatnich minutach kontuzji nogi doznał sędzia Andrzej Czyżniewski. Dłuższa przerwa wybiła Legionistów z rytmu. - Gospodarze już cieszyli się, przybijali ze sobą piątki. Oni już skończyli mecz, a dla nas się on dopiero zaczynał - stwierdził Radosław Michalski.
Nikt wówczas nie spodziewał się, że Legia w końcówce przeżyje piłkarski dramat. Jak powiedział wiele lat później Czesław Michniewicz, rezultat 2:0 jest bardzo niebezpieczny. Potwierdziło się to w meczu w Warszawie. W 88. minucie Mołdawianin Alexandru Curtian zagrał do Sławomira Majaka, a ten mocnym strzałem pokonał Szamotulskiego. - Chciałem żebyśmy chociaż jednego gola strzelili i było 1:2. Kiedy wszedł Curtian czułem, że mecz się odwróci do góry nogami - wspominał Franciszek Smuda.
Widzew poczuł krew. Do zwycięskiego remisu łodzianom brakowało już tylko jednego gola. Padł kilkadziesiąt sekund później, a dokładnie w 91. minucie. Legia stanęła w polu karnym całym zespołem. Z lewej strony dośrodkował Rafał Siadaczka, a wbiegający Dariusz Gęsior głową uderzył pod poprzeczkę.
Kilkadziesiąt sekund Legia zdobyła bramkę, ale sędzia jej nie uznał dopatrując się spalonego. W obecnych czasach analiza VAR trwałaby kilka minut. Na powtórkach widać było wyraźnie, że był ofsajd.
W doliczonym czasie Widzew strzelił trzeciego gola. Legia atakowała, ale nadziała się na kontrę gości. Gęsior ruszył prawą flanką i podał do Andrzej Michalczuka. Zawodnik uderzył w kierunku bliższego słupka. Taki strzał Szamotulski powinien obronić. Golkiper sparował piłkę, ale ta wpadła mu pod ręką do siatki. Łazienkowska w szoku, goście obronili tytuł mistrzów Polski. - Zdobywaliśmy gole jakich w spotkaniach o taką stawkę nie powinno się zdobywać - powiedział Szczęsny.
Łodzianie, chyba dość niespodziewanie także dla samych siebie, tytuł świętowali już po spotkaniu z Legią. Ostatnia kolejka w kwestii gry o tytuł nie miała już znaczenia. W niej Widzew 5:1 rozbił Raków Częstochowa (pięć bramek zdobył Jacek Dembiński), Legia 3:1 wygrała w Katowicach.
PAMIĘTNE MECZE - TUTAJ WIĘCEJ TEKSTÓW
Czytaj także:
Sensacyjny finał rozgrywek Pucharu Polski. W karnych lepszy II-ligowiec
Zamiast świętowania mistrzostwa Polski gonitwy z milicją