Pierwszy w Berlinie był Rafał Gikiewicz. Przyszedł z Freiburga za 150 tys. euro, bez wielkich oczekiwań, żeby tylko przetrwać w II lidze. Przez dwa lata narobił tyle zamieszania, że z płaczem żegnają go nawet najstarsi kibice. Krzysztof Piątek wjechał do miasta inaczej. Z rozmachem. Jako wielka gwiazda z Mediolanu, kupiona za rekordowe pieniądze. Ale po fatalnej grze zespołu i trenerskich rewolucjach, wylądował na ławce kosztem 35-letniego rywala.
W piątek skrzyżują rękawice. W wyjątkowym meczu, na kolejny taki Polacy będą musieli długo czekać. To pierwsze derby Berlina, w których po obu stronach zagrają polscy piłkarze. Piątek z Herthy i Gikiewicz z Unionu. Piłkarze znajdujący się na przeciwnych biegunach kariery.
Robili wielkie oczy na Polaka
Bramkarz w chwale kończy swój pobyt w Berlinie. Był najskuteczniejszym bramkarzem ligi w rundzie jesiennej. Okazał się lepszy nawet od Manuela Neuera z Bayernu Monachium, jednego z najlepszych bramkarzy świata. Dzięki jego interwencjom Union nadal ma pewne utrzymanie. Gra w Bundeslidze była jego marzeniem, osiągnięciem większym niż mistrzostwo Polski ze Śląskiem Wrocław w 2012 roku. Walkę o awans zapowiadał już przy pierwszej wizycie w gabinetach Unionu. Powtarzał to na pierwszych spotkaniach z dziennikarzami. Za każdym razem robili wielkie oczy.
ZOBACZ WIDEO: Dosadna opinia na temat startu Bundesligi. "Fatalnie to wygląda"
- Do Niemiec trafiłem z rezerw Śląska, bez znajomości języka, nikt nie dawał mi szans. Teraz kibice Unionu mówią, że będą malować murale z moją podobizną, o czymś to świadczy - mówił nam.
I nie chodzi tylko o popisy na boisku. Kiedy niemieccy lekarze walczyli z pandemią, przyjechał pod szpital i przekazał jedzenie dla porannej i popołudniowej zmiany oddziału intensywnej terapii szpitala w Koepenick, jednej z dzielnic Berlina. Zamówił je u znajomego restauratora. Tak wsparł jednocześnie medyków i lokalny biznes. Dał też przykład kolegom i zrzekł się części swoich zarobków.
Kiedy Bundesliga grała z kibicami, często rozdawał bilety na swoje mecze. Rozmawia z nimi w social mediach. Ale kiedy trzeba było ryknąć, by uratować mecz, nie zawahał się ani chwili. W listopadowych derbach Berlina, pierwszych w Bundeslidze, Gikiewicz stanął oko w oko z ultrasami i nie bał się zawrócić ich na trybuny. Union prowadził 1:0, po wejściu kibiców na murawę sędzia mógł zarządzić walkower.
Powoli do celu. Tak Gikiewicz zbudował swoją legendę po wschodniej stronie Berlina. To jednak jego ostatni sezon w mieście. Klub nie chce przedłużyć z nim kontraktu. Gdy dowiedział się o tym 80-letni kibic Achim, przyszedł na trening Unionu. Do godz. 13 czekał na bramkarza. - Ze łzami w oczach powiedział, że przykro mu, iż odchodzę. Gdy widzisz i słyszysz to od człowieka, który narażając zdrowie, przyszedł się pożegnać, to trudno się nie wzruszyć - mówił 32-latek "Super Expressowi".
W następnym sezonie poza Berlinem będzie spełniał swój sen o niemieckiej ekstraklasie. Wyrobił tu sobie solidną markę. - Rafał ma trzy konkretne propozycje z Bundesligi i jedną z II ligi. Jeszcze się nie określił, mówi, że to kwestia dni. Ale jest duża szansa na to, że zostanie w 1. Bundeslidze - zdradzał Tomasz Urban, ekspert "Eleven Sports" w programie specjalnym na "WP Sportowe Fakty".
Wielki chaos
Piątek z Berlinem jeszcze się nie żegna. W styczniu dołączył do Herthy za rekordowe w jej historii 27 mln euro. Juergen Klinsmann obiecał mu odbudowę formy po kryzysie w Milanie, roztaczał wizje wielkiego klubu i europejskich pucharów. Kilka tygodni potem odszedł skłócony z zarządem. Nowa gwiazda została w wielkim chaosie. Bez jakościowego wsparcia na boisku, przytłoczony wielkimi oczekiwaniami.
Po kolejnych bezbarwnych meczach Starej Damy, Piątek obrywał najczęściej. Został kozłem ofiarnym, a ostatnio również ofiarą eksperymentów nowego trenera, Bruno Labadii. W pierwszym meczu po wznowieniu rozgrywek, 24-latek wylądował na ławce kosztem 35-letniego Vedada Ibisevicia. Bośniak zdobył bramkę, Piątek wszedł w końcówce, kiedy wygrana 3:0 z Hoffenheim była już przesądzona.
Od samego początku Piątek ma problemy w Hercie. Od stycznia strzelił tylko dwa gole, w tym jednego z rzutu karnego. Niemcy zapowiadają, że derby Berlina zacznie na ławce. Andrzej Juskowiak, były napastnik Wolfsburga, mówił, że ten mecz to doskonała okazja do przełamania.
- Bramka z Unionem byłaby czymś spektakularnym. Ale musi przy tym pamiętać, że w Niemczech ceni się piłkarzy, którzy mają regularność - podkreślał w rozmowie z nami.
W tabeli Bundesligi Hertha jest na 11. miejscu. Zespół Piątka znajduje się miejsce wyżej od Unionu. Obie ekipy dzieli tylko punkt. Derby Berlina zaczną się o godzinie 20:30. Transmisja w Canal+ Sport.
Bardzo kręta droga Piotra Zielińskiego do Barcelony
Koronawirus podeptał marzenia. Aritz Aduriz musiał zakończyć karierę