Piotr Kostogrys: Pomeczowy kac moralny

Po kompromitującej porażce w Tallinie, nie ma chyba kibica Wisły, który w czwartek rano rano nie obudziłby się z kacem. I to bynajmniej nie alkoholowym, choć i taki pewnie się znalazł. Na trzeźwo dość trudno objąć to co wydarzyło się w stolicy Estonii.

Po porażce i odpadnięciu z pucharów, na wiślaków spadła fala zasłużonej krytyki. Skompromitowali się bowiem na całej linii. To nie podlega jakiejkolwiek dyskusji, tym bardziej, że od zawodników Levadii zarabiają jakieś 10 razy więcej. I to w dobie kryzysu.

Niejeden raz okazywało się jednak, że sportem nie rządzą pieniądze. W końcu kiedyś podobnie jak dziś kibice Wisły, czuli się fani bogaczy - włoskiej Parmy lub wielkiego Schalke.

Niestety wspominanie byłych sukcesów Wisły jest tutaj kompletnie nie na miejscu. Nawet pomimo tego, że mamy ich tak mało, że wszyscy wciąż żyjemy "cudem na Wembley" sprzed prawie 36 lat.

W czwartkowy poranek każdy kibic aktualnych mistrzów Polski zmuszony był uzupełnić "wiślacką listę wstydu". Polega ona na dopisaniu do nazw Dinamo Tbilisi i Vålerenga estońskiej Levadii. Niepozorna drużyna na długo zapadnie w ich pamięci. I chyba większość z dumnych zazwyczaj fanów spod Wawelu nawet teraz nie wierzy, że spotkało ich takie nieszczęście.

W żaden sposób nie zamierzam oczyszczać win piłkarzy z Krakowa, nawet jeśli ich trener całą bierze na siebie. W końcu to oni wyszli na murawę, kompromitująco przegrali i za to zasłużyli na piłkarskie potępienie. Zawalili swoją robotę i należy im się kara. Dlatego też cała Polska śmieje się z nich do woli. I śmiać się będzie jeszcze długo.

Oby tylko ci śmiejący się kibice nie zapomnieli o jednym dość błahym szczególe. Zespoły, którym sami kibicują są... jeszcze gorsze.

Źródło artykułu: