Nikt tak spektakularnie nie podkłada się na Twitterze jak Zbigniew Boniek. Prezes PZPN publikował na swoim koncie już takie wpisy, za które musiał przepraszać, a niektóre nawet usuwać. "Zibi" pisał m.in. o tym, że ktoś z twarzy niezbyt mądrze wygląda, naśmiewał się z nazwiska jednego z dziennikarzy, byłej rzeczniczce Ekstraklasy odparował, że jemu do dyskusji o piłce baba niepotrzebna. O potworkach gramatycznych i ortograficznych prezesa wystarczy wspomnieć choćby te: "Ukraińczycy" albo "nie trzepiajmy się", co miało być prośbą o to, żeby się nie czepiać.
Nie zamierzam się tu pastwić nad Bońkiem, bo przykładów wpadek było wiele, a wiele z nich takich, że w środowisku piłkarskim żartowano nawet, że skoro nikt nie próbuje prezesa chronić przed samym sobą, to widocznie szef komunikacji PZPN zatrzasnął się w toalecie.
Boniek, i to trzeba mu przyznać, sam pisze swoje tweety. To na pewno plus, bo jest autentyczny, ale wcale nie jetem przekonany, że to dobrze.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Nieodpowiedzialne zachowanie kibiców Legii. Minister Szumowski zabrał głos
Bo Boniek nie ogranicza się niestety do komentowania jedynie futbolu. Czuje się silny także na innych polach i chętnie dzieli się z czytelnikami swoimi poglądami na - ogólnie mówiąc - otaczającą nas rzeczywistość. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że są to przemyślenia na poziomie małego Dyzia.
We wtorek Boniek uraczył nas "złotą myślą" po wyborach: "Prezydent Polski dzisiaj może być wybrany głosami ludzi środowiska wiejskiego, głosami emerytów i ludzi z podstawowym wykształceniem. To chyba trochę dziwne w tak pięknym i rozwijającym się kraju jak nasza Polska".
Jak łatwo się domyślić, od razu dostał od twitterowiczów kilka "bomb" w szczękę. I to nie tylko od ludzi ze wsi, nie tylko od emerytów i ludzi z wykształceniem podstawowym. Po prostu od ludzi, którzy rozumieją, czym jest demokracja i powiedzmy szczerze, nie jest to wcale jakaś wiedza tajemna albo skomplikowana. A jednak prezesowi PZPN udało się tego nie pojąć.
Musiał więc Boniek przeczytać wiele przykrych rzeczy na swój temat i na głębokość własnych przemyśleń. Było więc i o tym, jakim jest politykiem, jakim był trenerem, ale także o pogardzie, dzieleniu ludzi na lepszych i gorszych. I oczywiście o słomie wychodzącej prezesowi z butów. Ktoś przypomniał Bońkowi, że głos tych ludzi ma taką samą wartość jak głos prezesa PZPN. A użytkownik twittera Tomasz Samołyk napisał: "Np. moja mama. Emerytowana nauczyciel dyplomowana, ponad 30 lat pracy. Mieszka na wsi. No ale kimże ona jest przy jakimś typie, który kopał kiedyś piłkę".
Jeśli Boniek w ten sposób chciał pomóc w kampanii Rafałowi Trzaskowskiemu, to zrobił mu niedźwiedzią przysługę, istny pocałunek śmierci. Ale może było odwrotnie i Boniek chciał przebiegle weprzeć Andrzeja Dudę w walce z "ostrym cieniem mgły"? Cholera wie! Po Bońku można się wszystkiego spodziewać. Tym bardziej, że ostatnio - gdy zabiegał o otwarcie dla kibiców stadionów - mocno się przysunął do premiera Morawieckiego.
Jedni pisali, że prezes się skompromitował, inni byli w szoku i żądali przeprosin, ale do mnie najbardziej trafił oszczędny tweet Piotra Koszeckiego: "A dla mnie zero zaskoczenia - typowy wpis Bońka". Też nie jestem zaskoczony.