Coraz więcej byłych sportowców angażuje się w politykę. Jednym z tych, który przetarł szlak, był Grzegorz Lato, który w 2001 roku został senatorem z ramienia SLD. Skrzydłowy Stali Mielec, który dokładnie 46 lat temu (06.07.1974) strzelił bramkę na miarę 3. miejsca na mundialu w Niemczech, nie ukrywa, że jest załamany podziałami, do których doszło w Polsce.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Jak się panu podoba poziom debaty w polityce?
Grzegorz Lato: Straszna jest ta agresja. Kiedyś, za naszych czasów, tego nie było. Pracowałem w komisji oświaty, byli ludzie z różnych ugrupowań i nie było takich podziałów. Mieliśmy założenie, żeby budować sale gimnastyczne w Polsce, głównie w małych szkołach, gdzie dzieci trenowały na wąskich i krótkich korytarzach. Dobro dzieci było najważniejsze.
I dlaczego to się zmieniło? Rywalizacja dwóch dużych partii?
Takim momentem, kiedy to już zaczęła być droga jednokierunkowa, była katastrofa w Smoleńsku i późniejsze zachowanie polityków, m.in. Antoniego Macierewicza. A tam zginęli ludzie z różnych stron, zresztą wielu z nich znałem. Od tego momentu mamy ciągły konflikt. Przy okazji tamta katastrofa pokazała polski problem: jak to jest możliwe, żeby tyle ważnych osób leciało jednym samolotem. Przecież zawsze coś się może zdarzyć. Jak prezydent USA leci samolotem, to jego zastępcy już nie, bo w razie katastrofy ktoś musi kierować państwem. U nas zawsze kulała organizacja.
ZOBACZ WIDEO: Stadion RKS-u Okęcie zalany przez ulewy i strażaków. "Przy wsparciu miasta zaoferowaliśmy pomoc"
A dlaczego w ogóle zdecydował się pan wejść do polityki?
Namówił mnie znajomy, Wiesiek Ciesielski (ważny działacz SLD na Podkarpaciu - przyp. red.). Jeździliśmy od miasta do miasta, rozmawialiśmy z ludźmi, musieliśmy się trochę gimnastykować, bo nigdy nie jest łatwo. Ale nie żałuję tego, to była bardzo dobra lekcja. Spotkałem w parlamencie wielu wspaniałych ludzi, zobaczyłem, jak to działa od środka i zrozumiałem, że to jest praca grupowa. Człowiek nie może działać sam, bo nigdy nic nie zrobi. Ale mogliśmy też mieć myślenie bardziej samodzielnie. Jak nie chciałem głosować za aborcją, to jako katolik nie głosowałem.
A na kogo pan zagłosuje w najbliższą niedzielę - jeśli można wiedzieć?
O nie, nie powiem panu, bo będą ze mną jechali jak z Włodkiem Lubańskim. W 2015 roku zagłosowałem na Andrzeja Dudę, bo mówił, że będzie prezydentem wszystkich Polaków. Zamiast tego został prezydentem jednego Polaka. Wie pan, czego Polska potrzebuje?
Czego?
Więcej spokoju. Muszę panu powiedzieć, że strasznie się u nas zaroiło od fanatyków. Naród jest podzielony jak nigdy i mnie to bardzo boli. Brat nie rozmawia z bratem, bo mają inne przekonania. To jest chore. My mamy w domu zasadę, że przy stole nie rozmawiamy o polityce i religii. To każdy wie. Dlatego ja chcę, żeby to była moja prywatna sprawa na kogo zagłosuję. Ale co jest ważne to, żeby głosować. To jest takie prawo i w sumie moralny obowiązek.
A coś się panu podoba?
Tak, podoba mi się program 500+, to jest wszędzie na Zachodzie, podobają mi się wyprawki dla dzieci do szkoły, jak grałem w Kanadzie to było w normie. Choć przy tym musimy pamiętać, że nie jest tak, że rząd dał. Rząd nikomu nic nie daje, nie daje tylko dzieli pieniądze obywateli. Zatem, jak tu da, to tam zabierze. Nie podoba mi się łamanie konstytucji, w USA takie rzeczy byłyby nie do pomyślenia, każdy wie, że konstytucja to świętość, u nas niestety nie dorośliśmy do tego.
Pański następca na stanowisku prezesa PZPN napisał: "Prezydent Polski dzisiaj może być wybrany głosami ludźmi środowiska wiejskiego, głosami emerytów i ludzi z podstawowym wykształceniem. To chyba trochę dziwne w tak pięknym i rozwijającym się kraju jak nasza Polska". Co pan na to jako emeryt?
Poważnie to napisał? Oj, to pewnie z nim pojechali co?
No raczej tak, choć miał też spore poparcie.
Prosta zasada: z tłumem nie wygrasz. Na takim stanowisku trzeba dwa razy się zastanowić, zanim coś się napisze. Tak jak ten poseł Żalek z PiS, który stwierdził, że LBGT to nie ludzie a ideologia. Ja to się czasem zastanawiam, co by taki zrobił jeden z drugim, jakby się okazało, że córka czy syn są homoseksualni. A to przecież może tak być. Ja panu powiem, ja jestem katolikiem. I ja nie czuję do nikogo nienawiści. Przykazanie miłości mówi: "Będziesz miłował bliźniego swego, jak siebie samego". Musimy bardziej być ludźmi.